piątek, 29 sierpnia 2014

Witaj droga szkoło!

Rok szkolny za pasem, wakacje dobiegają ku końcowi. Cieszę się, że mnie ta cała zawierucha nie dotyczy mnie nie tylko z tego powodu, że edukację, której towarzyszyły letnie wakacje, dawno już zakończyłem. Jakże inaczej wyglądała kiedyś edukacja kiedy tak oglądam się wstecz: nauczyciele byli wymagający ale cieszyli się szacunkiem, nie było mowy o jakimś pyskowaniu czy nakładaniu kosza na głowę, w klasie zazwyczaj cisza, jak makiem zasiał, panowała dyscyplina której nie musiano wspierać rózgą, nieliczne były przypadki stania w kącie. Każdy znał swoje miejsce w szeregu i wiedział, kiedy jest pora na żarty, a kiedy na poważne lekcje. Szkoła była przyjemnością, co dla ogromu dzisiejszej młodzieży jest nie do pomyślenia!

1 września, pierwszy dzwonek, apel szkolny. Bez mszy, klechy w czarnej sukience, bez krzyża na ścianie. Spotkanie z wychowawczynią w klasie, spotkanie z kolegami i Kozankami, plan zajęć do końca tygodnia i szło się do domu. Nazajutrz odbierało się komplet książek w szkole. Tak, tak, to nie pomyłka! Szkoła podstawowa, do której uczęszczałem, zapewniała uczniom komplety bezpłatnych książek. Nie na własność, wypożyczało się je, bywało nieraz, że korzystało się z podręczników starszego rodzeństwa. Jedyne koszty jakie ponosili rodzice, to były zeszyty, przybory szkolne, tornister- jeśli wymagał wymiany- i żadnych bajerów, bez których nie może obejść się dziś dziatwa szkolna. Za to dziś małolaty mogą zbierać pieniądze na potrzeby parafii, stać jak… (proszę wpisać dowolne) z pocztem sztandarowym na mszy w kościele. Ba! To nie tylko rok szkolny się dla nich zaczyna! To początek roku szkolno- katechetycznego, jak donoszą sukienkowi!

Tymczasem prawie pół miliona polskich dzieci nie będzie miało wszystkich podręczników do szkół. Dlaczego? Odpowiedź jest prosta: ich rodziców po prostu nie stać na wyprawkę szkolną. Całą wyprawka szkolna na ten rok kształtuje się w wysokości ok. 900 złotych na jedno dziecko! Dziewięćdziesiąt złotych miesięcznie, jeśli odejmie się dwa miesiące wakacyjne. Dla ubogich rodziców rachunek jest prosty: albo książki, albo… Co, jeśli posiadają nie jedno, lecz dwójkę czy trójkę dzieci? Kłania się polityka prorodzinna o której plotą przy okazji każdych wyborów politycy prawicy! Tej samej prawicy, która od 2005 roku rządzi krajem. Mówić co innego, a robić co innego. Tyle ze panowie i panie mają ważniejsze sprawy na głowie. Kogo z nich obchodzą dzieci z ubogich rodzin? Na nie ma już czasu! Czas jest tracony na embriony, „dzieci nienarodzone”, „mordowanie dzieci poczętych” oraz na dalszą klerykalizację edukacji! Minister Joanna Kluzik- Rostkowska (jej dzieci uczą się w szkołach prywatnych) zapowiada zmiany: likwidację Karty nauczyciela. Oszczędności będzie co nie miara, poziom edukacji natychmiast podskoczy chciałoby się rzecz szyderczo.

Polskę stać za to na armię katechetów w publicznych, rzekomo świeckich szkołach (niezły dowcip!) których pensje kosztują nas ponad miliard złotych rocznie. W polskim kraju nad Wisłą jest to niezbędna kadra nauczycielska, bez której młody narybek zapewne nie poradziłby sobie nie tylko w szkole, ale i w ogóle w życiu.

Jeśli masz czas i ochotę, kliknij i wypromuj. Dzięki!:) 

środa, 27 sierpnia 2014

Wilki chcą zajmować się jagniętami

Sądziłem, że źle przeczytałem wpis blogera informujący, że księża pedofile będą zajmować się swoimi ofiarami. Ki czort, myślę sobie, kpiny to jakieś czy żarty? Otóż nie do końca: kościół katolicki w Polsce zamierza otworzyć cztery regionalne centra ochrony dziecka pokrzywdzonego na skutek przestępstw pedofilii ze strony katolickich księży. Klechy cały czas udają, że problem pedofilii wśród kleru istnieje w głowach tzw. atakujących katolicki kościół.

