Pokazywanie postów oznaczonych etykietą dziennikarstwo. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą dziennikarstwo. Pokaż wszystkie posty

środa, 18 lutego 2015

Nie bronię Durczoka...

... bo on sam się obroni, jeśli jest niewinny.

Kamila Durczoka niemal noszono na rękach, kiedy w 2012 roku na łamach „Wprost” naśmiewał się z niewygodnego i groźnego jeszcze wtedy Janusza Palikota. Dziś to „Wprost” śmieje się z Durczoka, „cudownego dziecka” mediów i TVN-u, naczelny tygodnika Sylwester Latkowski nabija się z pana Kamila, ile wlezie. Nie zazdroszczę Durczokowi, ale i nie współczuję. Współczułbym, gdybym kiedykolwiek, gdziekolwiek znalazł się w podobnej do jego sytuacji, gdybym był niewinnie pomawiany i publicznie oskarżany.

Mobbing, molestowanie, interwencja policji, biały proszek w tle? „Rewelacje” Latkowskiego są przeznaczana dla karmionej papką ciemnej masy, która łyka wszystko, co jej się poda. Rzut oka na katoprawicowe portale, na których zarejestrowani są tzw. Polacy- katolicy wywołuje u mnie ogromne zdziwienie i zastanowienie, gdzie ci wszyscy ludzie uczyli się języka polskiego, kto i w jaki sposób wpaja im miłość do bliźniego? Życzą Durczokowi wszystkiego najgorszego, wylewają na niego kubeł pomyj. „Ktoś inny będzie dla TVN-u teraz kłamał”, plotą jedni i drudzy. Nikt nie zastanowił się, nikt nie zadał pytania: skoro Durczok tak narozrabiał, to dlaczego nie siedzi w więzieniu, dlaczego nie spędził choćby dnia w areszcie?

Jaki warunek trzeba spełnić, by zostać, dajmy na to, parkingowym cieciem? Przede wszystkim posiadać orzeczenie o niekaralności. A co jest potrzebne, by zostać redaktorem naczelnym tygodnika w Polsce? Mieć wyrok na sumieniu, bawić się w podsłuchy i nagrywania i dziobać u polityków PiS. Pan Latkowski jest pewien, że partia Kaczyńskiego wygra wybory do parlamentu, zatem czyni wszystko, by przypodobać się nowej, przyszłej władzy i by nie być wrzuconym do jednego worka z tzw. mainstreamowymi mediami. Krąży dowcip, że Latkowski poświęca łamy kierowanego przez siebie tygodnika politykom rządzącej koalicji i sprzyjającym im mediom, ale po wyborach ma to zmienić: będzie walił w opozycję. W przypadku wygranej PiS, oczywiście!

Latkowski stroi się w piórka obrońcy wolności słowa. Zabawne, ale ja pamiętam, kiedy z jego tygodnika odchodził Andrzej Stankiewicz i czym uzasadniał koniec współpracy. Otóż zarzucił Latkowskiemu cenzurę, dziwne układy wydawcy z politykami i biznesmenami (można o nich pisać, ale nie o ich pieniądzach i skąd się wzięły ich majątki) , ale przede wszystkim wyrok za jedno z najbardziej brutalnych przestępstw. Gość, który siedział w więzieniu i współpracował z przestępcami próbuje pouczać polityków, prokuratora generalnego, komendanta głównego policji, szefów CBŚ czy ABW. Zachowajmy zdrowy rozsądek i przyzwoitość!- słusznie zauważył Andrzej Stankiewicz. Zwolennicy naczelnego „Wprost” krzyczą, że wyrok był dawno, że to nieaktualna sprawa. Ci sami ludzie w 2012 roku wypominali odsiadkę z przeszłości posłowie Ruchu Palikota, Wojciechowi Penkalskiemu i nie trafiało do nich, że były to dawne czasy.

Latkowski grozi, że nikt nie jest nietykalny, że będzie nadal publikował niewygodne fakty dotyczące Kamila Durczoka. Szkoda czasu na takie brednie, niepoparte dowodami. Te zapewne zostały zniszczone przez „wiadome siły”. Uśmiałem się, kiedy Latkowski nabazgrał, że Kamil Durczok poucza i nakazuje milionom Polaków, jak mają żyć. To już nawet nie manipulacja, to już jest kłamstwo! Nakazy i zakazy, panie Latkowski, są domeną katolickich biskupów i ich podnóżków na katoprawicy, hańbiących poselską służbę. Czekam zatem z tęsknotą na publikacje „Wprost” na temat pożycia seksualnego Jarosława Kaczyńskiego, poseł Pawłowiczówny, kleru katolickiego, przede wszystkim pedofilów w sutannach, majątku PiS i sposobie finansowania prawicowych mediów i portali. Ale czy podoła temu zadaniu obrońca „wolności słowa”, kiedy narobił hałasu po opublikowaniu w internecie swoich grypsów z więzienia?

