Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wybory samorządowe. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wybory samorządowe. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 18 października 2018

Ale za to niedziela...

Już w najbliższą niedzielę odbędą się wybory samorządowe. Wybory do małych ojczyzn jak mawiają udający powagę. No cóż, jacy kandydaci taka ojczyzna chciałoby się rzec. Wszystko zostało dograne, zaklepane, tu i ówdzie poświecone lub okraszone dymem z kadzidła. Zarówno z lewej jak i prawej strony. Bo centrum, centrum z prawdziwego zdarzenia, w Polsce nie widzę. Rządzi i rządził POPiS.

Na kogo postawisz mieszkańcu grodu Kraka? Miasto nigdy mi się nie podobało. Bawiłem tam parokrotnie i przyznam szczerze: Kraków nie spodobał mi się. Jest w tym dużo winy prezydenta Jacka Majchrowskiego, ale cóż on, skromny w sumie człowiek, mógł począć w mieście, którego centrum należy w większości do ubogiego, krakowskiego kościoła katolickiego? Co zmieni rzekomo apolityczna kandydatka Wassermanówna, która „nagle” ogłasza, że nie należy do żadnej partii i lansuje się w „domu bożym” robiąc to w tak żenujący sposób, że od komentarzy nie byli w stanie powstrzymać się duchowni? I nie były to pochlebstwa. Mroczny spot Małgorzaty Wasserman, informuje jedna z tabloidów. Obejrzałem. Nawet nie da się śmiać z tego debilizmu. Trzeba stukać się w czoło.

Na kogo postawisz mieszkańcu stolicy? Stolicy, do której wyemigrowałem za chlebem, szukając lepszego losu? Na Rafała Trzaskowskiego, europejczyka aż za pełną gębą czy Patryka Jakiego, takiego pseudoLeppera numer 2? Trzaskowski i jego partia zapomina o jednym: że takimi europejczykami biegle władającymi kilkoma językami, mającymi staranne wykształcenie, umiejętnie poruszającymi się w swiecie polityki i na styku biznesu jest w Polsce niezbyt wielu, zatem ostrożnie z tą Europą i wytykaniem Jakiemu jego pochodzenia i przypominaniem, że mieszkał w bloku. Kiedyś, za dawnych czasów, można było awansować społecznie poza polityką, dziś daje się do zrozumienia elektoratowi Jakiemu, że to plebs, ciemna masa dla której nie ma miejsca w stolicy. Obyście się nie przejechali. Oczywiście byłbym ostatnim, który oddałby głos na Jakiego. Nic i nikt nie namówi mnie, bym poparł takiego chłystka.

 My, Polacy, doskonale wiemy czego nie chcemy. Ale czego chcemy- wie tylko garstka. Pamiętajcie o tym w niedzielę przy urnach. …tak nawiasem- to niedziela z zakazem handlu ;) ) )

 

wtorek, 2 grudnia 2014

Przegrani i Skamlą (PiS)

To nie jest nawet pyrrusowe zwycięstwo, to jest przegrana PiS, przegrana kościoła toruńskiego (jak kto woli- chrystusowego, jak nazwał kościół w Polsce Stanisław Dziwisz, ostatnio wielki kumpel Rydzyka i Kaczyńskiego), przegrana radiomaryjnego elektoratu. Rzeczy trzeba nazywać po imieniu, ale nie potrafią tego uczynić zawodowi kłamcy- politycy. Od wczoraj mam wrażenie, że to PiS zdeklasował konkurencję i niepodzielnie będzie rządził w terenie. Minister propagandy III Rzeszy miałby się od kogo uczyć!

PiS przegrał w Elblągu, przegrał w Radomiu. Nie potrafił zdobyć „świętego miasta” Częstochowy w której na dobre zadomowił się Krzysztof Matyjaszczyk, Wadowicami władał będzie Mateusz Klinowski. Chwała temu ostatniemu: pokonał czołobitną wobec kościoła katolickiego i hierarchów rządzącą od 20 lat Ewę Filipiak, stawił czoła fanatykom prowadzącym wobec niego kampanię kłamstw i oszczerstw, robił swoje i wybrał. Katoprawicowe i katooszołomskie portale wyją z bezsilnej wściekłości! Mam nadzieję, że udławią się parskając i plując nad wygraną Roberta Biedronia w Słupsku. Chciałbym zwrócić uwagę na błędne rozumowanie wszelkiej maści znawców dowodzących, że tylu jest w Polsce zwolenników partii A czy polityka B: mniejszości seksualne nie są większością w Słupsku, a jednak poseł Biedroń zwyciężył głosami wyborców heteroseksualnych. Wszystko wskazuje na to, że Słupsk, a raczej jego mieszkańcy, są na wskroś tolerancyjni i nie zwracają uwagi na orientację seksualną kandydatów, czy żyje w związku małżeńskim, czy może w wolnym związku. Interesował ich program i polityczne doświadczenie kandydata. Kruchty nie chcieli.

Pisiołom marzyła się Warszawa, ale wyborcy z miasta stołecznego pokazali wala Jackowi Sasinowi. Niech kandyduje aparatczyk w Ząbkach, w których mieszka, bo wyżej sołectwa nie podskoczy. Niech sobie bredzi Jojo Brudziński o świetnym wyniku, niech upaja się pan Kaczyński rewelacyjnym osiągnięciem, bo o szybkim zwycięstwie może to towarzystwo zapomnieć. Oni podświadomie czują, że osiągnęli apogeum, to wszystko, co byli zdolni z siebie wykrzesać. Nie zmieni tego nawet odnowiony sojusz Kaczyński- Rydzyk, wzbogacony o trzecie ogniwo- Dziwisza. Moherowe babcie przecież były na wyborach, jeśli więc Kaczyński sądzi, że pozyska jakiś wielomilionowy elektorat, to się myli. Jego przydupasy zdają się nie rozumieć, że umizgi do Rydzyka na nic się zdadzą: mohery są w defensywie i schodzą z wyborczej sceny, młody narybek woli głosować na kogoś innego. Ze co, że PiS znokautował PO w wyborach głosami młodzieży? Za rok- dwa zakończy się ich religijna indoktrynacja, zaczną pracować, poznają życie i otworzą im się oczy, zrozumieją, że kacze dyrdymały są funta kłaków warte!

… i tylko jedno mnie zastanawia: Kaczyński przestał mówić o sfałszowanych wyborach. Podali mu leki, był na randce, czy może uprawiał hard sex?

 Jeśli masz czas i ochotę, kliknij i wypromuj. Dzięki!:)

 

piątek, 28 listopada 2014

Kaczy kabaret 13 grudnia

Za kilkanaście dni 13 grudnia, w stolicy Polski PiS zapowiedział już „atrakcje”, by- nie daj panie- ta ważna dla wielu data nie była obchodzona poza scenariuszem nakreślonym przez Jarosława Kaczyńskiego. Nie będzie obchodów wprowadzenia Stanu Wojennego, będzie kolejny już, żenujący i wywołujący stukanie się w czoło kaczy kabaret. Oficjalnie będzie to protest kaczej ferajny przeciwko „sfałszowanym” wyborom. Nieoficjalnie- próba wywołania zadymy, zamieszek i obalenia rządu. Zapomniał pan Jareczek, że obalić to może coś w WC, o ile ochrona mu w tym pomoże.

