Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wolne związki. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą wolne związki. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 26 maja 2015

PO nie chce związków partnerskich

Żałoba po przegranych przez Bronisława Komorowskiego wyborach trwa. Katoprawicowe periodyki, media i portale mają ubaw po pachy nabijając się z szoku, niedowierzania i nerwowych reakcji zwolenników prezydenta. Mają do tego prawo. Wierzyli, że ich kandydat wygra i dostali to, czego oczekiwali. Do czego ma dziś prawo prezydent i Platforma Obywatelska? Do olania wyborców, którzy głosowali na towarzystwo z musu.

Prezydent oznajmił, że zostało mu mało czasu na stanowisku, więc nie będzie podejmował decyzji. Szybko i po cichu wycofał się z projektu pomysłu o możliwości przechodzenia na emerytury osób, które przepracowały 40 lat składkowych. Postawa prezydenta mnie akurat nie zaskakuje: niewiele robił przez 5 lat, nie zrobi nic przez te nieco ponad dwa miesiące, jakie pozostały mu do końca kadencji. Tradycja zobowiązuje… Słodkie lenistwo i nieróbstwo. Nic się nie stało, Polacy, nic się nie stało!- zda się mówić  pan Bronisław. Dla niego rzeczywiście nic: ochrona BOR, dożywotnie uposażenie, przywileje związane z byciem głową państwa- po co się starać teraz, skoro nie robiło się tego przez minione pięć lat? Złośliwie sugerowałbym prezydentowi, by udał się w podróż na Jasną Górę, tylko czy będzie tam mile widzianą osobą po ostatnich wizytach panów Kaczyńskiego i Dudy?

Podczas końcówki kampanii wyborczej prezydent udawał, że jest kandydatem niezależnym. Dziś PO twierdzi, że przegrała nie ona, lecz Bronisław Komorowski. No cóż… W sztabie wyborczym prezydenta roiło się od polityków PO, zadziwia mnie ich krótka pamięć. Jak się okazuje, PO gardzi nie tylko przegranymi po przemianach ustrojowych, mniejszościami seksualnymi, związkami partnerskimi czy antyklerykałami. Śmieszą mnie opinie, że PO zamierza przygarnąć Wojciecha Olejniczaka, Ryszarda Kalisza, Grzegorza Napieralskiego i Andrzeja Rozenka. Niech przyjmuje, dlaczego nie. Zawsze uważałem, że Platforma obywatelską stałaby się wtedy, gdyby pozbyła się ze swoich szeregów propisowskiej konserwy, a otworzyła na środowiska lewicowe i zróżnicowane światopoglądowo. A co robi Platforma? Odrzuca dziś pomysł wprowadzenia do porządku obrad projektu SLD dotyczącego związków partnerskich! To jest to mityczne, utopijne „mniejsze zło”, którym mami się wyborców? Co w zamian, znowu straszenie PiS-em?

Dziś 45 posłów PO głosowało przeciwko, 23 się wstrzymało, 31 miało ważniejsze sprawy na mieście. Może byli na stypie u ks. Sowy, może szukali pociechy u kard. Nycza po przegranej Bronisława Komorowskiego? Zamiast szukać poparcia o środowisk stricte lewicowych, PO dba, by nie narazić się osobnikom pokroju Rydzyka, Polaka, czy Oko. Cieszę się doprawdy, że to nie mój cyrk i nie moje małpy, że nigdy nie dałem się wrobić w głosowanie na kandydatów PO jak i tą partię. Nigdy nie dałem wrobić się w związek partnerski z PO.

 Jeśli masz czas i ochotę, kliknij i wypromuj. Dzięki!:)

 

poniedziałek, 9 marca 2015

Związki partnerskie: szczęście ludzi solą w oku kościoła katolickiego

Przy okazji bilboardowej kampanii kościoła katolickiego potępiającej związki partnerskie natknąłem się na wypowiedź pana w sukience- katolickiego księdza- przedstawiającego wyssanego ze swego palca teorie. Szydził z par żyjących na kocią łapę, jacy to oni upośledzeni, niedojrzali i unikający odpowiedzialności. Ekspert od siedmiu boleści wrzucił do jednego worka ateistów, związki partnerskie i mniejszości seksualne. Mówił bzdury typowe dla teoretyków, stetryczałych onanistów.