Jesteśmy od dawna świadkami nikczemnych postaw sukienkowych, w tym biskupów, którzy twierdzą, że jeśli księża nawet i dopuścili się molestowania nieletnich, to były to tak nieliczne wypadki, że nie ma o czym mówić. Kiedy na światło dzienny weszły sprawy m.in. Gila, Wesołowskiego, zboczeńca z Tylawy- jak lew bronił go Józef Michalik- biskupi oznajmili, że w innych zawodach istnieje podobny procent pedofilów. Kiedy mleko się wylało i sprawy nadużyć seksualnych wśród kleru nie da się już dłużej bagatelizować i marginalizować, kościół obrał inną drogę. Przeszedł do ofensywy licząc, że zamydli naiwnym oczy. Bo takim mydleniem właśnie mają być owe cztery centra. Jeśli ktoś wierzy, że będą się one zajmowały udzielaniem wparcia i odpowiedniej specjalistycznej informacji medycznej i psychologicznej ofiarom przestępstw seksualnych księży, to… niech sobie wierzy. Bo co się może kryć pod terminem udzielania wsparcia dla zgwałconego przez księdza nastolatka, będzie słyszał, że pedofiliami w sutannach targają namiętności, że to wina rodziców, bo nie zapewnili dla swej pociechy właściwej opieki? Co to jest odpowiednia informacja specjalistyczna, że nie było gwałtu czy molestowania bo ksiądz żyje przecież w celibacie? Kto ze strony świeckiej będzie nadzorował ten projekt, kto się odważy ingerować w program takich ośrodków? I ta oto wilki będą opiekowały się jagniętami.

Biskupi zobowiązali się do finansowania kosztów utrzymania Centrum Ochrony Dziecka przy Akademii Ignatianum w Krakowie, założonego w 2013 roku, ale kto będzie utrzymywał cztery kościelne centra sukienkowi już nie ujawnili. Nie trzeba być wielkim analitykiem by dojść do wniosku, że pieniądze łożyło będzie państwo. Nieprzypadkowo pomysł z centrami pojawił się tuż po ogłoszeniu terminu wyborów samorządowych. Jestem pewien, że klerykalni politycy będą błagać, by to w ich jednostkach terytorialnych znalazły się te ośrodki. Przekaże się klechom nieruchomości lub działkę pod budowę (oczywiście gratis), pan wojewoda, prezydent czy burmistrz towarzyszył będzie biskupowi przy wmurowaniu kamienia węgielnego i otwarciu ośrodka i… Tak się robi klerykalną  politykę!

Kler nie przegapił kolejnej okazji do wyciągnięcia łapy po publiczne pieniądze i nieruchomości. To my, podatnicy, będziemy finansować kościelne fanaberie, bo biskupi nie wyciągną nawet grosza ze swych kieszeni. To nic innego, jak konkurencja dla zwalczanego przez klechów fundacji „Nie lękajcie się” niosącej faktyczną, a nie wydumaną i iluzoryczną pomoc ofiarom przestępców w sutannach. Kościół słowem nie wspomina o księżach, którym udowodniono czyny pedofilskie. Biskupi nie mówią, jak zamierzają leczyć zboczeńców w sutannach i jak chronić przed nimi bezbronne dzieci i młodzież. Prawda jest taka, że kto raz posmakował seksu to będzie zaspokajał swój popęd płciowy. Dotyczy to również pedofila w sutannie.

Jeśli masz czas i ochotę, kliknij i wypromuj. Dzięki!:)

poniedziałek, 25 sierpnia 2014

Sąd sądem, ale racja musi być po stronie sutannowego

Z pewnym dystansem podchodziłem do niejakiej euforii ateistów, antyklerykałów i wszystkich cieszących się z orzeczenia GIODO, który na początku roku nakazał proboszczom obowiązek odnotowywania w księgach parafialnych adnotacji zgodnej z żądaniem apostaty. Jeśli do proboszcza zgłosiła się katolik z oświadczeniem woli, że występuje z szeregów katolickiej owczarni, że nie życzy już sobie być katolikiem i nie wyraża zgody na figurowanie w rejestrach kościelnych a ksiądz nie przyjmował tego do wiadomości i nadal przetwarzał dane osobowe zainteresowanego i odsyła go na drzewo, apostata był w zasadzie bezradny. GIODO zmienił ten stan rzeczy, ale jego odważną decyzją ciezyli się apostaci kilka miesięcy. Przed paroma dniami Wojewódzki Sąd Administracyjny w Warszawie uchylił decyzję Wojciecha Wiewiórowskiego, który w styczniu orzekł, że osoba opuszczająca związek wyznaniowy nie musi podporządkowywać się przepisom wewnętrznym kościoła, że to sam kościół musi podporządkować się składającemu oświadczenie woli. Podniósł się wtedy taki jazgot, jakby urzędasy Watykanu usłyszały wyroki pozbawienia wolności!