Ewa Kopacz w zasadzie ma rację twierdząc, że władzę w Polsce można zdobyć jedynie przy urnie wyborczej, a nie na ulicy. Piszę w zasadzie, bo możliwe byłoby obalenie każdego rządu, ale pod jednym, acz bardzo wymagającym warunkiem: gdyby na ulice wyszło kilkanaście milionów zorganizowanych, zjednoczonych Polaków. A jak u nas w kraju wygląda ta jedność, nie muszę wyjaśniać: skłóceni wszyscy ze wszystkimi. Garstka oszołomiastych zwolenników Kaczyńskiego plus jego klakierzy z partii są zdolni do zniszczenia i rozbicia, ale tylko szczęśliwego związku pary poznańskich osiołków i to pod warunkiem, że towarzystwo to wysili do maksimum swe zwoje mózgowe. Jak dotąd mizernie idzie im korzystanie ze swoich łepetyn, wzbudzają jedynie śmiech politowania te nadęte pawie, z oczu których zieje nienawiść. O jakiej oni Białorusi bredzą? Niech cieszą się, że nie ma tu w Polsce kogoś na kształt Łukaszenki, nie ujawnił się dotąd człowiek w mundurze zdolny do sprawienia manta prowodyrom kaczych pochodów. Pisiołom chodzi w tym wszystkim o sprowokowanie rządu i służb: wywołać zamieszki po czym biadolić w mediach Rydzyka, jak to okrutna władza rozprawiła się z „patriotami”.

Słucham bełkotu niejakiego Szczerskiego z PiS i zastanawiam się, skąd w tej partii tyle egzotycznych egzemplarzy, jest tam jakiś magnes, który przyciąga takie istoty, jak poseł Krzysio? Jegomość ten postuluje wprowadzenie polityków do PKW, tak to ma wyglądać „demokracja” made in PiS: radiomaryjni politycy upchani wszędzie, gdzie się tylko da! Nie lepiej od razu zaproponować, by PKW kontrolowana była przez PiS i miała siedzibę na Nowogrodzkiej? Wtedy byłoby prawie i sprawiedliwie, na wieki!

Jarosław Kaczyński miota się, obraża na innych, obraza innych bo nie może pojąć, że przeciwko niemu premier Kopacz nie wprowadziła stanu podwyższonej gotowości bojowej, że nie wynajęła sobie i ministrom dodatkowej ochrony. Wcale nie boi się Kaczyńskiego! Ten liczył, że „Urban w spódnicy” będzie drżał ze strachu i uciekał przed nim. Jakże srodze się zawiódł! Są ważniejsze sprawy od ujadającego Kaczyńskiego, życie toczy się bez niego, a zajmowanie się prezesem wiecznie przegranej partii nie jest priorytetem w polityce.

Na Kaczyńskiego jest pewien sposób: on boi się ośmieszenia, to byłaby dla niego trudna do przełknięcia potwarz, totalna kompromitacja. A gdyby tak zwołać z 5-10 luda, uzbroić się w kacze jaja i obrzucić nimi nadętego kurdupla? Oczami wyobraźni widzę te newsy w mediach, te zdjęcia z upapranym białkiem i żółtkiem Kaczyńskim:)))

Jeśli masz czas i ochotę, kliknij i wypromuj. Dzięki!:)

środa, 26 listopada 2014

Kaczyński: człowiek, który pozostał Plackiem

Władysław Frasyniuk apeluje: ludzie, nie grajcie w teatrzyku Kaczyńskiego! Słusznie zauważa pan Władysław, że media i dziennikarze nie robią nic innego, tylko realizują scenariusz i reżyserię prezesa PiS. Czy media rzeczywiście grają tak, jak pozwala im na to Kaczyński? Te przytakujące nawet pomiaukiwaniem kota prezesa na pewno, tam trudno znaleźć rzetelną i prawdziwą ocenę postępowania prezesa PiS.

Kto to jest Kaczyński, skąd się wziął, co robił i czym się wsławił? Syn Rajmunda, pupila włodarzy minionego ustroju dziś stroi się w piórka opozycjonisty. Jego zapowiedź marszu w dniu 13 grudnia wywołuje jedynie uśmiech politowania. Pan Kaczyński żąda zmian w ordynacji wyborczej? Jego prawo. Moim prawem jest zapytać, dlaczego sam nie dokonał zmian, kiedy miał władzę. Wszystkie inicjatywy Kaczyńskiego nie są za kimś i za czymś, on jest zawsze przeciw. Jest przeciwko PO (jego prawo), przeciwko rządowi ( każdy ma prawo krytykować), przeciwko Polsce. Mało mnie obchodzi, jak sobie pan Kaczyński wyobraża JEGO Polskę, która do niego nigdy nie będzie należała, z prostego powodu: on i jego partia nigdy nie będą rządzili naszym krajem. Historia pokazała, że Kaczyński nie nadaje się do rządzenia, nie podołał zadaniu, klerykalna koalicja dowodzona przez Tadeusza Rydzyka szybko się rozpadła. Czy kogoś to zdziwiło? To efekt destrukcyjnego działania a la Jarosław Kaczyński: niszczyć i rozbijać prezes potrafi, to nic takiego i każdy to potrafi. Co potrafi zbudować? Sądzi, że szansą na zwycięstwo jest wycięcie w pień politycznych konkurentów? Czasy średniowiecza się skończyły, nie objaśnił mu tego Rydzyk?

Trzeba słuchać Polaków, służyć ludziom? Przedni dowcip! Hasłem PiS, nie tylko wyborczym powinno być słynne „Spieprzaj, dziadu!” Kaczyński chciałby słuchać, a jakże… Najchętniej politycznych wrogów na przesłuchaniach przed pisowskim sądem kapturowym zasądzającym wyroki. Dla PO, PSL, TR. Śmieszne jest dla mnie, że prawie wszyscy wyborcy PiS, których znam, wierzą, że po dojściu do władzy Kaczyński wszystkich pozamyka. Jaki prezes, politycy i partia, tacy wyborcy. Jedni warci drugich. Ludzie wcale nie są dobrzy, tych jest najmniej. Tak się składa, że w większości drzemie zło, chęć wyrządzania krzywdy bliźnim, dokopanie drugiemu. Ten elektorat zagospodarował Kaczyński znakomicie. Ale co z nim osiągnie? Jedynie dotacje na działalność swej partii. Nie potrafił dać ludziom chleba, w zamian oferuje karykaturę igrzysk.

Jarosław Kaczyński nie jest żadnym mężem stanu, jest intrygantem- destruktorem. Usiłuje niszczyć wszystko, czego się boi, czego nie rozumie i nie potrafi zaakceptować. Polityczny ultras, który przyciągnął do siebie podobnych jemu, ogarniętych strachem ludzi boi się wszystkiego, może nawet i swego odbicia w lustrze? On nigdy nigdzie nie pokazuje się sam, nawet na sławetnych zakupach w sklepie na warszawskiej Ochocie towarzyszyło mu stado ochroniarzy i pochlebców. Tez mi ważny dygnitarz!

Jarosław Kaczyński to nie jest premier, prezydent, minister. To jest  jedynie szef jeden z partii politycznych. Szef, który knuje, spiskuje i kombinuje, niczym grany przezeń Placek w filmie Jana Batorego. Niech kombinuje, co powie ciemnemu ludowi w przyszłym roku, po kolejnych przegranych wyborach. Ma sporo czasu, coś wymyśli.

