Tekst jest polityczną fikcją, napisanym w przeciągu kwadransa. Wszelkie zbieżności z sytuacjami są przypadkowe, z postaciami zaś- zamierzone.
Włodzimierz, czerwony na twarzy, rozwijał przed Leszkiem wielkie plany: gestykulował, mówił z przejęciem, prawie krzyczał:
-Chłopcy Mira zgodzą się wynająć Stadion po preferencyjnych cenach, nie będą mieli wyjścia, za dużo szumu zrobiło się w związku z ich apanażami, premiami i nagrodami. Pójdą nam na rękę, nie zechcą być posądzeni o pazerność- prawił gorączkowo.
Leszek kiwał ze zrozumieniem głową. Jego plan zaczynał nabierać rumieńców, lewa strona nareszcie zaczyna knuć i spiskować, niczym Kaczyński na prawicy! Utrze się nosa temu Palikotowi! Włodzimierz jakby czytał w myślach szefa:
-Zaproszenia przygotowane, otrzymają się posłowie Ruchu, tfu!, tfu!, Palikota, Olek, zaprzyjaźnieni z nami socjologowie i profesor Jan, zahartowany w bojach. Zgodnie z twoim, Leszku, życzeniem, temu, tfu!, tfu!, Palikotowi zaproszenia nie wyślemy.
-Bardzo dobrze, przytargałby na Stadion siwuchę z mirabelek i upiłby któregoś z naszych. A nam kłopotów przecież nie trzeba. Olek przedawkowałby i byłaby kompromitacja… A właśnie: jak się mają sprawy z Olkiem i Jolką?- zapytał Leszek.
Włodzimierz nieco spochmurniał:
-Jolka odeszła z Kongresu kobiet! To dzieło tego, szatana, tfu!, tfu!, Palikota! Obawiam się, że może wspierać Olka przy projekcie Europa Plus! Czy mamy prosić ją na kolanach, by została, Leszku?- Włodzimierz pluł i parskał, nie mogą opanować emocji.
-Co to, to nie! Sam wiesz, że pozycja na kolanach nam, lewicowcom starej daty, nie odpowiada! Może to poświadczyć Józef, który tak pięknie oleksował na Jasnej Górze. Zresztą i ty, Włodku, sam wiesz, jak to trudno, kiedy sam byłeś gotów paść na kolana przed Januszem Palikotem, by zrobił z ciebie swego współpracownika- łagodnie przemawiał Leszek.
Włodzimierz zerwał się na równe nogi:
-To była chwila słabości! Nie chcieli mnie młodzi towarzysze w naszej partii, dopiero ty, Leszku, umożliwiłeś mi powrót! Sam wiesz, że ciemny lud pamięć ma krótką, więc kto dziś pamięta, że marzyłem o doradzaniu temu, tfu!, tfu!, Palikotowi?- bił się w piersi Włodzimierz.
Do drzwi gabinetu rozległo się łomotanie; Leszek zerknął na zegarek, spotkanie z Włodzimierzem trochę się przedłużyło.
-Dziękuję, Włodzimierzu, nasze spotkanie dobiegło końca. Otwórz drzwi kolejnemu interesantowi, możesz odejść- łaskawie kiwnął ręką.
Włodzimierz wycofał się w ukłonach. Otworzył drzwi, z którymi szamotali się Krzysztof i Dariusz.
-Ja, ja pierwszy!
-Nie, to mnie szef chce zobaczyć!
-Nieprawda, ja muszę wejść pierwszy, muszę!
W pewnym momencie Krzysztof strącił Dariuszowi okulary. Biedak, nic nie widział, Krzysztof wykorzystał słabość towarzysza i wśliznął się do gabinetu szefa.
-Witam, szefie, przychodzę z wieściami…- zaczął, ale Leszek brutalnie mu przerwał:
-Co to za hałasy, w chlewie jesteście, u ludowców, do cholery, czy przed gabinetem niegdysiejszego kanclerza?! Kultury trochę, młodzieży, po zapomnę, że listy wyborcze do Sejmu mają być z waszymi nazwiskami!