Jazgot, wsparty działaniami polityków katoprawicy, biskupów i katooszołomów okazał się skuteczny. 21 sierpnia sędziowie dali wiarę tłumaczeniom proboszcza, że GIODO nie ma prawa ingerować w sferę wyznaniową, gdyż byłoby to naruszeniem Konstytucji, Konkordatu- który został wprowadzony nielegalnie i z naruszeniem polskiego prawa- i zasady rozdziału kościoła od państwa. Zabawne: to sukienkowi, hierarchowie kościoła katolickiego nie łamią Konstytucji, od a do zet przestrzegają zapisów konkordatu i rozdziału państwa od kościoła? To taki rozdział w ogóle istnieje? Toż nie tak dawno bredził jeden z wielebnych, że kościół jest duszą państwa, ale tego, jak się okazuje, sędziowie nie słyszeli. Mało tego, klechy co i rusz krzyczą, że prawo świeckie ich nie obowiązuje, zatem dlaczego jeden z drugim kierują się tymże prawem wtedy, kiedy jest mu to wygodne? Druga sprawa: skoro wypisanie z ksiąg parafialnych jest niezgodne z Konstytucją i Konkordatem, to jakim cudem wpisanie niczego nieświadomego niemowlaka (który urodził się jako bezwyznaniowiec i ateista)w kościelne kwity, bez jego wiedzy i zgody z prawem jest zgodne? To jest tak jak z krzyżem zawieszonym w Sejmie: skoro tam zawisł bezkarnie, to i można go zdjąć bez żadnych konsekwencji!

Uzasadnienie wyroku sądu znajduje się tutaj:

 http://orzeczenia.nsa.gov.pl/doc/DB0534A43F

7 sierpnia Senat zatwierdził wybór Wojciecha Wiewiórowskiego na kolejną kadencję szefa GIODO. Mówi się, ze dano mu do zrozumienia, by nie podskakiwał już biskupom i orzekał zgodnie z ich wolą w kwestiach dotyczących kościoła katolickiego. Żałosny, kabaretowy sejmowy zespół ds. przeciwdziałania ateizacji polski również będzie czuwał, by interesy katolickich hierarchów nie zostały zagrożone przez poczynania bezczelnego GIODO. Apostaci będą mieli twardy orzech do zgryzienia, ale… czy na pewno? Po co biegają po plebaniach poddając się idiotycznym kościelnym procedurom?

Przed kilkoma laty wysłałem listem poleconym do kurii i parafii oświadczenie woli o wystąpieniu z kościoła katolickiego. Napisałem w nim  m.in.: „Wykaz ekskomunik określa kto i dlaczego może jej podlegać. Niestety nie mam pojęcia jak to się dzieje ze spełniając lwią część zawartych w ekskomunikach punktów w dalszym ciągu należę do świętego (przedni dowcip, nie powiem) Kościoła? Widać, jaka to zakłamana instytucja. Nie życzę sobie należeć do wspólnoty tzw. kościoła katolickiego. Przyjdzie czas , że to ludzie wolni światopoglądowo, świeccy, którzy doprowadzą kraj do normalności, z Rydzykiem w klasztorze, pedofilami w sutannach w więzieniach, stanowić będą PRAWO, nie to, co serwują dziś wasi słudzy, tak zakłamani jak wy. Nie zamierzam udawać się osobiście do jakiegokolwiek proboszcza i poddawać się jakiejkolwiek wymyślonej przez kler procedurze, ze świadkami świeckimi, bo niedobrze mi się robi, kiedy widzę mężczyznę (?) w czarnej sukience. Nie módlcie się za mnie, bo tyle co pomoże, co umarłemu kadzidło. Nie zamierzam kiedykolwiek korzystać z waszych wątpliwej jakości usług, tzw. „sakramentów”, że katolickim pochówku nie wspomnę”.