 Jeśli masz czas i ochotę, kliknij i wypromuj. Dzięki!:)

 

poniedziałek, 24 listopada 2014

Przegrywać potrafią wielcy politycy, a takim nie jest Jarosław Kaczyński

Wszyscy sędziowie zasiadający w składzie Państwowej Komisji Wyborczej pokazali, że mają honor. Zapowiedź rezygnacji z pełnienia funkcji po oficjalnym ogłoszeniu wyników wyborów samorządowych wywołała duże wrażenie u rozsądnie myślących i szok u zwolenników PiS i Jarosława Kaczyńskiego. Ci myśleli, że będą mieli używanie do przyszłorocznych wyborów i… srodze się zawiedli! Mam nadzieję, ze szok pourazowy spowoduje wybudzenie Ewy Stankiewicz z komunistycznej śpiączki. Komuna dawno się skończyła, a pisowska służka straszy ludzi przetłuszczoną szczeciną na pustej głowie, jakby w sklepach nie było szamponów do włosów. Może tak mizernie jej płacą? Nic dziwnego: jaka praca, taka płaca!

Jarosław Kaczyński przegrał po raz kolejny i nie potrafi przełknąć goryczy porażki. Pamiętam obrazki z przeszłości: rok 1995, wybory prezydenckie, późny wieczór . Na ekranie tiwi poseł Jerzy Gwiżdż głęboko odetchnął i się przeżegnał zadowolony, że wybory wygra Lech Wałęsa. Rano okazuje się, że wygrał Aleksander Kwaśniewski. Rok 1997: SLD traci władzę na rzecz AWS, ale wprowadza do Sejmu więcej posłów, niż w 1993. Jakież podobieństwo ostatniego wydarzenia do 2014 roku: uśmiechnięci politycy PiS już są w ogródku, już witają się z gąską i… gdzie, czym i z kim będzie rządził PiS?

Nowy kapciowy Kaczyńskiego, Jarosław Gowin, twierdzi publicznie, że wybory zostały sfałszowane. Dowód? To IPSOS podał prawdziwe wyniki wyborów samorządowych, te ogłoszone przez PKW są nieprawdziwe. Tak mówi…, pardon, bredzi były minister sprawiedliwości! Sam Kaczyński miota się od lewa do prawa niemal wykrzykując, że sposób przeprowadzenia wyborów samorządowych jest kolejnym przejawem rozkładu państwa i należy powtórzyć głosowanie na te same listy i tych samych kandydatów. Oczywiście najlepiej by było, gdyby Polacy nie popierali nie popierali PO i PSL, dodaje pan prezes. Nie wiem, czy Kaczyńskiemu znowu podają jakiś suplement diety, czy może zabrali, bo pieprzy jak nigdy dotąd. Wybory samorządowe kosztowały nas prawie 300 milionów złotych. Dużo. Jeśli pan Kaczyński czuje się na siłach, niech sfinansuje parawybory dla swego elektoratu, wpłaci do kasy państwa te 300 baniek i niech uprawia parapolitykę, niech bawi się w parawybory, ale na swoim własnym podwórku i na swój koszt. Zapomniał, jego bredni słucha tylko dwór pochlebców i  elektorat składający się z cwaniaczków większych i mniejszych oraz tępawych babć radiomaryjnych i niedouczonej, często głupiej młodzieży, a wszyscy inni uśmiechają się z politowaniem słysząc jego połajanki? Komisja śledcza do zbadania wyborów, inne instytucje mają je zbadać? Zabawne: kiedy PiS przegrywa, wszędzie widzi fałszerstwa, spiski i oszustwa, a nie dostrzega, że większość biorących udział w wyborach nie życzy sobie kaczej partii przy władzy. Takim Podkarpaciem czy Radomiem mogą sobie zuchy Kaczyńskiego nieudolnie rządzić, ale do niczego innego się nie nadają. Pora, by to zrozumieli zamiast pierzyć, że wyniki wyborów są nierzetelne i nieprawdziwe. Wina Tuska, wina Kopacz, oczywiście!

Kaczyński bazuje na niewiedzy, głupocie i naiwności swoich wyborców. Stać go na opowiadanie głupot, bo ciemny lud nie tylko to kupi. Ale co zyska w zamian? Wielkie nic, bo tym są samorządowi włodarze z PiS. Nieważne kto głosuje, ważne, kto liczy głosy- ta maksymę Józefa Stalina wzięli sobie głęboko do serca pisowcy. Domyślam się, że wyniki byłyby prawdziwe, gdyby na czele PKW stało trio Stankiewicz- Braun- Zaręba. PiS zdobyłby 90% głosów. 
Jeśli masz czas i ochotę, kliknij i wypromuj. Dzięki!:) 

poniedziałek, 17 listopada 2014

Wsieliście sprafy w sfoje rence

Wybory samorządowe za nami, wypada się tylko cieszyć. Nie, nie z powodu sukcesu PiS czy porażki PO. Mało mnie obchodzi, komu radość, a komu łzy i smutek. Moje zadowolenie wynika z braku ulotek w skrzynce pocztowej reklamujących kandydatów do samorządu. Miałem już powyżej uszu idiotycznych haseł, twarzy polityków i ich obietnic bez pokrycia- kłamstw po prostu, w najlepszym razie wyświechtanych, ogólnych frazesów. Jak mawiał George Orwell: polityka została wymyślona po to, by kłamstwo brzmiało jak prawda. W Polsce politycy sprzedają kłamstwo najbardziej w trakcie kampanii wyborczych, są mistrzami w tej dziedzinie. Gdyby jeszcze potrafili w taki sposób rządzić!

Dla kogo były te wybory i po co? Były wyłącznie dla polityków. Żaden z nich nie ma na tyle dowagi by oznajmić, że startuje wyłącznie po to, by sobie pożyć na koszt społeczeństwa. Bo po co nam partie polityczne kosztujące podatników krocie, po co nam politycy, których liczba ciągle rośnie? Odczuje ktoś ich brak, gdy jeden z drugim nie zdobędzie już nigdy więcej mandatu posła, senatora, czy wójta, burmistrza czy radnego? Nie, w moim życiu nie nastąpią żadne zmiany. Jeśli z "pomocą" polityków i partii coś się zmienia, to na gorsze. Mi nie są potrzebni politycy, ich bzdurne ustawy, uchwały i durne często- gęsto zachowania i decyzje. Politycy robią wszystko by wmówić społeczeństwu, że działają w ich imieniu, dla wspólnego dobra, bo my sami sobie poradzimy.

W wyborach wybieraliśmy radnych do 2477 rad miast i gmin, do 314 rad powiatów, do 16 sejmików wojewódzkich i radnych do 18 rad dzielnic miasta stołecznego Warszawy. Ponadto wybieraliśmy 1565 wójtów, 806 burmistrzów i 106 prezydentów miast. Na jedno spośród 46790 miejsc przypadało pięć osób. Przed laty prawica krzyczała o wysokich świadczeniach emerytalnych, jakie pobierali b. oficerowie SB. Bo to koszta, wydatki, niesprawiedliwość itp. Dziś próżno nadstawiam uszu na polityka zdolnego ocenić, co czeka w przyszłości nasz system emerytalny, kiedy banda nierobów zwanych politykami zacznie pobierać świadczenia. Ilu przybywa rokrocznie takich ludzi, ilu emerytów- polityków będzie utrzymywała Polska za 20-30 lat? Jakie to będą koszta? Cichy i szybko zagłuszany jest głos nielicznych rozsądnych chcących ograniczenia liczby radnych, rad, po prostu reformy administracji. Reformy, nie rozrostu! Dwójka społeczników z Poznania udowodniła, że klęcznikowy prezydent miasta, Grobelny, przepłacił miejskie inwestycje o miliard złotych. Niestety, ich twarda ekonomia została zlekceważona machnięciem ręki, sprawę wyciszono i zbagatelizowano. Dociekliwe media nie zainteresowało, kto i jakie firmy zyskały a dlaczego straciło miasto. Sitwa zrobi wszystko, by zachować status quo…I tak się stało: PiS przed PO, wysokie poparcie dla PSL, SLD słabiutkie, Twój Ruch przepadł zupełnie. Co zrobią ludowcy, spikną się z PiS?