-Szefie, a bo Darek się czepia, wymądrza! Zapomniał, że był prawą ręką Grześka? Gdyby był lewą, to co innego! Ale jak by to wyglądało: lewa ręka ma dwie lewe ręce? On jest jeszcze w szoku po słowach Palikota, ma tik nerwowy, kiedy słyszy o politycznym kurestwie!- donosił Krzysztof.
-Ach, rzeczywiście, zapomniałem o tym… Leszek podrapał się po siwej głowie.
-Są jakieś efekty kuracji, i u kogo on wychodzi z szoku?- dopytywał sekretarza. Krzysztof westchnął:
-Bartłomiej proponował swoje usługi, ktoś polecił doktora G., ale najprawdopodobniej tylko msza Darkowi pomoże. Święta za pasem, może wstąpi do kościoła odbębnić kilka zdrowasiek. W końcu nie chcemy być kojarzeni z Ruchem heretyckiego Palikota!- uśmiechnął się Krzysztof.
-Właśnie! Jak nastroje po przypomnieniu, co pisał o Olku ten Palikot w swoich książkach? Czy jego partia już się rozpadła?- dociekał Leszek.
-Niestety… Bardziej się scementowała! Jego ludzie nie życzą sobie w partii spadochroniarzy z SLD, podejrzewają, że jakieś krety od nas mogą do nich wejść! A książka, co tu dużo gadać, znacznie poszła w górę statystyka sprzedaży, nabijemy Palikotowi kabzę!- płaczliwym głosem oznajmił Krzysztof.
-Cooo?! – zaryczał jak zraniony tur Leszek. Chcesz powiedzieć, że ludzie wybaczyli Palikotowi sugestie sprzed kilku lat, że Olek nadużywa alkoholu?!
-Tak, szefie… Ludzie uważają, że to było dawno temu. Inny był Palikot, inny był Olek, ale ludzie się zmieniają. Oskarżają nas przy tym, że nie komentujemy sprawy biskupa Flaszki, że schowaliśmy głowę w piasek, ze strachu przed sutanną!
Leszek mamrotał coś pod nosem, zaskoczony. W końcu zapytał sekretarza:
-Zatem odżyje pomysł ze śledztwem! Co na to nasi zaprzyjaźnieni, śledczy dziennikarze?
-Złe wieści: Piotr ciągle wygląda mesjasza na lewicy, ale gola z tego wypatrywania nie będzie, są same kiwki. Cezary woli gotować na wizji, niż szukać zeszytów i pamiętników Palikota z pradawnych czasów, nie podjął się nawet odszukania ławki szkolnej, na której Palikot coś wycinał scyzorykiem- wyjaśnił Krzysztof.
-Niedobrze, obawiam się, że pies s kulawą nogą, prócz wąskiej grupki zaprzyjaźnionych z nami gości, nie odwiedzi naszego czerwcowego kongresu… - biadolił Leszek.
-Szefie, nie wszystko stracone! Zaprosi się towarzyszy, młodych socjalistów, może zaprosimy kogoś od Zbyszka, albo Jarka? Oni strasznie nienawidzą Palikota, a to nas łączy, mamy wspólny cel!- zapalił się do pomysłu Krzysztof.
Leszek walił pięścią w stół:
-Biskupi coraz bardziej się obrażają! Nie na Palikota, lecz na nas, że jeszcze jest w Sejmie jego partia! Wszystko na nic! Nikt, nie wierzy, że Palikotowi jest potrzebny psychiatra, wyśmiali twoje słowa! Wzruszeniem ramion przyjęli do wiadomości wyborcy, że Palikot to liberał z krwi i kości! Gdzie są te organizacje terrorystyczne, które miały przyjechać do Polski i mścić się za więzienia CIA? Ty nie chcesz mieć nic wspólnego z Palikotem, ja też, i Włodek, i inni, ale jest wielu młodych, którzy z nim chętnie podjęliby współpracę! Trzeba było dać mu zdjąć ten krzyż w Sejmie, byłby święty spokój!- krzyczał Leszek, uderzając z furią w biurko, odkształcając je nieco.