 Jeśli masz czas i ochotę, kliknij i wypromuj. Dzięki!:) 

 

poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Biskupich roszczeń ciąg dalszy czyli kościół ubogi tylko duchem

Papa Franciszek usiłuje oczarować swoją osobą rozmodloną tą część Koreańczyków, którzy nie mają pojęcia, że wizyta watykańskiego autokraty w ich kraju nie ma nic wspólnego z kwestiami duchowymi i religijnymi. Wypad Argentyńczyka ma cel jeden, wyłącznie ekonomiczny: Korea Południowa w ostatnich pięciu dekadach osiągnęła ogromny sukces gospodarczy. Wystarczyło jedno pokolenie by kraj biedaków awansował do grona najbardziej rozwiniętych i najbardziej zaawansowanych technologicznie gospodarek świata. I to bez wpływu katolickiej religii, by było wszystko jasne. Czebole są łakomym kąskiem dla biednego jak mysz kościelna Watykanu, a taki Samsung Electronics, znajdujący się na liście 10 najlepszych marek świata, mógłby być hojnym sponsorem religijnych, katolickich fanaberii. Gdyby stojący na jego czele jadł z ręki katolickim biskupom…

Papież stroi sobie żarty krytyką na niby żyjących ponad stan sukienkowych. Argentyńczyk przestrzegł skośnookich duchownych przed szkodliwą dla kościoła katolickiego hipokryzją wyświęconych mężczyzn i kobiet, którzy składali śluby ubóstwa, a mimo to żyją jak bogaci. Jak to się dzieje, że zakony rzekomo klepiące biedę dysponują wielkimi majątkami, skąd u nieraz szeregowych księży całkiem pokaźny stan posiadania Franciszek nie wyjaśnił. Bo skąd może to wiedzieć człowiek non stop ględzący o potrzebie ubogiego kościoła dla ubogich, stojący na czele instytucji, która w samym tylko Rzymie dysponuje nieruchomościami o wartości sięgającej prawie 10 miliardów euro?

Argentyńczyk za bardzo zajęty jest robieniem klimatu pod przyszłe biznesy watykańskie na koreańskiej ziemi, by dostrzec kolejne bezczelne roszczenia klechów w Polsce. Pasibrzuchy wyciągają tłuste łapy po majątek, jaki rzekomo jest im winne państwo polskie. Dlaczego? Bo w ich mniemaniu złodziejska Komisja Majątkowa zdaniem sukienkowych za mało zwróciła ziem, nieruchomości i pieniędzy biednemu kościołowi katolickiemu. Sukienkowi twierdzą, że za mało otrzymali rekompensat za krzywdy doznane w PRL, a po zmianie granic 209 tys. ha ziemi przepadło. A co to nas, Polaków, obchodzi? Zmieniły się granice, zatem proszę pędzić z żądaniami do rządów państw na których znajdują się watykańskie włości! Że kościół w 1939 roku posiadał blisko 400 tys. ha ziemi? Ile hektarów miała Polska za Kazimierza Wielkiego, ile za Mieszka I? A ile posiadał wtedy kościół katolicki, hmm?

Kościołowi nic, ale to zupełnie nic się nie należy od państwa polskiego, a jego przedstawiciele powinni być wdzięczni, że mogą prowadzić rozległe biznesy, bezkarnie molestować ministrantów, bawić się w polityków i żyć na koszt państwa. Mało tego: to kościół powinien wypłacić odszkodowania, m.in. za dziesięcinę i pracę pańszczyźnianych chłopów. Nie ma jeszcze w Polsce klimatu do powiedzenia stanowczego nie! sukienkowym, ale i on nadejdzie. Ciekaw jestem min bezczelnych klechów, kiedy figę z makiem pokaże im jeszcze bezczelniejszy polityk, który będzie potrafił strzec Polski, jej granic i ziem przed pazernością Watykańczyków. Watykańczyków, którymi rządzi plotący coś o ubóstwie jegomość z Argentyny.
 
 Jeśli masz czas i ochotę, kliknij i wypromuj. Dzięki!:) 

 Urlop w pełni, krótki pobyt w stolicy i… o 10:00 ruszam dalej!

 

piątek, 8 sierpnia 2014

Jaśnie państwo kapelaństwo

Po przeszukania salonów pułkownika Mokrzyckiego, katolickiego księdza kapelana, media zamilkły. „Niepokorni” dziennikarze ośmieszyli się co do cna zastanawiając się, czy CBA aby na pewno zgodnie z prawem dokonało przeszukania. Chyba nie, bo agenci wyruszyli na łowy bez namaszczenia kapelana, którego… nie mają! To skandal! Tajna służba nie posiada na etacie katolickiego kapelana? Pułkownik Robert Mokrzycki, kapelan Jana Pawła II, sekretarz równy Stanisławowi Dziwiszowi… Ochów i achów pod adresem klechy napisano tomy, prawdę potrafili napisać nieliczni. Większość nabrała wody w usta i udaje, że nie było sprawy tym bardziej, że Mokrzycki został przywrócony na stanowisko proboszcza Katedry Polowej Wojska Polskiego. Pytam: po co polskiej armii tacy „żołnierze” jak pan Mokrzycki, by robić interesy wykorzystując stanowisko i stopień służbowy? I za to płacimy krocie na utrzymanie Ordynariatu Polowego?