Nieoceniony Jarosław Kaczyński zrobił objazd zapadłej polskiej prowincji i tym wygrał wybory. Nakłamał, że winnymi wszelkiego zła w Polsce są Donald Tusk i Ewa Kopacz, że tylko on, wielki prezes i jego ludzie mogą wszystko zmienić. Dość żartów!- tupał i grzmiał do mikrofonu. Dlaczego zatem jaja sobie robił z radiomaryjnego plebsu, przystoi to tak? Mąż (stanu wolskiego) i ojciec( polityczny- Adama Hofmana) winą za nieudolne rządy prezydenta Radomia z ramienia PiS , Kosztowniaka, obarczał wszystkich, ale winy swego człowieka nie dostrzegał. Co zaoferują wyborcom politycy PiS, będą stawiali się na wizyty do biskupów by realizować ich program ekonomiczny? Nie potrafią zapewnić dobrobytu mieszkańcom, ale rozdawać na lewo i prawo ludziom kościoła katolickiego potrafią, jak mało kto! Nie udał się pan Kaczyński do Wilanowa, nie było go w Konstancinie, w Jabłonnej, Kleszczów próżno go wypatrywał. Tam, gdzie ludziom żyje się dostatnio, Kaczyński nie ma czego szukać, nie nabierze nikogo swoją paplaniną.

Uwielbiam ciszę wyborczą, to jest to, co lubię! Brak idiotycznych komentarzy głupich polityków, brak jałowych pytań ludzi nazywających siebie dziennikarzami, więcej takich weekendów bez tego cyrku. Dziś znowu to samo, na mdłości się zbiera widząc i słysząc polityczne skamieliny.


 Jeśli masz czas i ochotę, kliknij i wypromuj. Dzięki!:)

piątek, 7 listopada 2014

Polityka polska: dzień świra, głupi i głupszy

Kampania samorządowa w toku, kandydaci na stołki obiecują, krytykują obecne władze, mówią, co by było, gdyby. Miny mędrców plus głupkowate, nijakie, lub żadne programy to dwie sprzeczności, ale parapolitycy zdają się tego nie dostrzegać. Bo kto im zabroni? Polityka polska od lat bazuje na zagospodarowaniu głosów najgłupszego elektoratu, taka jest prawda! Obecną kampanię dałoby się podsumować dwoma słowami: głupi i głupszy. Głupi polityk zabiega o głupszego od siebie wyborcę.

Popularności politykom zazdroszczą hierarchowie kościoła katolickiego i bardzo dbają, by to oni przodowali w rankingu popularności kto chlapnie największą bzdurę, głupotę czy brednię. Wśród sutannowych trwa sztafeta, kto kogo przebije: jak znika z horyzontu de Berier, to wypływa nieoceniony Oko. Gdy tego zaczyna brakować, natychmiast na czoło występuje Gądecki. Pan Stanisław nie byłby sobą, gdyby nie pouczył, że kościół katolicki ma dziś to samo zadanie, co kiedyś- ocalić jak najwięcej światła i wolności, stawić opór światu, który ściąga go nisko ku swemu poziomowi i czekać na lepsze czasy. Nie moim zmartwieniem jest, by się zastanawiać, dlaczego pan Stanisław zdecydował się przed laty na seminarium, a nie na karierę satyra, czy komika? Ma niesłychany talent do rozbawiania. Odnalazłby się również w komunistycznej TVP, widziałbym go w parze z niejakim Tumanowiczem prowadzącym „Dziennik telewizyjny”. Kościół ocala wolność? Przedni dowcip! Zdaję sobie sprawę, że edukacja w polskich szkołach, kontrolowanych przez funkcjonariuszy kościoła katolickiego- katechetów i księży- dawno już ukryła niewygodne dla kleru fakty. Święta inkwizycja również broniła wolności i stawiała opór światu, Konfederację Targowicką powołali do życia ateiści, Krzyżacy wpadli do Polski nieść ogarek racjonalizmu, a gdyby nie chrzest w 966 roku to Mieszko I wiódłby żywot bohaterów z „Walki o ogień”? Tak, niech Gądecki i jemu podobni czekają na lepsze czasy, najlepiej w muzeum kosztownych i zbędnych religii.

Katoliccy publicyści zazdroszczą popularności i politykom, i księżom, dlatego starają się przeskoczyć obie nacje. Podpowiadają mi z boku, że palma pierwszeństwa należy się Ziemkiewiczowi. Hmm… Może przykry poranek przy kaszalocie pokroju Pawłowiczówny, ślicznotki Sobeckiej lub szczuplutkiej Wróbel spowodował trudności w sensownym wysławianiu się Rafałka, bo pieprzy cięgle o chujach, ostatnio choćby o tych w PO. A może jego trauma, aż boję się o tym myśleć, ma inne podłoże? Może ślicznotkę, a ona po bliższym poznaniu zademonstrowała mu, niczym Miriam, przykrą niespodziankę w stringach? Mniejsza z tym, dojdzie do siebie Rafałek niedługo, 11 listopada niebawem. Wykrzyczy się, pohałasuje, sprawi łomot któremuś ze stołecznych koszy na śmieci i będzie mógł wypinać pierś do przypięcia orderów za walkę z HGW!

Ziemkiewicza prześciga Terlikowski. Nieoceniony św. Tomasz z Terlik, papież frondowego kościoła, zawył z oburzenia i napiętnował krytyków doktoratu Marka Goliszewskiego. Nie przeczę, założyciel Business Centre Club jest specjalistą w pewnych dziedzinach, ale jego praca doktorska wywołała, delikatnie mówiąc, wesołość. Terlikowski poczuł się wywołany do tablicy i gromi, ogniem i mieczem, ośmielających się kpić z Goliszewskiego, którego praca w ocenie Terlika to istne cacko, szczyt naukowości, precyzji i normalności. Tako rzecze Terlikowski, który pracy… nie czytał! Nie czytał również prac innych doktorów, do których ruszył z prawdziwie miłosierną, katolicką furią: katooszołom pyta o doktoraty „lewackich propagandystów” oraz działaczy gejowskich. Katooszołomowi w głowie się nie mieści, że w Polsce nie tylko bogaci posiadają wykształcenie, że minęły czasy, w których za oazę i ostoję mądrości uważano panów w sutannach. Strasznie musi cierpieć katooszołomska duma Terlikwoskiego, jakże musi go boleć, że taki „lewak” kształci się, zamiast zasuwać na pańszczyźnie u pana i plebana!

Kiedy tak człowiek słyszy te pierdoły katooszołomów i katoprawicy, nazywane dla żartu dyskusjami, kiedy wpada mu w oczy bełkot pana w sutannie, kiedy wychodzi z nich wszystkich ta złość, ta mentalność średniowieczna, to przypomina mi się „Konopielka”. Powieść Edwarda Redlińskiego polecam każdemu, film o tym samym tytule dla leniwych. Polityka polska zatrzymała się na poziomie nie średniowiecza, ale czasów przedstawionych w „Konopielce”. Bez obrazy, ale wyborca, do którego robią umizgi parapolitycy, to-wypisz, wymaluj, konopielkowy Kaziuk.