Krzysztof nieśmiało podniósł rękę do góry:
-Szefie, krzyż to małe miki, jego ściągnięcie nic nie dałoby i tak, Palikot idzie dalej, on wdraża w życie pomysły na świeckie państwo, dopiero teraz wychodzi na jaw szereg zaniechać, strach i brak inicjatyw antyklerykalnych naszej partii. A ludzie widzą, patrzą i analizują, już nie dają się nabierać na nasze populistyczne, antyklerykalne hasła. Aha! Gazeta posła Ruchu, Romana, załatwia nas do reszty, ujawniając stenogramy posiedzeń Komisji Wspólnej Rządu i Episkopatu z lat 1993-1997, kiedy rządziliśmy Polską. Ludzie czytają i oczom nie wierzą! Komuno, cenzuro- wróć!- załkał Krzysztof.
Nagle zza drzwi dobiegło ni to sapanie, ni to wzdychanie. Drapanie, skowyt? Diabeł?! Leszek spojrzał na Krzysztofa, Krzysztof na Leszka, na drzwi, znowu na Leszka. Ten, kładąc palec na ustach, wzrokiem nakazał sekretarzowi, by ten otworzył i sprawdził, co się tam dzieje. Krzysztof, z duszą na ramieniu skradał się na palcach. Mobilizując się w duchu, z rozmachem szarpnął za drzwi. Pusto! Rozejrzał się w lewo, w prawo, nikogo! Spojrzał w dół: na wycieraczce stał piesek, bez kagańca, bez smyczy, chucherko takie byle jakie. Piesek pokuśtykał do gabinetu Leszka, utykając na lewą tylną łapę. Doczłapał w kąt i położył się, nic nie robiąc sobie z obu panów. Krzysztof przyglądał się zwierzęciu, by ogłosić triumfalnie:
- A szef twierdził, że pies z kulawą nogą nie pofatyguje się na nasz kongres!
Włodzimierz, czerwony na twarzy, rozwijał przed Leszkiem wielkie plany: gestykulował, mówił z przejęciem, prawie krzyczał:
-Chłopcy Mira zgodzą się wynająć Stadion po preferencyjnych cenach, nie będą mieli wyjścia, za dużo szumu zrobiło się w związku z ich apanażami, premiami i nagrodami. Pójdą nam na rękę, nie zechcą być posądzeni o pazerność- prawił gorączkowo.
Leszek kiwał ze zrozumieniem głową. Jego plan zaczynał nabierać rumieńców, lewa strona nareszcie zaczyna knuć i spiskować, niczym Kaczyński na prawicy! Utrze się nosa temu Palikotowi! Włodzimierz jakby czytał w myślach szefa:
-Zaproszenia przygotowane, otrzymają się posłowie Ruchu, tfu!, tfu!, Palikota, Olek, zaprzyjaźnieni z nami socjologowie i profesor Jan, zahartowany w bojach. Zgodnie z twoim, Leszku, życzeniem, temu, tfu!, tfu!, Palikotowi zaproszenia nie wyślemy.
-Bardzo dobrze, przytargałby na Stadion siwuchę z mirabelek i upiłby któregoś z naszych. A nam kłopotów przecież nie trzeba. Olek przedawkowałby i byłaby kompromitacja… A właśnie: jak się mają sprawy z Olkiem i Jolką?- zapytał Leszek.
Włodzimierz nieco spochmurniał:
-Jolka odeszła z Kongresu kobiet! To dzieło tego, szatana, tfu!, tfu!, Palikota! Obawiam się, że może wspierać Olka przy projekcie Europa Plus! Czy mamy prosić ją na kolanach, by została, Leszku?- Włodzimierz pluł i parskał, nie mogą opanować emocji.