Krajowy Ośrodek Duszpasterstwa Rodzin swoją kampanią niczego nie zmienił: młodzi nie biegną do urzędów czy kościółków zawierać związki małżeńskie. Zresztą w opinii kościelnych tylko związek usankcjonowany przez kościół, opłacony przez przyszłych małżonków się liczy. Świecki urząd? Ślub cywilny, udzielony choćby nie wiadomo przez jaką dewotę z USC, nie liczy się. KODR wmawia, że związek partnerski jest ryzykowny, bo… podczas pierwszego kryzysu jedna ze stron może sobie bez konsekwencji odejść, bo przysięgała miłość i wierność, ale do czasu. Nie bardzo wiem, szczerze mówiąc mało mnie interesuje, kto klechom podrzucił taką bzdurę? Wyczytali w pamiętnikach speca od związków, Marciala Maciela Degollado?

Przemysław Drąg dyrektor KODR roztacza wizje osób nieszczęśliwych związków partnerskich, o jakichś niepokojących je lękach, strachu przed zaangażowaniem się w życie społeczne itp. bzdury. O 180 stopni zmieniłaby się sytuacja tych samych ludzi, gdyby pobiegli do kościółka i stali się katolickim małżeństwem. Jakie to wszystko lekkie, łatwe i przyjemne w tym kościele katolickim! Wie o tym gromada ludzi, m.in. pan Pazura Cezary, pan Wiśniewski Michał, panowie posłowie mający drugą żonę, agent Tomek czy wielbiona przez katoprawicę Marta Kaczyńska.

Skąd kościelni czerpią swoje wnioski? Nie, nawet nie swoje: za tym wszystkim, co plotą w Polsce, stoi niejaki Rick Fitzgibbons, amerykański psycholog, dyrektor Instytutu Zdrowia Małżeńskiego, guru Tea Party i większości amerykańskich, konserwatywnych republikanów, wielbiony przez tamtejszych hierarchów katolickich. Przede wszystkich przez ukrywających pedofilów w sutannach przed wymiarem sprawiedliwości. Fitzbibbons lekceważąco macha ręką na konstruktywne elementy związków partnerskich, natomiast jednym tchem wylicza zagrożenia z nich płynące. Proszę o powagę!

-u par, które żyły ze sobą przed ślubem o niemal 50 procent wyższe jest prawdopodobieństwo rozwodu
-ludzie żyjący w konkubinacie trzy razy częściej popadają w depresję, która prowadzi do samobójstwa
-częściej dochodzi do aktów przemocy
-ryzyko zabójstwa kobiety jest 9 razy wyższe w konkubinacie niż w małżeństwie
-mniejsza jest też gotowość do posiadania dzieci, a zarazem słabsze jest poczucie szczęścia i zadowolenia z życia seksualnego
-relacje partnerskie w takich związkach są uboższe niż w małżeństwie

Aż dziw mnie bierze, dlaczego tak wiele jest związków partnerskich, bo wedle teorii Amerykanina dawno już powinny się porozpadać, wykatrupić i wymrzeć z depresji!

Wydawało mi się, że nikt nie przebija polskich kabareciarzy, ale myliłem się. I to bardzo!

Ciekaw jestem, kiedy poznam opinie pana Ricka, a zaraz potem polskich księży na temat związków, o których istnieniu udają, że nie wiedzą? Ksiądz Waldemar Irek pozostawił po sobie potomka, Sławoj Leszek Głódź przerzucał księdza pedofila z parafii do parafii, choć wiedział o skłonnościach podopiecznego, geje w sutannach już chyba spowszednieli hierarchom kościoła katolickiego więc…. nie ma sprawy!

Jeśli masz czas i ochotę, kliknij i wypromuj. Dzięki!:)