Jeśli masz czas i ochotę, kliknij i wypromuj. Dzięki!:) 

poniedziałek, 3 listopada 2014

Działka dla ks. Mokrzyckiego

Wybory samorządowe za pasem, trwa wyścig, kto da więcej kościołowi katolickiemu: obecne władze, czy kandydaci na nowe, przebierający nogami, niecierpliwiący się  do przejęcia posad wójtów, burmistrzów, prezydentów miast i rajców? Jedni obiecują co zrobią w przypadku wygranych wyborów, ale skutecznie przebijają ich starzy wyjadacze od lat przyspawani do stołków. Przykład Rzeszowa nie jest wyjątkiem, lecz normą.

W mieście od lat rządzi Tadeusz Ferenc, członek SLD, wspierany prócz lewicy przez sitwę PO i PSL. Taki sojusz może wszystko, więc… robi, na co ma ochotę. W mieście powstała nowa parafia katolicka, pod wezwaniem Jerzego Popiełuszki. Błogosławionego Jerzego Popiełuszki! Radni zgodzili się „sprzedać” działkę znajdującą się przy ul. Architektów za 1% wartości w myśl zasady zastaw się, a postaw się! Bo po co miasto ma zarabiać? Na działeczce zostanie wybudowany kościół, który umili życie mieszkańców nowo wybudowanego osiedla Zawiszy. Nie od dziś wiadomo, że budową kościoła zajmuje się proboszcz przy wsparciu finansowym samorządu, będzie więc kolejna okazja do wyszarpnięcia kasy z budżetu. Chciałbym zobaczyć miny mieszkańców osiedla cieszących się do niedawna, że w sąsiedztwie nie mają kościoła z hałasującymi dzwonami. Cieszcie się ciszą, póki możecie! Jeden z „lewicowych” radnych ujawnił, jak dalece naiwnym jest człowiekiem: liczy, że diecezja podaruje miastu trochę ziemi, na której znajduje się kłujący klechów w oczy pomnik Walk Rewolucyjnych (słynna rzeszowska „cipa”). Strasznie naiwny ten człowiek, bezmyślny i bez wyobraźni: słyszał ktoś o przypadkach oddawania czegokolwiek przez kościół dla państwa?

Proboszczem parafii został słynny niegdyś Robert Mokrzycki, spec od sztabki złota. Plamiący mundur pułkownika Wojska Polskiego sutannowy usłyszał jakiś czas temu zarzut płatnej protekcji i… włos mu z głowy nie spadł! Nie pozbawiono go stopnia wojskowego, nie słychać nic o możliwości pozbawienia go przyszłej emerytury wojskowej. Ba! Biskup rzeszowski Jan Wątroba nie wymaga od podwładnego pokuty, nie zepchnął go na margines. Dziwi to kogoś? Mnie nie, doskonale pamiętam bowiem przypadek pewnego księdza, Krzysztofa, który, jak to ujął sąd ” pobił na plebanii swoją ofiarę, powodując u niej rozległe stłuczenia głowy i okolicy lędźwiowej, a następnie przemocą doprowadził do obcowania płciowego”. Krzysio opuścił areszt po niecałych dwóch miesiącach bo… poręczył za niego biskup Wątroba! Mamrotał przy tym, że wysłał księdza na pokutę do klasztoru. Dociekliwi dziennikarze z tygodnika posła Romana Kotlińskiego dowiedli, że ksiądz pokutuje, ze ho ho! Biskup bronił go i wtedy twierdząc, że nikt nie odbiera księdzu prawa do pokuty, nawrócenia i powrotu do pełnego uczestnictwa we wspólnocie Kościoła, łącznie z pełnieniem wcześniejszych funkcji. Dlatego biskupi są tak przeciwni Konwencji o zwalczaniu i zapobieganiu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej. Co powiedział Mokrzyckiemu można się tylko domyślać, skoro uczynił go proboszczem parafii noszącej imię błogosławionego…

Fitch Ratings prognozuje, że zadłużenie Rzeszowa może wzrosnąć w 2015 roku do 630 milionów złotych. Miasto zaciągnęło kredyt w wysokości 300 milionów zł. z Europejskiego Banku Inwestycyjnego. Ile miasto „zainwestuje” tych pieniędzy w ubogi kościół katolicki?

Jeśli masz czas i ochotę, kliknij i wypromuj. Dzięki!:)

 

środa, 17 września 2014

Samorząd to nie miejsce dla katolickich talibów

Nie byłem specjalnie zdziwiony po przeczytaniu tekstu Revelsteina „Kandydat który nie kandyduje”. Niezorientowani w temacie mogą nie wiedzieć, że znany w przeszłości aborcjonista, prof. Bogdan Chazan, miał wystartować z wspólnej listy narodowców wspieranych przez Terlikowskich itp. katooszołomów. Z porozumienia nic nie wynikło, z bardzo prostej przyczyny: gdy w jednym miejscu zbierze się 3 katooszołomów, natychmiast robi się tam siedem frakcji.

Mam spory ubaw, kiedy ten i ów ogłasza swój start w zbliżających się wyborach samorządowych. Same tuzy, widzący w sobie alfę i omegę polityki, urodzonych samorządowców, mających recepty na wszystko i dla wszystkich. Jakie są ich zasługi i dokonania? Idiotyczne wystawy, malowidła z płodami (często poronionymi naturalnie a nie wyskrobanymi) i Hitlerem wystawiane na ulicach, walka z „pornografią” (obyło się bez ofiar), lans po mediach dowodzący, że kandydaci mają ogromny kłopot z opanowaniem sztuki czytania ze zrozumieniem, bycie zoną fundamentalisty katolickiego i przede wszystkim posłuszeństwo wobec kleru. Niewypowiedziane życzenia sukienkowym są dla katooszołomskiego kandydata rozkazem, który natychmiast należy wcielić w życie bez oglądania się na polskie prawo, koszta i opinię społeczną. Kurczowe trzymanie się sutanny, głoszenie publicznych bredni, pisanie manipulacji i kłamstw, używanie bełkotu zamiast ojczystej mowy- oto cechy katooszołomskiego kandydata do samorządu! Strasznie mało, ale nie dla nich! Oni się cieszą, że chociaż tyle opanowali, a to pozwala już szpanować przed radiomaryjnymi babciami i częścią katoprawicowego plebsu.

Kiedy słyszę, kto przebiera nogami by dorwać się do samorządowego koryta, to już nawet nie wzbudza to u mnie politowania. Wam kury szczać prowadzać gdzie węże w trawie pierdzą, a nie politykę robić! Wystarczająco dużo jest przyspawanych do budżetowych pieniędzy błaznów, pajaców, idiotów, nierobów i kłamców żyjących na koszt podatnika, Polacy nie chcą, by było ich coraz więcej. Chcą, by ich liczba się zmniejszała aż do całkowitej eliminacji.