Domniemanie niewinności? „Wprost” nie złożyło zawiadomienia o możliwości popełnienia przestępstwa przez Kamila Durczoka. Zoofilskie treści w laptopie? O pedofilskich w komputerze pana Wesołowskiego szybko zapomniano… O etyce dziennikarskiej to już Latkowscy dawno zapomnieli! Jego kumple z pewnego brukowca aż zawyli z rozpaczy w głupkowatym w treści artykule "Stoliki hańby". Jak to, łkają, tylu jest dziennikarzy solidaryzujących się z Durczokiem, aż tylu nie wierzy w pomówienia rozsiewane pod jego adresem?

Tajemnicą poliszynela jest, że TVN, na garnuszku którego jest Kamil Durczok, jest wystawiony na sprzedaż. Nowy właściciel ma być znany za kilka tygodni. Wtajemniczeni mówią, że jest on już znany i już pozbywa się niewygodnych dla siebie i pewnej partii ludzi…

 Jeśli masz czas i ochotę, kliknij i wypromuj. Dzięki!:)

 

piątek, 7 grudnia 2012

Pełni pokory PiSmacy

Trochę niezręcznie mi, internetowemu blogerowi, komentować sprawy, zachowania i postaci braci blogerskiej oraz dziennikarzy, Dawno temu, za nieboszczki komuny słyszałem opinię, że nie zwykło krytykować się swojego środowiska. Tyle że były to dawane czasy, negowane dziś, ośmieszane przez niemal wszystkich tzw. niezależnych publicystów. Ci "niezależni" , nazywający sami siebie mianem niepokornych, to jedna i ta sam sitwa. Czołobitni wobec kleru katolickiego, wpatrzeni w Jarosława Kaczyńskiego, sympatycy PiS, negujący wszelkie poczynania rządu i premiera Donalda Tuska, uznającymi siebie za alfy i omegi słowa mówionego i pisanego. Jak słusznie zauważył jeden z blogerów, Ślepowid: "Zawsze mnie rozbrajają portale/gazety/redaktorzy, którzy obwołują się „niezależnymi” i „niepokornymi”. To chyba coś, co powinni ocenić czytelnicy, a nie twórcy. W dodatku niezależność i niepokorność równa się wierze we wszystkie antyrządowe teorie spiskowe i wspieranie jedynej, słusznej partii. Od dłuższego czasu, gdy widzę te dwa określenia, z miejsca wycofuję się rakiem".

Nie tak dawnojeden z takich "niepokornych", niejaki Karnowski, wyleciał z funkcji z-cy redaktora naczelnego tygodnika "Uważam Rze". Tygodnika, którego właścicielem nie jest państwo, lecz prywatny podmiot, biznesmen Grzegorz Hajdarowicz. A własność prywatna to rzecz święta, jak podkreślają na każdym kroku prawicowi publicyści. Kiedy jednak dotyka ich niewidzialna ręka prasowego rynku, która jest niczym innym, jak wolą właściciela, wtedy drą się wniebogłosy! Ze jest zamach na wolność słowa, zamach na niepokornych publicystów, po prostu na demokrację! Bo wolność, proszę wycieczki, jest wtedy, kiedy bzdury pisać mogą tacy jak jak Karnowski, Gmyz czy inny Igrekowski. Bez ponoszenia konsekwencji oczywiście. Ubawiło mnie zachowanie Karnowskiego, który przed sądem zamierza dochodzić SWOICH praw do używania podtytułu "Tygodnik autorów niepokornych". Facet bredzi: "Historia »Uważam Rze« jako tytułu niepokornego skończyła się. Dziś pod tą nazwą sprzedaje się coś zupełnie innego, niesmaczną podróbkę. Za pieniądze można kupić tytuł, można wypatroszyć pismo i przerobić z opozycyjnego na prorządowy. Ale nie da się kupić autentyzmu, prawdy i prawdziwie niepokornych autorów". Zabawne, nie sądziłem, że dożyję chwili, w której katoprawicowi (Karnowscy, Lisicki) publicyści wylewać będą kubły pomyj na głowy innych, również katoprawicowych (Zawisza, Korwin-Mike, Piński). Bo nikt, poza zbieraniną zrzeszająca Gmyzów, Karnowskich, Ziemkiewiczów i Semków nie ma takich, jak oni, praw! Niepokorni? Pomijający niewygodne tematy dla Kościoła katolickiego, PiS i klerykalnej prawicy? Niezależni? Publikujący za pieniądze najpierw Hajdarowicza, a dziś dyspozycyjni wobec szefów SKOK., którzy związani się politycznie i biznesowo z Kaczyńskim i PiS? Dawno temu Jerzy Urban w "NIE" w przeddzień wizyty JP2 w Polsce napisał "Witamy Breżniewa Watykanu". Roman Kotliński w "Faktach i mitach" opisuje kwestie, o których nawet boją się myśleć wszyscy ci "niepokorni"! Ile czasu na rynku prasowym istnieją oba tytuły, ile reklam w nich się ukazało? Ani jedna! Pisma utrzymują wyłącznie czytelnicy. Nie natknąłem się z przejawami narcyzmu dziennikarzy, zatrudnionych w obu redakcjach, których miałem okazję poznać, a którzy sami siebie określaliby mianem niepokornych, zadziornych bądź idących pod prąd. Oni wiedzą, że cenzurki wystawia im czytelnik.