-Co to, to nie! Sam wiesz, że pozycja na kolanach nam, lewicowcom starej daty, nie odpowiada! Może to poświadczyć Józef, który tak pięknie oleksował na Jasnej Górze. Zresztą i ty, Włodku, sam wiesz, jak to trudno, kiedy sam byłeś gotów paść na kolana przed Januszem Palikotem, by zrobił z ciebie swego współpracownika- łagodnie przemawiał Leszek.
Włodzimierz zerwał się na równe nogi:
-To była chwila słabości! Nie chcieli mnie młodzi towarzysze w naszej partii, dopiero ty, Leszku, umożliwiłeś mi powrót! Sam wiesz, że ciemny lud pamięć ma krótką, więc kto dziś pamięta, że marzyłem o doradzaniu temu, tfu!, tfu!, Palikotowi?- bił się w piersi Włodzimierz.
Do drzwi gabinetu rozległo się łomotanie; Leszek zerknął na zegarek, spotkanie z Włodzimierzem trochę się przedłużyło.
-Dziękuję, Włodzimierzu, nasze spotkanie dobiegło końca. Otwórz drzwi kolejnemu interesantowi, możesz odejść- łaskawie kiwnął ręką.
Włodzimierz wycofał się w ukłonach. Otworzył drzwi, z którymi szamotali się Krzysztof i Dariusz.
-Ja, ja pierwszy!
-Nie, to mnie szef chce zobaczyć!
-Nieprawda, ja muszę wejść pierwszy, muszę!
W pewnym momencie Krzysztof strącił Dariuszowi okulary. Biedak, nic nie widział, Krzysztof wykorzystał słabość towarzysza i wśliznął się do gabinetu szefa.
-Witam, szefie, przychodzę z wieściami…- zaczął, ale Leszek brutalnie mu przerwał:
-Co to za hałasy, w chlewie jesteście, u ludowców, do cholery, czy przed gabinetem niegdysiejszego kanclerza?! Kultury trochę, młodzieży, po zapomnę, że listy wyborcze do Sejmu mają być z waszymi nazwiskami!
-Szefie, a bo Darek się czepia, wymądrza! Zapomniał, że był prawą ręką Grześka? Gdyby był lewą, to co innego! Ale jak by to wyglądało: lewa ręka ma dwie lewe ręce? On jest jeszcze w szoku po słowach Palikota, ma tik nerwowy, kiedy słyszy o politycznym kurestwie!- donosił Krzysztof.
-Ach, rzeczywiście, zapomniałem o tym… Leszek podrapał się po siwej głowie.
-Są jakieś efekty kuracji, i u kogo on wychodzi z szoku?- dopytywał sekretarza. Krzysztof westchnął:
-Bartłomiej proponował swoje usługi, ktoś polecił doktora G., ale najprawdopodobniej tylko msza Darkowi pomoże. Święta za pasem, może wstąpi do kościoła odbębnić kilka zdrowasiek. W końcu nie chcemy być kojarzeni z Ruchem heretyckiego Palikota!- uśmiechnął się Krzysztof.
-Właśnie! Jak nastroje po przypomnieniu, co pisał o Olku ten Palikot w swoich książkach? Czy jego partia już się rozpadła?- dociekał Leszek.
-Niestety… Bardziej się scementowała! Jego ludzie nie życzą sobie w partii spadochroniarzy z SLD, podejrzewają, że jakieś krety od nas mogą do nich wejść! A książka, co tu dużo gadać, znacznie poszła w górę statystyka sprzedaży, nabijemy Palikotowi kabzę!- płaczliwym głosem oznajmił Krzysztof.
-Cooo?! – zaryczał jak zraniony tur Leszek. Chcesz powiedzieć, że ludzie wybaczyli Palikotowi sugestie sprzed kilku lat, że Olek nadużywa alkoholu?!
-Tak, szefie… Ludzie uważają, że to było dawno temu. Inny był Palikot, inny był Olek, ale ludzie się zmieniają. Oskarżają nas przy tym, że nie komentujemy sprawy biskupa Flaszki, że schowaliśmy głowę w piasek, ze strachu przed sutanną!