Samorząd to nie miejsce dla kościelnych klakierów, dla których pleban stoi wyżej od wójta, burmistrza czy marszałka sejmiku. Samorząd to nie miejsce dla dyletantów dbających przede wszystkim o interesy kleru katolickiego. Samorząd nie potrzebuje przygłupich ministrantów otrzymujących wytyczne od proboszcza. Samorząd to nie jest miejsce dla katooszołomów, nic tam po nich. Od cholery jest w Polsce kościołów, których nikt nie chce sprzątać, plebani w bezsilnej złości wyznaczają owieczki do zasuwania na szmacie, ale… mało kto słucha. Pałaców biskupich również jest pod dostatkiem, nieruchomości kościelnych jest mnóstwo. Ktoś to musi wszystko sprzątać, ktoś musi doglądać jeleni pana Głódzia, dowozić wódę klechom, załatwiać ponętnych młodzieńców, dziwki itp. Tam jest wasze miejsce, katooszołomy! Miotły i ściery w dłoń i szorować na plebanie!

Jeśli masz czas i ochotę, kliknij i wypromuj. Dzięki!:) 

niedziela, 7 kwietnia 2013

Konwencja Samorządowa Ruchu Palikota oraz Europy Plus

W sobotę, w Sali Kolumnowej Sejmu RP odbyła się Konwencja Samorządowa Ruchu Palikota, oraz Europy Plus. Tej Europy, której boją się dinozaury z SLD i PO, nie do końca wiedząc czym inicjatywa Marka Siwca jest. Ksiądz z ambony jeszcze im nie powiedział, jak się okazuje.

Dobrze, że na miejsce wydarzeń, które odbywają się w stolicy, stawiam się przed czasem, by rozejrzeć się w terenie. Gdybym dotarł na umówioną godzinę, zabrakłoby dla mnie miejsca na sali. Ze swej strony chciałbym pogratulować rzetelności i prawdomówności w przekazie informacji przez pewne media, a dotyczących Ruchu Palikota: od roku czytam i słyszę, że Palikot się kończy, partia się sypie itp. bzdury. Rzut oka na wypełnioną po brzegi salę nie pozostawiał wątpliwości, kto się sypie! Nie, nie Ruch Palikota, lecz te media właśnie, które swą działalność mają zarejestrowaną na Cyprach, Kajmanach, lub są tak zarządzane, że w ub. roku zanotowały stratę w wysokości ponad 200 mln. złotych! Zaproszeni, którzy dotarli na spotkanie na styk, musieli zadowolić się miejscami stojącymi na sali, bądź przed nią.

Przed oficjalnym spotkaniem dziennikarze otoczyli Janusza Palikota, zasypując go gradem pytań, m.in. o Ryszarda Kalisza, którego dni w SLD wydają się chyba policzone. Dociekano, co znaczy obecność wśród uczestników spotkania Grzegorza Kurczuka (w przeszłości minister sprawiedliwości w rządzie SLD), Jacka Kasprzyka (w przeszłości posła SLD), oraz Izabelli Sierakowskiej (współtwórczyni SdRP). Szef RP kolejny raz zaprosił do Euopy Plus wszystkich, którzy z jakiegoś powodu odeszli z SLD, SdPL, czy Partii Demokratycznej, ale nie chcą wstąpić do RP. Bo Europa Plus nie jest stworzona tylko dla członków RP, ona skupia różnorakie środowiska i ludzi. I nie podkreśla, w odróżnieniu od nadętego Leszka Millera, że jest jedynym tworem lewicowym. Na marginesie: z SLD Millera taka lewica, jak zemnie ksiądz nawołujący do głosowania na PiS!

Krzysztof Makowski, przewodniczący Krajowego Zespołu Samorządowego Ruchu Palikota przedstawił projekt 4x4, który będzie programem samorządowym RP. O co chodzi z tym programem? Otóż Ruch Palikota będzie przedstawiał swoje pomysły na czterech poziomach samorządu : gminy, powiatu, województwa i kraju. Makowski wyjaśnił, że program będzie- już jest!- budowany oddolnie, w oparciu o konsultacje z mieszkańcami. Bo nie zawsze jest tak, że władza samorządowa zaspokaja potrzeby ogółu. Władza zazwyczaj pokazuje społeczeństwu, że wie lepiej. Słowo od siebie dorzucił Janusz Palikot. Przypomniał, jak w 2006 roku udało się wygrać wybory Platformie Obywatelskiej w jednym z większych miast, w którym faworytem był człowiek PiS: namówiono do startu wyrzuconego z partii Kaczyńskiego polityka, udzielono mu pomocy w kampanii wyborczej, podzielono elektorat.

Mi w pamięci utkwiło emocjonalne wystąpienie krajana z Ełku, posłał Tomasza Makowskiego, znającego samorząd od podszewki, kiedy przedstawił zarys projektów ustaw dotyczących samorządu. Co prawda projekty te zostały odrzucone, w pierwszym czytaniu, przez skamielinę pod nazwą rządząca koalicja, ale przyjdzie taki czas, że zmiany wprowadzą w życie przyjaźni wyborom politycy nie tylko z nazwy, ale z zachowania. Poseł oznajmił, że szlag go trafia, kiedy otrzymuje wezwanie do urzędu, bez słowa wyjaśnienia, po co. Czy rzeczywiście niezbędna jest obecność interesanta? Dlaczego urzędnik nie powiadomi mailem, nie zadzwoni? Poseł polecił zgromadzonym lekturę, „Narastające dysfunkcje, zasadnicze dylematy, konieczne działania. Raport o stanie samorządności terytorialnej w Polsce”, autorstwa dr Jarosława Bobera, prof. dr hab. Jerzego Hausnera, prof. dr hab. Huberta Izdebskiego, Wojciecha Lachiewicza, dr hab. Stanisława Mazura, dr Aleksandra Nelickiego, dr Bartłomieja Nowotarskiego, dr Włodzimierza Puzyna, prof. UEK dr hab. Krzysztofa Surówki, dr Igora Zachariasza, dr Marcina Zawickiego. Projekty ustaw samorządowych omówił również poseł Andrzej Lewandowski.

Przemawiał warszawski radny, Marcin Rzońca. O budżecie obywatelskim, cieszącym się dużym powodzeniem w cywilizowanych krajach, trzy grosze dorzucił Tomasz Czajkowski. Polityk znany jest z udziału w debatach dotyczących budżetu obywatelskiego Wrocławia, którym patronuje Fundacja Wrocław 2030. Przyznam, że to ciekawa koncepcja, ale… w obecnej Polsce nie do przyjęcia. Chyba, że zasadniczo zmieni się polityczna mapa samorządowa w Polsce i w odstawkę pójdą skamieliny.

Grzegorz Kurczuk podsumował występy polityków, udzielił przyszłym samorządowcom dużo cennych rad i wskazówek, by nie zapłacili frycowego. Uczulił, by nie dać się podejść politycznym wrogom, dziennikarzom pracującym na zlecenie dużych partii, które opanowały scenę polityczną, oraz by nie być ufnym i bezkrytycznym.