W 1991 roku papież JPII mianował prałata Sławoja Leszka Głódzia biskupem polowym, stawiając go na czele Ordynariatu Polowego powołanego do życia dekretem papieskim. Nie rozkazem zwierzchnika Sił Zbrojnych, lecz kwitem głowy obcego państwa, które po dziś dzień żeruje finansowo na Polsce! Śmieszni panowie w sukienkach zostali majorami, pułkownikami, za chwilę generałami. A szeregowy kapelan, kapral kapelan to nie łaska?  Świeccy wojskowi przyglądali się temu z sympatią, zrozumieniem, mało kto odważył się zaprotestować, by nie zostać nazwanym komuchem. Niektórzy szybko wyczuli, skąd wieje wiatr i podczepili się pod wojskową sutannę. Znajomy jest kapitanem WP, takim sobie, ale mimo kolejnych redukcji jego pozycja w JW jest mocna. Kapelan pułkownik chrzcił jego dzieci, udzielał mu ślubu, z wielebnym imprezuje od czasu do czasu, więc…

73 parafie wojskowe i 193 kapelanów, w tym 113 katolickich czuwa nad pełną gotowością bojową żołnierzy. Biskup polowy, generał Guzdek oznajmił jakiś czas temu, że rząd może podjąć polityczną(sic!) decyzję o redukcji duszpasterstwa wojskowego do stanu, który uniemożliwi regularną posługę żołnierzom zawodowym, ich rodzinom, chorym w szpitalach wojskowych czy kombatantom. To oni nie mają pod nosem kościołów i księży, posługę zapewnia im dopiero kapelan z jednostki wojskowej? Guzek retorycznie pyta: jaka będzie armia, gdy szukając oszczędności, bezrefleksyjnie odrzuci się tych, którzy troszczą się o psychikę i ducha żołnierza? Sądzę, ze znakomita! Znam sporo żołnierzy, którzy w armii się rozpili, nauczyli obłudy i zakłamania. A co stoi na przeszkodzie, wielebny Guzdek, by to Watykan utrzymywał Ordynariat? Niech płaci wtedy i po sto tysięcy pensji kapelanom! Ale i wtedy nie będzie z nich żadnego pożytku.

W latach 1996-97 odbywałem zasadniczą służbę wojskową w JW1747. Kapelanem był tam jakiś tłuścioch, który nie pełnił służb oficera dyżurnego, nie zdawał testów na OSF, nie uczestniczył w zajęciach na strzelnicy. Nie robił nic pożytecznego, mało bywał w jednostce, kasował za to spore pieniądze. Kiedy słyszę idiotyczne zapytania posłów katoprawicy, czy ograniczenie liczby kapelanów nie wpłynie negatywnie na stan duchowy żołnierzy oraz czy w związku z tym żołnierze nie będą przedstawiali mniejszej zdolności bojowej i obronnej zastanawiam się tylko, skąd u tych miernot i dyletantów taka wiedza na temat armii, której nie poświęcili nawet dnia? Bo tak się jakoś składa, że wszyscy ci „eksperci” nie mają za sobą odbytej służby wojskowej i… włos im z głowy za to nie spadł, tymczasem taki Maciej Maleńczuk za odmowę pójścia „w kamasze” kiblował…

Prócz oficerskiej pensji kapelan otrzymuje uprawnienia oficera służby zawodowej: prawo do emerytury po 15 latach służby, zakwaterowanie, świadczenia socjalne, ordynansa. Były minister Obrony Narodowej, Bogdan Klich, rozbawił mnie kiedyś, gdy naciskany o sens utrzymywania przez MON gromady księży raczył odpowiedzieć:” Wysoko sobie cenię pracę kapelanów wojskowych. Ich misja wykracza poza religijny wymiar. To ONI mają współtworzyć etos NOWEGO wojska. Żołnierz dzisiaj coraz mniej służy, a coraz bardziej chodzi do pracy . Kapelani mają przypominać mu, że oprócz praw ma także moralne obowiązki".

Z takim nastawieniem rozjedziemy Putina w trymiga!