Leszek mamrotał coś pod nosem, zaskoczony. W końcu zapytał sekretarza:
-Zatem odżyje pomysł ze śledztwem! Co na to nasi zaprzyjaźnieni, śledczy dziennikarze?
-Złe wieści: Piotr ciągle wygląda mesjasza na lewicy, ale gola z tego wypatrywania nie będzie, są same kiwki. Cezary woli gotować na wizji, niż szukać zeszytów i pamiętników Palikota z pradawnych czasów, nie podjął się nawet odszukania ławki szkolnej, na której Palikot coś wycinał scyzorykiem- wyjaśnił Krzysztof.
-Niedobrze, obawiam się, że pies s kulawą nogą, prócz wąskiej grupki zaprzyjaźnionych z nami gości, nie odwiedzi naszego czerwcowego kongresu… - biadolił Leszek.
-Szefie, nie wszystko stracone! Zaprosi się towarzyszy, młodych socjalistów, może zaprosimy kogoś od Zbyszka, albo Jarka? Oni strasznie nienawidzą Palikota, a to nas łączy, mamy wspólny cel!- zapalił się do pomysłu Krzysztof.
Leszek walił pięścią w stół:
-Biskupi coraz bardziej się obrażają! Nie na Palikota, lecz na nas, że jeszcze jest w Sejmie jego partia! Wszystko na nic! Nikt, nie wierzy, że Palikotowi jest potrzebny psychiatra, wyśmiali twoje słowa! Wzruszeniem ramion przyjęli do wiadomości wyborcy, że Palikot to liberał z krwi i kości! Gdzie są te organizacje terrorystyczne, które miały przyjechać do Polski i mścić się za więzienia CIA? Ty nie chcesz mieć nic wspólnego z Palikotem, ja też, i Włodek, i inni, ale jest wielu młodych, którzy z nim chętnie podjęliby współpracę! Trzeba było dać mu zdjąć ten krzyż w Sejmie, byłby święty spokój!- krzyczał Leszek, uderzając z furią w biurko, odkształcając je nieco.
Krzysztof nieśmiało podniósł rękę do góry:
-Szefie, krzyż to małe miki, jego ściągnięcie nic nie dałoby i tak, Palikot idzie dalej, on wdraża w życie pomysły na świeckie państwo, dopiero teraz wychodzi na jaw szereg zaniechać, strach i brak inicjatyw antyklerykalnych naszej partii. A ludzie widzą, patrzą i analizują, już nie dają się nabierać na nasze populistyczne, antyklerykalne hasła. Aha! Gazeta posła Ruchu, Romana, załatwia nas do reszty, ujawniając stenogramy posiedzeń Komisji Wspólnej Rządu i Episkopatu z lat 1993-1997, kiedy rządziliśmy Polską. Ludzie czytają i oczom nie wierzą! Komuno, cenzuro- wróć!- załkał Krzysztof.
Nagle zza drzwi dobiegło ni to sapanie, ni to wzdychanie. Drapanie, skowyt? Diabeł?! Leszek spojrzał na Krzysztofa, Krzysztof na Leszka, na drzwi, znowu na Leszka. Ten, kładąc palec na ustach, wzrokiem nakazał sekretarzowi, by ten otworzył i sprawdził, co się tam dzieje. Krzysztof, z duszą na ramieniu skradał się na palcach. Mobilizując się w duchu, z rozmachem szarpnął za drzwi. Pusto! Rozejrzał się w lewo, w prawo, nikogo! Spojrzał w dół: na wycieraczce stał piesek, bez kagańca, bez smyczy, chucherko takie byle jakie. Piesek pokuśtykał do gabinetu Leszka, utykając na lewą tylną łapę. Doczłapał w kąt i położył się, nic nie robiąc sobie z obu panów. Krzysztof przyglądał się zwierzęciu, by ogłosić triumfalnie:
- A szef twierdził, że pies z kulawą nogą nie pofatyguje się na nasz kongres!
0 komentarze:
Prześlij komentarz