Nie zabrakło Marka Siwca, który podzielił się swoimi uwagami na temat spotkań w terenie w ramach Europy Plus, zakłócanych przez wszelkiej maści katooszołomów sympatyzujących z PiS, oraz przez działaczy SLD. Mnie zastanawia jedno: jest już sojusz PiS- SLD w terenie, PO- SLD w Sejmie, kiedy sojusz SLD z episkopatem? Bo z Terlikowskim już jest: św. Tomasz z Terlik dziwnym trafem nie bierze na celownik dinozaurów Leszka Millera… Marek Siwiec podkreślił, że praca, optymizm i zaufanie powinny być znakiem firmowym kampanii samorządowej, oraz Europy Plus. Siwiec przyznał, że wyczuwalny jest strach przed jego inicjatywą. Dlaczego? Bo ona może zburzyć dotychczasowy układ polityczny, czyli długoletni baraż Tusk- Kaczyński, wygodny m.in. dla SLD. Stąd taka nienawiść Leszka Millera do inicjatywy Marka Siwca i Janusza Palikota. A Siwiec i Palikot w ostatniej części spotkania odpowiadali na pytania zgromadzonych. Pytania wnikliwie, niewygodne, na które nie dało się dyplomatycznie odpowiedzieć. Treść pytań umocniła mnie w przekonaniu, że ludzie z Ruchu to nie jest szara, ciemna masa, lecz krytycznie myślący, mogący mieć inne zdanie w pewnych sprawach, niż lider partii. I chwała im za to!

Od siebie dodam, że Millerowi nie mieści się w głowie, że Aleksander Kwaśniewski może przyłączyć się do projektu Europa Plus. Millerowskie pieski usiłują wyciągać dawne sprawy z przeszłości, m.in. słynną, charkowską goleń prezydenta, ale milczą na temat zaniechać premiera Millera, jego nieudolności i układów z biskupami. Śmieszą mnie występy pewnego działacza SLD, który robił za wtyczkę w APP „RACJA”, a który dziś opluwa ta partię, jej wyborców, działaczy, oraz Ruch Palikota na popularnym portalu społecznościowym. Pan Krzysio prężąc pezetperowskie muskuły dowodzi, że nie interesuje go tramwajowy antyklerykalizm, tabloidyzacja tegoż, woli o niebo poważniejszy SLD. Bo media nie oszacowały potencjału Ruchu Palikota przed wyborami, za to przeszacowały go w tym roku. A media, dowodzi dziadzio Krzysio, zaczynają się naśmiewać z Palikota. Panie dziadziu Krzysiu, ma pan na myśli te media, które płacą podatki na Cyprze, czy może TVP, która ledwo zipie? Co, takim jak dziadzio, media jeszcze wmówią? Pana wola, skoro czerpie pan z nich- i tylko z nich!- swoją wiedzę, ja tego prawa nie odmawiam. Chce pan mieć obraz rzeczywistości, jaki panuje w Ruchu Palikota, to rusz pan swoje cztery litery i wstąp na jedną z konwencji partii. Czerpanie wiedzy z gównianych, nic nie wartych czytadeł, a la Warząchwia i innych „niepokornych”  daje efekty, co widać po pańskiej osobie. Skoro pan kłamie, że RP się kończy, że balansuje na granicy poparcia wyborczego, bo jego posłowie nie zdjęli krzyża w Sejmie, to proponuję zapoznać się z programem wyborczym pomarańczowej partii, w której mowa jest o wielu aspektach. Sądzę, że czytać pan umie?

Dinozaury, jak dziadzio Krzysio, zapraszają na jakiś kongres lewicy, mający odbyć się w czerwcu, a na który ma się stawić ok. 100 partii lewicowych. Poczekamy, zobaczymy, ilu członków te partie liczą, bo o jakość w nich nic nie wiadomo. SLD przy okazji przełożonego meczu Polska- Anglia krzyczał, że należy odwołać minister sportu Joannę Muchę i szefów Narodowego Centrum Sportu, zarządzającego Stadionem Narodowym. Ten sam SLD wynajmie Narodowy od szefów NCS na ten jakiś czerwcowy kongres. Czy to w ramach rekompensaty za ostre słowa pod adresem szefów NCS? Zadowoleni będą ministra Mucha i premier Donald. Może zaprosi Lesia do koalicji?

Jeśli masz ochotę i czas, kliknij i wypromuj. Dzięki!

czwartek, 4 października 2012

Zielona, warszawska wyspa

Cieszcie się, warszawiacy, szykują się podwyżki cen biletów komunikacji miejskiej! Jak to dobrze, ze człowiek ma do pracy dwie minuty spacerkiem, przechodzi przez ulicę i jest na miejscu, bez straty czasu i pieniędzy!

Trochę historii, proszę nie zasnąć, bo uderzenie głową w klawiaturę lub monitor podobno nie jest przyjemne:

01.03.1989 - Wprowadzono 100% podwyżkę cen biletów. Za tramwaj, trolejbus i autobus opłata wyniosła 30 zł., bilet ulgowy - 15 zł.

01.01.1996 - Podwyżka cen za przejazdy wszystkimi środkami komunikacji miejskiej. Bilety zdrożały z 0,80 zł do 1,00 zł. Metro zostało wydzielone i przestał przysługiwać darmowy przejazd tranzytowy.

01.02.1997 - Podniesienie opłat za przejazdy tramwajami i autobusami z 1,20 na 1,40. Likwidacja ulg dla studentów zaocznych, zmiana terminu "bilet całodobowy" co w praktyce oznaczało zmianę czasu używania biletu. Do 1 lutego bilet miał ważność od godziny wypisanej przez następne 24 h. W wersji nowej tylko do godziny 24.00 w którym to dniu został wydany. Po paru dniach przywrócono ulgi dla studentów zaocznych.

01.10.2001 – Wprowadzenie nowego systemu pobierania opłat opartego na karcie elektronicznej (Warszawska Karta Miejska) i bilecie z paskiem magnetycznym. We wszystkich pojazdach zainstalowano nowe elektroniczne kasowniki, a na stacjach metra bramki wejściowe. Nowy system pozwolił wprowadzić aż 45 rodzajów biletów nowej generacji. Bilet kartonikowy z paskiem magnetycznym zastąpił po 38 latach miękki samoobsługowy bilet papierowy dostosowany do kasowników. Cena biletu pozostała bez zmian, można je było kasować w wypieranych stopniowo kasownikach dziurkaczach i nowych elektronicznych. Na bilecie nad paskiem pojawiał się nadruk.

11/05/2002 18:07 170 2 4751. Data – godzina – linia – brygada – numer taborowy. W przypadku metra litera M1. Wprowadzoną nową ulgę 48% dla uczniów szkół podstawowych, dla studentów 50% pozostawiono. Zabieg ten miał pozwolić miastu ubiegać się o odzyskanie około 50 mln złotych rocznie od rządu za ulgowe bilety dla studentów, co jednak okazało się w praktyce niewykonalne. Nowością było wprowadzenie biletu międzyszczytowego w dni powszednie w godzinach 9-14. Normalny – 2.00, 48% - 1,05 zł, 50% - 1zł. Pojawiły się też bilety 60, 90 i 120 minutowe. Bilety drukowano w Hiszpanii.

2002 - Pierwsze przymiarki do wspólnego biletu na komunikację miejską i kolej. Wprowadzono honorowanie biletów 30- i 90-dniowych na wszystkich liniach kolejowych w granicach strefy miejskiej i podmiejskiej.

01.05.2003 - W wyniku braku porozumienia finansowego między miastem a PKP zlikwidowano możliwość podróżowania pociągami na podstawie warszawskiej karty miejskiej. 30.06.2003 – Wycofanie ze sprzedaży biletów papierowych z paskiem magnetycznym 30-i 90-cio dniowych. W sprzedaży pozostaną pozostałe bilety tygodniowe, 3-dniowe dobowe, abonamentowe, minutowe oraz jednodniowe normalne i ulgowe. 2006 - Wprowadzenie możliwości kodowania biletów okresowych na Elektronicznych Legitymacjach Studenckich wdrożonych w większości warszawskich uczelni. Stopniowe przywracanie wspólnego biletu ZTM i Kolei Mazowieckich.