Jeśli masz czas i ochotę, kliknij i wypromuj. Dzięki!:)

P.S. Urlopu czas zacząć... od poniedziałku. W związku z tym nie napiszę słowa przez jakiś czas:)

 

środa, 6 sierpnia 2014

Hoser vs. Lemański- z dużej chmury mały deszcz

Zastanowiła mnie postać Mateusza Dzieduszyckiego, poszperałem tu i tam, napisałem gdzieniegdzie. Ciekawych rzeczy można się o nim dowiedzieć, jeszcze więcej ciekawszych starannie jest ukrywanych. Hoserowy przyboczny w oficjalnym życiorysie szczyci się, że ukończył Państwową Wyższą Szkołę Filmową, Teatralną i Telewizyjną w Łodzi. Tymczasem Internetowa Baza Filmu Polskiego serwuje informację, że Mateusz Dzieduszycki, urodzony 11 kwietnia 1966 roku studiów w Łodzi nie ukończył. Ale po co hrabiemu studia? Tak, hrabiemu! Bez kłopotu można odszukać w Internecie sporo danych dotyczących Mateusz hrabiego Dzieduszyckiego z Dzieduszyc herbu Sas. Zostawiam dociekliwym sprawdzanie, czy o jedną, czy o dwie różne osoby tu chodzi.

Tadeusz Isakowicz- Zaleski, nieco zapomniany ksiądz, chyba zazdroszczący Wojciechowi Lemańskiemu popularności stwierdził, że niepokorny ksiądz chce być chyba męczennikiem swojej sprawy. Tyle że nie ma żadnej sprawy Lemańskiego, z dużej chmury spadł mały deszcz. Dość niespodziewanie Henryk Hoser ogłosił, że nie ukarze podwładnego za mówienie prawdy na Woodstocku. O czym dyskutowali wczoraj Hoser i Lemański- pozostanie ich tajemnicą, chyba że za jakiś czas „Wprost” ujawni taśmy ze spotkania.

Co niby miało spotkać Lemańskiego? Suspensa, zakaz noszenia śmiesznej sukienki? W opinii takich żałosnych postaci, jak Józef Kloch, pan Wojtek powinien posypać głowę popiołem, ubrać się w wór pokutny i błagać, wręcz żebrać o wybaczenie. Ma pracę, dach nad głową i tak się odwdzięcza?- gani Lemańskiego Kloch. Zabawne, od kiedy to ksiądz jest dla Klocha zawodem, od kiedy wykonuje pracę? Bez przerwy słyszę o powołaniu, a nie o zawodzie! Pan Wojtek spokojnie czekał na rozwój wypadków i się doczekał: wczoraj to nie było spotkanie podwładnego ze zwierzchnikiem, za długo to trwało.Wyglądało to na spotkanie dwóch wytrawnych graczy: Wielki Szu kontra... Co się odbywało w gabinecie Hosera, negocjacje? Na to wygląda. Panowie osiągnęli kompromis, wilk jest syty i owcy pół. Lemański może brać udział w kościelnych imprezach w Jasienicy, ale nadal obowiązuje go zakaz występu w mediach. Widać Hoser uznał, że podwładny został już dostatecznie ukarany zesłaniem do Mazowieckiego Centrum Neuropsychiatrii w Zagórzu. No i… Lemańskiemu napluł w twarz czytelnik portalu Terlikowskiego. Katolicka, miłosierna kara!

Wojciecha Lemańskiego zapraszał swego do współpracy w swoim tygodniku „Fakty i Mity” Roman Kotliński, były ksiądz, znienawidzony przez katotalibów i kler. Nawet nie śmiem marzyć, co by było, gdyby w łódzkiej redakcji zaczął działać duet Kotliński- Lemański. Ale… nic z tego nie będzie.

Jeśli masz czas i ochotę, kliknij i wypromuj. Dzięki!:)

poniedziałek, 4 sierpnia 2014

Prawda Lemańskiego wstrząsnęła zakłamanym kościołem

W nocy z 2 na 3 sierpnia zakończył się XX Przystanek Woodstock. Jurek Owsiak wykonał dobrą robotę, uczestnicy jeszcze lepszą. Przystanek na długo zapadnie w pamięć nie ze względu na wykonawców, muzykę, lecz przez jednego uczestnika: ks. Wojciecha Lemańskiego. Ksiądz doprowadził do furii kolegów po fachu, przede wszystkim zwierzchników i ich przydupasów, katooszołomów mieniących się publicystami katolickimi i czytelników tychże. No bo jak to? Przyjąć zaproszenie od człowieka nawołującego róbta, co chceta? Kler nie czeka na zaproszenia, włazi drzwiami, a jak te są zamknięte, to pcha się przez okno!