Przywódca religii smoleńskiej, Kaczyński Jarosław, z miną komunistycznego, pierwszego sekretarza PZPR oznajmił, że OCZEKUJE przywrócenie do pracy zwolnionego z "Rzeczpospolitej" Cezarego Gmyza. Tego specjalisty od trotylu, padania na kolana przed biskupami, blokującego na portalach społecznościowych swoich oponentów. Kaczyński nie zauważył, że czasy komuny się skończyły. Ze nie jest osoba władną, która komukolwiek, poza członkami swojej partii, może cokolwiek nakazać, żądać spełnienia swej woli. Ci, którzy podjęli decyzję o zwolnieniu Gmyza, mają się z niej wycofać, majaczy szef PiS. Co zrobi Hajdarowiczowi, skaże go na wygnanie, zabroni głosować na swoją partię, wybłaga w Watykanie ekskomunikę dla biznesmena? Tak to wygląda "niepokorne" dziennikarstwo. Jedna, wielka rodzina, PiSmaków, którym wydaje się, że bez nich w mediach, w prasie, nic nie może się dziać.

Nie zgadzam się z opinią Antoniego Kopffa, że niedobrze się stało, że wylecieli z pracy u Hajdarowicza wszyscy ci PiS-macy. Bo teraz rozejdą się po mediach, nie wszyscy znajdą zatrudnienie u Karnowskich i Sakiewicza. Proszę bardzo, niech przygarnie ich TVP i Polskie Radio, to tylko przyśpieszy kres tych instytucji! Poza tym pracę straciło tylko kilku, reszta odeszła sama, dziś tworząc wrażenie, że to ich się pozbyto. Szkoda, że na rynku nie ma już tygodnika "Skandale", tam odnaleźliby się wszyscy ci "niepokorni", których poseł Stefan Niesiołowski kieruje do pracy w pornobiznesie (Lisickiego do pisania scenariuszy), oraz do sprzątania miasta (Gmyza). "Skandale" na początku lat 90-ych ub. wieku zrobiły furorę, z kiosków schodził na pniu cały nakład. Tyle że... nie było w nim słowa prawdy! Kto wie, może na nim wzorują się pewni publicyści?

 Jeśli masz ochotę i czas, kliknij i wypromuj. Dzięki!

 

piątek, 30 listopada 2012

Prawda was wzywoli?


Kilka lat temu, odchodząc z pracy, daleko stąd, gdzie przemytnicy znali się doskonale z miejscowymi stróżami prawa, przyszło mi do głowy: co by było, gdybym nie rozliczył się z formą? „Zapomniał” coś zdać, coś bym przywłaszczył? Firma szukałaby mnie już tego samego dnia! Oczywiście mógłbym zabrać ze sobą coś cennego, ale wtedy znaleziono by mnie za kilka godzin. To wszystko są teorie, gdybanie, nie mam lepkich rak, w przeciwieństwie do ludzi, którzy nie przez czytelników, ale przez siebie samych zostali uznani za trybunów ludowych.