06.2008 - Zmiana taryfy. Likwidacja oddzielnej ulgi 48% powodującej szereg problemów, a nie dostarczającej miastu oczekiwanych korzyści, likwidacja dopłat do sprzedaży biletów przez prowadzących pojazd.

01.01.2009 - Rozszerzenie ważności wspólnego biletu ZTM-KM-WKD na wszystkie podwarszawskie gminy obsługiwane przez ZTM 01.01.2010 - Wprowadzenie obowiązku personalizacji warszawskiej karty miejskiej. Każdy pasażer posiadający bilet imienny musi posiadać kartę z wydrukowanym imieniem i nazwiskiem oraz zdjęciem. Wcześniej wystarczyło wpisać na karcie imię, nazwisko i numer dokumentu i okazywać ją przy kontroli razem z dokumentem. Powodowało to jednak szereg niejasności i wiele prób nadużyć. Podwyżki, podwyżki, podwyżki... Ostatnia miała miejsce w sierpniu tego roku. Teraz za bilet jednorazowy warszawiacy płacą 3,60 zł. Dobowy, upoważniający do podróżowania w pierwszej strefie, kosztuje 12 zł. Bilet miesięczny zdrożał z 78 zł do 90 zł. Za naładowanie karty miejskiej na trzy miesiące warszawiak płaci 220 zł.

Ale, jakby tego było mało, ju planowane są podwyżki! Najbliższa od nowego roku. Bilet jednorazowy za 4,40 złotych, bilet miesięczny za 100 złotych - tak będą kształtować się ceny biletów w Warszawie po 1 stycznia 2013 roku. Zarząd Transportu Miejskiego przygotowuje już kampanię informacyjną dotyczącą podwyżki. Obecnie bilet jednorazowy kosztuje w Warszawie 3,60 złotych a miesięczny - 90 złotych. Miasto tłumaczy kolejną w ciągu dwóch ostatnich lat podwyżkę cen biletów tym, że musi znaleźć środki na liczne inwestycje poprawiające jakość komunikacji miejskiej (w tym kontekście wymienia m.in. nowe tramwaje i autobusy, uruchamianie nowych połączeń i budowę II linii metra).

W sumie w ciągu roku Warszawa wyda na komunikację miejską 2,31 mld złotych - obecnie tylko 32 proc. kosztów działania komunikacji jest finansowanych z wpływów z biletów.Miasto dokłada znaczne kwoty do kosztów komunikacji publicznej – do każdego jednorazowego biletu za 2,80 z kasy miasta płynie kolejne 5,20 zł. Warszawa jest jednym z miast o najniższym stopniu pokrycia wydatków komunikacyjnych wpływami z biletów, co bez zmiany taryfy mogłoby hamować dalszy rozwój stołecznego transportu publicznego. Co więcej, proporcja ta stale maleje (w roku 2003 było to 47 proc. a w roku 2010 tylko 34,05 proc.). Dzięki zmianie taryfy wskaźnik ten zwiększy się do niemal 43 proc. Stałe ceny biletów powodują, że z roku na rok wpływami z ich sprzedaży można pokryć coraz mniejszą część kosztów funkcjonowania warszawskiej komunikacji.

Włodarze miasta tłumaczą, że pokrycie wydatków wpływami ze sprzedaży biletów wynoszą: 2008 r. - 38,40 proc. 2009 r. - 36,95 proc. 2010 r. - 34,05 proc. Rozwijająca się sieć komunikacyjna w aglomeracji warszawskiej oraz ambitny program inwestycyjny sprawiają, że koszty funkcjonowania komunikacji z roku na rok są coraz wyższe. Nakłady na funkcjonowanie komunikacji w kolejnych latach wynosiły: 2008 r. - 1,4 mld zł 2009 r. - 1,55 mld zł 2010 r. - 1,7 mld zł Od ostatniej zmiany cen biletów w 2008 r., zwiększyły się ceny podstawowych elementów kosztu usług transportowych: paliw i energii elektrycznej. W 2008 r. za jeden MWh kosztował 155,40 zł, w 2010 – o 40 zł więcej (195,32 zł). Średnia cena litra benzyny w 2008 r. to 4,32 zł. Obecnie litr tej samej benzyny kosztuje między 5,12 a 5,27 zł.


Zatem płać i płacz, mieszkańcu stolicy! P+R, park & ride, parkuj i jedź. Miasto zainwestowało w parkingi przy stacjach metra, na których mieszkańcy stolicy mieliby zostawiać swoje auta, przesiadać się do komunikacji miejskiej i jechać do pracy. Wszystko to, by odciążyć ulice coraz bardziej zakorkowanego miasta. Niestety, przy znacznych podwyżkach cen biletów, niekomfortowych warunkach jazdy i coraz mniejszym bezpieczeństwie w pojazdach komunikacji miejskiej (mimo prywatnej agencji ochrony patrolującej linie autobusowe, oraz Straży Ochrony Metra) mieszkańcy stolicy upierają się przy samochodach. Rowerowa stolica okazała się strzałem w dziesiątkę, ale to rozwiązanie sezonowe, na ciepłe pory miesiące. Radni opozycji krzyczeli przy okazji kolejnych podwyżek, najgłośniej ci z SLD, ale kiedy współrządzili Warszawą, nie zagrozili zerwaniem koalicji. O dziwo, po ostatnich wyborach samorządowych fundująca drożyznę mieszkańcom Platforma Obywatelska zwyciężyła w wyborach, po których nie potrzebowała już koalicjanta w postaci SLD. Skąd dobry wynik PO i reelekcja Hanny Gronkiewicz- Waltza, czy w nadchodzących wyborach może obawiać się ona o porażkę swej partii? Nic bardziej mylnego! Najbogatsi, oraz klasa średnia z komunikacji miejskiej nie korzystają. Wszyscy inni- i owszem. Ci biedniejsi są zmuszeni znosić dyktat cenowy, stąd coraz popularniejsza wśród warszawiaków jazda "na gapę". Im więcej gapowiczów, tym więcej firm parających się kontrolą biletów, a to kosztuje. Siła HGW i warszawskiej PO bierze się stąd, ze mnóstwo mieszkańców stolicy to ludność napływowa,  która nie ma prawa głosować w wyborach samorządowych w Warszawie, lecz w miejscu swego zameldowania. Póki nie ulegnie zmianie ordynacja wyborcza, nie ma co marzyć o zmianach w stołecznym ratuszu. A pani HGW, prezydent miasta stołecznego, trwoniąca wielkie sumy na firmy doradcze, kancelarie prawna, hojnie wynagradzająca burmistrzów dzielnic z PO i szefów spółek miejskich, nie uwzględnia w finansowej wyliczance, ile wydaje pieniędzy z budżetu na iluminację warszawskich kościołów, dlaczego koszt tej imprezy ponoszą warszawiacy, a nie episkopat, bądź radiomaryjna zbieranina, płącząca się w miesięcznicach pisowskich, na spędach rydzykowych i innych kościelnych zadymach? Koszta iluminacji to pilnie skrywana tajemnica przez HHW i jej urzędników. Jeśli więc, warszawiaku, podziwiał będziesz z okien coraz gorszej komunikacji pięknie oświetlone, warszawskie kościoły, to nie żałuj pieniędzy na coraz droższe bilety! W końcu to ty finansujesz energię elektryczną dla biednego Kościoła katolickiego.