Nie jestem sympatykiem Wojtka Lemańskiego, wrogiem również nie. Tych ma pan Wojtek pod dostatkiem, im będzie kolejny raz musiał stawić czoła. Hoser, jego kapciowy Dzieduszycki, sługa ich obu Terlikowski już dokonali samosądu nad Lemańskim. Terlikowski dostał takiego wytrzeszczu oczu widząc Lemańskiego przy Owsiaku, słysząc jego słowa, że podejrzewam wylew do komory ciała szklistego! Co takiego uczynił Lemański, że katotalibowie żałują, że nie można dziś rozpalić stosu i spalić na nim niepokornego księdza? Uczynił dużo, mianowicie powiedział prawdę. Pan Wojtek nie potrafi (nie chce?) kłamać, a taka umiejętność u księdza jest mile widzianą, wręcz niezbędną cechą. Lemański publicznie powtórzył to, o czym wszyscy od dawna wiedzą. Jedni mówią o tym po cichu, inni- ci odważni- głośno.Za prawdę otrzymał Lemański brawa od woodstokowiczów, gdyby plótł kłamstwa- zostałby wygwizdany.

Zerkam na tytuły prasowe i portale internetowe: szokujące słowa ks. Lemańskiego, skandaliczna wypowiedź księdza Lemańskiego, ksiądz Lemański przekracza kolejne granice itp. bezradne, histeryczne tytuły. Śmiać mi się chce czytając te wypociny pisane przez redaktorów mających pełne portki na widok sutanny i biertu! Pan Wojtek powiedział prawdę, całą prawdę i tylko prawdę. Prawda was wyzwoli? Przesiąkniętych kłamstwem, kłamstwem karmiących siebie i czytelników nie wyzwoli już nic i nikt. Wszyscy ci „niepokorni” jakoś dziwnie szybko zapomnieli o złocie Mokrzyckiego, nigdy nie komentowali jadu nienawiści Rydzyka, idiotyzmów Głódzia i bredni Michalika, zdawkowo skomentowali poczynania pedofila Wesołowskiego, dopiero prawda głoszona publicznie przez pana Wojtka tak ich zszokowała?

Tzw. ewangelizatorzy z Przystanku Jezus- nikt ich nie zaprasza na Woodstock a mimo to rok w rok przyłażą zakłócać spokój bawiącym się- oświadczyła, że poglądy ks. Lemańskiego są dla nich obce. I zapewne vice versa, bo Pan Wojtek nie paradował w czerwonych trampkach, nie eksponował tatuaży, jak czynił to pewien głupkowaty ewangelizator, wspierany przez zakonnicę ubrana w koszulkę z napisem „Jestem chrześcijaninem. Zapytaj mnie dlaczego”. Do nich nie dociera, że woodstokowicze nie życzą sobie takich pajaców nachalnie zakłócających im spokój i nie obchodzi ich, czy ktoś wierzy, czy nie. Gdyby pan trampkowy stawił się na festiwalu z kochanką/kochankiem, a zakonnica paradowała w mokrym podkoszulku, to… kto wie! Gdyby ateiści i antyklerykałowie odwiedzili kabaretowy Przystanek Jezus by pouczać, jak mają żyć jego uczestnicy, zostałoby to z pewnością podebrane jako obraza „uczuć religijnych”… Nie potrafiący poradzić sobie z wytrzeszczem oczu Terlikowski bredzi, że uczestniczy Woodstocku potrzebują ewangelizacji i to bez dyskusji. Skoro oni potrzebują kościelnych bajek, to Terlikowski obserwacji specjalisty. Bynajmniej nie w sutannie...


Zausznik Hosera, Mateusz Dzieduszycki, plótł bzdury na potrzeby portalu Terlikowskiego, że kościół niczego Owsiakowi nie zazdrości. Bredził, czego kościół nie robi, a co udało się Jurkowi Owsiakowi: otóż kościołowi nie udaje się poić ludzi piwem, a następnie kąpać ich w błocie. Byłem w 2008 roku na Woodstocku i nikt mnie nie zmuszał do picia, nikt mnie nie poił i nikt nie zmuszał do kąpieli w błocie. Znam historie- co jakiś czas opisywane w prasie nieklerykalnej- których bohaterami byli katoliccy księża upijający nastolatka/nastolatkę by wykorzystać swoją ofiarę seksualnie. Nic takiego nie ma miejsca u Owsiaka, tam próżno szukać pedofilów. Dzieduszycki bredzi, jakoby Wojciech Lemański stracił kontakt z rzeczywistością. Bo nie bełkotał w Jasienicy kazań o zabarwieniu politycznym, nie powielał idiotyzmów Hosera, Oko, Michalika i im podobnych? Bełkot Dzieduszyckiego, który opowiada bzdury, że na Woodstocku spotkać można katolików zagubionych i na życiowych rozdrożach skłania mnie do twierdzenia, że kościół w Polsce nie ma bladego pojęcia o rzeczywistości, ludziach i swoich wiernych.

