czwartek, 9 czerwca 2011

Lewica, moja miłość...

... nigdy nie spełniona i chyba nigdy nie odwzajemniona. Nigdy nie byłem, nie będę i nie jestem socjalistą, ideologia komunistyczna jest mi obca więc nie tracę czasu na udowadnianie tępogłowym że SLD to „czerwoni”. Odkąd zacząłem interesować się polityką moje sympatie skierowane były na partie lewicowe. SdRP, później SLD. Głosowałem na Aleksandra Kwaśniewskiego kiedy startował w wyborach prezydenckich w 1995 roku, swój głos oddałem na SLD kroczące po zwycięstwo wyborcze w 2001 roku. Ba, Piotr Gadzinowski startujący ( niestety bez powodzenia) w ostatnich wyborach do Parlamentu Europejskiego był moim kandydatem podobnie jak Grzegorz Napieralski który zdecydował się wystartować w wyborach prezydenckich gdzie uzyskał całkiem niezły wynik. W porównaniu z wynikiem Jarosława Kaczyńskiego czy Bronisława Komorowskiego był on słaby jednakże nie można zapominać że ci dwaj w polityce przez duże „P” obracają się od dawna. A Napieralski jest niemal juniorem w gronie sejmowych dinozaurów. Pamiętam jak dziś kiedy Grzegorz Napieralski wygrał przywództwo w SLD z Wojciechem Olejniczakiem. Na lewicy zapanowała wtedy niemal euforia, wygrał „polski Zapatero” i… popadł w samozadowolenie. Zapanował marazm czego nie mogli zrozumieć wyborcy SLD.

Swego czasu należałem do największych krytyków SLD jak i Napieralskiego
http://kontra.salon24.pl/141274,sojusz-ledwo-dyszy
Może wydawać się to dziwne: podcinać gałąź na której się siedzi? Mimo upływu lat doskonale pamiętam zwycięstwo wyborcze SLD w 2001 roku. Zaledwie po 4 latach spędzonych w opozycyjnych ławach Sojusz triumfalnie powracał do władzy prowadzony do zwycięstwa przez Leszka Millera. Kanclerz mówiono wtedy o nim. I nie bez powodu a Miller miał prawo się nim czuć. W 1993 roku nieco niespodziewane zwycięstwo w wyborach parlamentarnych dało Sojuszowi 171 miejsc w Parlamencie ( głos na partię oddało w wyborach 20,4% głosujących), w 2001 roku było to aż 41% ogółu wyborców co przełożyło się na 216 mandatów w Sejmie. Dodać to tego 42 szable posłów PSL współtworzących koalicję rządzącą, lewicowego prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego… Przyszłość zapowiadała się różowo, przed Leszkiem Millerem Polska a może i świat stały otworem. Niestety po latach dopiero wyszło na jaw iż propozycja stworzenia koalicji SLD-UP-PSL budziła sprzeciw w grupie posłów Stronnictwa. Przeciwnikami sojuszu z SLD byli posłowie Zdzisław Podkański, Janusz Dobrosz, Stanisław Kalemba, Waldemar Pawlak, Janusz Piechociński… Mariaż z PSL-em nie był usłany różami m.in. za sprawą Grzegorza Kołodki którego posunięcia wpędziły ludowców w panikę: doszli oni do wniosku że Kołodko chce zlikwidować KRUS, że rząd chce dofinansować gminy miejskie kosztem wiejskich… Winiety na rzecz których lobbował minister Marek Pol przyczyniły się do rozwiązania kolacji z PSL. Niestety rzadko udaje się kompromis w polityce. Dobro społeczeństwa? A kto powiedział że polityka ma coś mu dawać?

Miller zaczął dobrze, priorytetem rządu było załatanie dziury budżetowej i ale zostało to zrobione kosztem oszczędności i podwyżki podatków (zamrożenie progów podatkowych, wprowadzenie podatków od zysków z oszczędności), podjęte zostały decyzje zmieniające reformy wdrażane przez uprzedni rząd (przesunięto wprowadzenie nowej matury w szkole o trzy lata, podjęto działania zmierzające do likwidacji kas chorych, a także bardzo ograniczono prywatyzację przedsiębiorstw państwowych). Zastanawia mnie dlaczego mając społeczne poparcie Miller nie podjął radykalnych reform, nawet nie próbował naprawiać kraju skupiając się na pozorach i kosmetyce? Z baku pomysłów czy nieudolności? Czy już wtedy narastał konflikt między nim a urzędującym prezydentem Aleksandrem Kwaśniewskim który czuł że niegdysiejszy przyjaciel staje się najpoważniejszym rywalem na scenie politycznej? Leszek Miller czuł się chyba upojony zwycięstwem w wyborach parlamentarnych, jego samouwielbienie i wielkość umocniło zwycięstwo SLD w wyborach samorządowych w 2002 roku. Zwycięstwo to nie było dziełem przypadku, nie było spowodowane siłą rozpędu. Najwięcej miejsc w radach zdobyło SLD mimo że w wyborach na prezydentów miast wojewódzkich SLD przegrał bo stracił prezydentów w wielu miastach uznawanych za lewicowe. Polacy dość mieli awantur i żałosnych rządów poprzedniej ekipy AWS- UW która przepadła z kretesem. Kto by się spodziewał że w 2005 niemal to samo spotka Sojusz Lewicy Demokratycznej?...