Jakże ciekawie układają się losy ludzkie, jak śmiesznie i żałośnie brzmią słowa tych wszystkich ludzików, którzy wrzeszczeli o honorze, moralności, wartościach chrześcijańskich, dowodzących, że ateiści są be, antyklerykałowie chorzy. Tacy pismacy sami dali świadectwo, jaką moralnością się kierują. Wczoraj „obrońcy Westerplatte”, jak siebie nazywają, byli już publicyści „Uważam Rze”, bawili się pysznie, wmawiając wyznawcom religii smoleńskiej, swoim czytelnikom, że oni- i tylko oni!- są ostatnim bastionem broniącym prawdy, moralności. Oni- i tylko oni!- ujawniają dyktatorskie zapędy premiera na miarę Putina, bezwzględne poczynania rządu. Oni- i tylko oni!- alarmują ciemiężony naród, że minister cyfryzacji Michał Boni chce budować Dachau dla księży. Oczywiście niepokornych księży, bo jak nazwać jego zakusy na wolność katolickiego słowa, jak śmie minister twierdzić, że mowa nienawiści dostępna jest i w kościołach?

Otwieram oto prywatną wiadomość z Twittera. A tam oburzony, może pijany, może jedynie wytrącony z równowagi niejaki Gmyz. To taki PiS-mak, któremu fakty mylą się z marzeniami, rzeczywistość z fantazją itp. Wczoraj na Twitterze oznajmiła ta persona, że odmówiłby wzięcia udziału w obradach okrągłego stołu, gdyby to takiego doszło w przyszłości. Wyśmiałem osobę, sugerując, że nikt by go tam nie zaprosił, a jeśli już, to pisałby notki do „Waszego dziennika”. Wielki „obrońca wolności słowa” i „wolnych mediów” zbanował mnie. Posiłkując się cytatami napisał mi bełkotliwie, bym poinformował swoich znajomych o zaistniałym fakcie banu. Więc otrzymał ode mnie odpowiedź, na innym portalu społecznościowym:” Ich działanie takiego kłamczuszka, takiego gmyziątka, w ogóle nie interesuje. Nawet nie wiedzą, że taki manipulant istnieje:) Żyjesz faceciku w swoim zamkniętym, dziecinnym świecie, posiłkując się cytatami z filmu i komiksu mnie chcesz zaimponować?:))) Zbieraj się do pisania kłamstewek, w tym jesteś dobry. Tylko kto Ci zapłaci, kiedy Hajdar pogonił? Duet braci, od siedmiu boleści?:)” 

 I będzie. Nie zamierzam pastwić się nad ludźmi, którzy stracili pracę za wprowadzanie czytelników w błąd, a którzy biegają po mediach i oczerniają swojego byłego pracodawcę. Jeśli dziś czytam bzdury Czabańskiego, wielkiego fachowca śledczego, wystawiającego się pośmiewisko, który dowodzi, że za Hajdarowiczem stoją „wiadome siły”, że on był słupem podstawionym przez kogoś, to pozostaje zapytać: dlaczego cwaniaczkowie nie odkryliście tego wcześniej? Tacy „wybitni” śledczy dziennikarze? Którzy potrafią odkryć ślady trotylu na umytym wraku samolotu?! Skamle  Gmyz u Terlikowskiego, że zostanie uznany za pozbawionego honoru ten, kto zdecyduje się pisać w nowym zespole „Uważam Rze” ( nie bardzo wiem, kto miałby to uznawać, niewiarygodny Gmyz, który łgał o agenturalnej przeszłości posła Kotlińskiego?). Honor posiada niejaki Karnowski, u którego gmyziątko będzie pisało swoje wypociny? Może posiadać honor ktoś, kto na swoim portalu twierdzi, że Hajdarowicz zmusił do odejścia całą redakcję „Uważam Rze”? Zresztą, cóż to za redakcja, której członkowie po odejściu z zespołu posługują się na Twitterze profilem z nazwą gazety.

Ot, honorowi! „Niezależni”, „niepokorni”, czekający, kiedy wygra wybory ich ukochany prezes.

 Jeśli masz ochotę i czas, kliknij i wypromuj. Dzięki!

 

środa, 31 października 2012

Dziennikarstwo do d...

Polska to taki kraj, w którym cudzoziemiec porozmawia z kelnerem po angielsku, z kucharzem po francusku, a z ministrem lub jakimkolwiek urzędnikiem państwowym tylko za pośrednictwem tłumacza. Jeśli Polacy chcą poczytać powieści s-f, których nie powstydziłby się sam mistrz Lem, sięgają po periodyki Sakiewicza. Jeśli natomiast chcą przekonać się, w jaki sposób traci się resztki godności i robi z siebie idiotę, powinni sięgnąć po wczorajszy numer "Rzepy", w której ośmieszył się niejaki Gmyz, Cezary. To taki facecik, który klęczy przed biskupami, choć nie jest katolikiem i któremu fakty mylą się z pobożnymi życzeniami.