 Na ratunek panu Wojtkowi z pewnością pośpieszą jego przełożeni wspierani przez Terlikowskiego. Kto wie, może na ratunek Lemańskiemu zaproszą Bashoborę, lub księdza egzorcystę otrzymującego sms-y od samego szatana?

Jeśli masz czas i ochotę, kliknij i wypromuj. Dzięki!:)

piątek, 1 sierpnia 2014

Hoser, minister propagandy episkopatu

Wielbiony w pewnych rwandyjskich kręgach Henryk Hoser, katolicki hierarcha, należący do liczącej 110 członków politycznej partii Episkopat poczuł się na siłach by pouczać na łamach prawicowej prasy. Hierarcha napisał, że przeciwstawia się tezie, jakoby Konstytucja RP zakładała istnienie Polski jako państwa świeckiego. Kręci, że alternatywą nie jest państwo wyznaniowe. Hoser usiłuje wmówić, że trudno podzielać tęsknotę – jeżeli w ogóle ktokolwiek ją wyraża – do sprawowania władzy przez Kościół i jego przedstawicieli hierarchicznych. Pan Henryczek drogi żyje chyba w innym świecie, albo bez zmrużenia okiem serwuje manipulacje ocierające się o kłamstwa czytelnikom. Nie ma się co dziwić: hierarcha katolickiego kościoła, instytucji, która zbudowała swoją sypiącą się potęgę m.in. na kłamstwach.

Jaką alternatywę widzi dla państwa świeckiego pan Hoser- to jego słodka tajemnica, albowiem nie ujawnił jej. Widać tu rękę jego przydupasa, wiceministra sprawiedliwości Królikowskiego, zwolennika bagatelizowania zapisów Konstytucji. Ten również twierdzi, że nie ma w niej słowa o państwie świeckim. Tyle że nie ma również słowa o podległości Polski Watykanowi, kościołowi katolickiemu, episkopatowi i biskupom! Do czego dążą polscy hierarchowie? Jedni chcą władzy, drudzy pieniędzy, jeszcze inni i władzy i pieniędzy. Przyznaje to pośrednio sam Hoser oznajmiając, że kościół katolicki jest w pewnym sensie polityczny. By szczerości stało się zadość, mógł pan Henryczek wyjaśnić, że polski kościół jest przede wszystkim polityczny. Żyje polityką, nią się karmi, na niej zbija majątki i pieniądze, do niej wprowadza swoich ludzi a stara się eliminować wszystkich, którzy kościół i jego ludzi krytykują, mówią głośno o przestępstwach, przekrętach, niesłusznych przywilejach i konieczności zerwania konkordatu. Hoser oznajmia, że kościół nie może akceptować złych aspektów działalności państwa czy wartości negatywnych, które bywają promowane przez poszczególne obozy i siły polityczne. Oczywiście złe aspekty to takie- i tylko takie!- których nie napisano pod dyktando biskupów lub z nimi nie skonsultowano. Uśmiałem się setnie, gdy pan Henryczek kolejny już raz powielił bzdurę, jakoby w debatach dominowała praktyka dyskryminacji katolików.

Nie zazdroszczę Hoserowi łatwości w konstruowaniu kłamstw i publicznym ich głoszeniu, współczuję jedynie czytelnikom decydującym się na zakup pracy z „mądrościami” pana Henryczka. Ale cóż on ma począć (bez skojarzeń…)? Czasu ma mnóstwo, pozbył się niepokornego Lemańskiego, otrzymał -z nawiązką!- zadośćuczynienie za rodzinne włości i nudzi się biedaczysko. Członek partii episkopat usiłuje zaistnieć w polityce, niestety, z marnym skutkiem.

Bóg jest większy- to ulubione zawołanie pana Henryczka. Dobre i to, w każdym razie lepsze od bądź moim actimelkiem. Czekam na dalsze kabaretowe wypowiedzi hierarchy, który swoimi występami przypomina upadłą prawicową gwiazdę, Jana Pietrzaka. Chętnie posłuchałbym o ludobójstwach w Rwandzie w 1994 roku i roli wysokich rangą hierarchów w tamtych wydarzeniach, ale… tego tematu pan Henryczek woli nie poruszać.

Jeśli masz czas i ochotę, kliknij i wypromuj. Dzięki!:)