Co i rusz słyszę, że jedynie katolicka moralność pozwala być "prawdziwym" Polakiem, że jedynie wiara pozwala mieć sens w życiu, że obowiązkiem chrześcijanina jest głoszenie prawdy. Kiedy przyglądam się publikacjom prasowym autorstwa "niezależnych" dziennikarzy, m.in. Gmyza i jego kolegów z "Rzepy", oraz innych asów stukających w klawisze, bądź operujących piórem, to nie dziwi mnie, że Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich opuściło tak wielu dziennikarzy. Periodyki Sakiewicza od wczoraj mają godnego naśladowcę, w postaci "Rzepy" właśnie. Ufam, że Krzysztof Skowroński, szef SDP, obecnie pupilek PiS, właściciel internetowego Radia WNET, niebawem uczyni z pana Gmyza swego zastępcę. Oczytanego erudytę, który jak lew bronić zamierza swoich informatorów. Tych samych, którzy rzekomo przekazali mu informacje o śladach trotylu i nitroglicerynie na wraku Tupolewa. To tak, jakbym ja powołał się na czyjąć tajemną wiedzę, którzy przekazali mi informację, że do PiS należy 20 gejów. Nie ujawniłbym swoich informatorów, podobnie jak Gmyz, z prostej przyczyny: i ja i on ich nie posiadamy! Sam wymyślił swoje głupstwa. Jarosław Kaczyński odwdzięczyłby się takim, gdyby doszedł do władzy.

Gmyz to żenująca postać: mniej więcej rok temu opublikował kłamliwy tekst, w którym nieudolnie usiłował wmówić, że Roman Kotliński, wtedy świeżo upieczony poseł na Sejm z listy Ruchu Palikota, redaktor naczelny tygodnika "Fakty i Mity", był w przeszłości TW Służby Bezpieczeństwa. Tajny współpracownik i Kotliński to, przyznam, zabawne połączenie. W dodatku tak wiarygodne, jak cała działalność publicystów typy Sakiewicz, Ziemkiewicz, Semka, Wildstein, Terlikowski i Gmyz. Ciekawi mnie, czy to towarzystwo wie, że istnieje coś takiego jak Prawo prasowe, czy choć raz zapoznali się z zapisami ustawy? Znając ich obrzydzenie wszystkim, co pachnie komuną, negacją wszystkiego, co nie wolskie i nie powstało za czasów IV RP niewykluczone, że kierują się zupełnie innymi, sobie tylko znanymi kodeksami i przepisami, służącymi do oczerniania ludzi i pisania steku bredni. Byłoby dobrze, by właściciel "Rzepy" w dalszym ciągu tolerował poczynania takich miernot, jak Gmyz, że pozwoli mu na publikowanie i innych bredni. Gazeta zginie śmiercią naturalną, zdolna konkurować z wydawnictwami Leszka bubla. Nowy typ dziennikarstwa: pisać wszystko, snuć najbardziej fantastyczne wizje nie bacząc, że informacje trzeba najpierw zweryfikować. Kto wie, może Gmyz zaocznie, incognito, kończy szkołę toruńskiego ojczulka, w której standardy dziennikarskie są, jakie są. Nie, nie amatorskie! Amatorzy poczuliby się urażeni tym porównaniem.

PiS doznał zaś kolejnej porażki. Politycy tej partii ośmieszają się na każdym kroku, wczoraj pokazali, w co naprawdę wierzą, jakiej prawdy smoleńskiej żądają: żądają swoich kłamstw. To Kaczyński kilka lat temu twierdził, że trzeba napisać historię na nowo, więc jego pachoły piszą. Z jakim skutkiem widać było wczoraj. Watażka PiS usiłuje narzucić wszystkim Polakom wiarę w swoje kłamstwa, przy wielkim wsparciu toruńskiego ojczulka. Czynią to bez cienia wstydu, nie mają żadnych zahamowań. Podziwiam wyborców PO oraz samego Donalda Tuska: trzeba mieć końskie zdrowie i nerwy, by znosić kubeł pomyj, wylewanych przez PiS na ich głowy. Ja dawno już podałbym PiS-owskich siepaczy do sądu, za pomówienia, kłamstwa i próbę obarczenia winą za "zamordowanie" polskiego prezydenta.