Przed krajem stały wyzwanie związane z wstąpieniem do Unii Europejskiej i wszystko skazywało na to że w annałach historii to Leszek Miller zapisze się w niej jako ten który wprowadzi Polskę w struktury unijne. Tak też się stało. Ówczesny premier Danii, Ander Fogh Rasmussen, podczas unijnego szczytu odbywającego się w Kopenhadze w dniach 12- 13 grudnia 2002 napotkał w osobie premiera Millera twardego gracza politycznego. Leszek Miller uśpił czujność oddając negocjacje w ręce Urzędu Komitetu Integracji Europejskiej by na szczycie objawić się jako bardzo twardy negocjator. Po latach premier wspomina :” "Brałem pod uwagę każdą ewentualność, bo przecież nie mogłem wrócić do kraju z nieczystym sumieniem. A nieczyste sumienie towarzyszyłoby mi wtedy, gdyby się okazało, że musimy np. więcej dopłacić, nie zyskać, albo że te warunki, które wynegocjowaliśmy, są niedobre i ja miałbym potem trudności w tłumaczeniu (dlaczego są takie niedobre). Po prostu, pomyślałem sobie: co z tego, że się zgodzę w Kopenhadze na pakiet negocjacyjny, skoro potem tego nie będę mógł obronić w referendum i przegramy referendum z tego powodu? Najtrudniejszy był pierwszy okres negocjacji. Kiedy spotkałem się o 8.30 z premierem Rasmussenem i wówczas poproszono mnie o przedstawienie listy naszych postulatów, z każdą minutą mojego wystąpienia widziałem na twarzach moich rozmówców najpierw niedowierzanie, potem irytację, potem histerię. A potem usłyszałem słowa bardzo twarde, sprowadzające się do komunikatu: panie Miller, tu zaszło jakieś nieporozumienie. Pan chce rozpoczynać negocjacje, które de facto już się zakończyły. Uznajemy, że Polska jest nieprzygotowana do wstąpienia do Unii Europejskiej, a my dzisiaj zakończymy negocjacje z tymi, którzy są przygotowani. Jeśli Polska nie jest przygotowana, to będzie miała kilka kolejnych lat na przygotowanie. Rozmowa z premierem Rasmussenem w pewnym momencie wyglądała tak, iż mój partner w ogóle odmówił poinformowania Piętnastki o naszych postulatach. Powiedział mniej więcej tak: panie premierze, jeżeli ja mam pójść na salę do moich piętnastu kolegów i przedstawić listę pana żądań, to zostanę wyśmiany i wyszydzony. W związku z tym w ogóle tego nie przedstawię, bo chcę zachować powagę. Pomyślałem sobie wtedy, że szkoda, że nie znam jakiegoś duńskiego grubego słowa”. Ano szkoda…
16 kwietnia 2003 roku zostaje podpisany w Atenach traktat akcesyjny, w dniach 7-8 czerwca tego samego roku odbywa się w Polsce referendum w sprawie przystąpienia Polski do UE. 76% biorących w nich udział (frekwencja wyniosła 58%) jest za wstąpieniem.

I chyba przed referendum rozpoczął się koniec Leszka Millera. Tego który powtarzał że prawdziwego mężczyznę poznaje się po tym jak kończy a nie jak zaczyna. Jego postawa jest niezrozumiała nie tylko dla mnie: z antyklerykała z krwi i kości zaczął przekształcać się w posłusznego i uległego Kościołowi katolickiemu podnóżka. Zupełnie jakby rywalizował o to miano z politykami ówczesnej klerykalnej prawicy. Zszokowani wyborcy z żenadą patrzyli na umizgi Millera do biskupów i Episkopatu… Miller tłumaczy że głosu biskupów potrzebował do wsparcia w referendum akcesyjnym. Totalna bzdura! Ilu jest biskupów w Polsce? Jak poczuli się wyborcy, nie tylko lewicy, kiedy premier rządu miast uświadomić Polaków o korzyściach, jak również ewentualnych stratach, płynących z faktu członkostwa w Unii europejskiej, na kolanach sunie ku klerowi błagając o poparcie? Co stało na przeszkodzie by na konferencji prasowej bądź w wystąpieniu telewizyjnym wyznać narodowi że kler go szantażuje i jest przeciwny wstąpieniu Polski do Unii? Z twardego gracza czującego się jak u siebie podczas kopenhaskiego szczytu Miller w rządzonej przez siebie Polsce okazał się uległym, nijakim graczem. Co spowodowało taką przemianę, wizyta papieża Jana Pawła Iii jakieś następstwa po niej ukrywane przed Polakami? Tajne ustalenia z biskupami, Episkopatem? Na ten temat Miller milczy co mnie dziwi bo przez lata jawił się jako polityk wygadany. Przed laty premier proszony o wywiad z tygodnikiem „Fakty i Mity” unikał go jak ognia by po latach będąc już na marginesie polityki przypomnieć sobie o prośbie redaktorów. Zagadnięty o sprawy światopoglądowe które zaniedbał, ba!, których nawet nie ruszał kiedy był premierem!- bredził coś dziennikarzowi o złym samopoczuciu, wysokiej temperaturze twierdząc że będzie miał trudności z przypomnieniem sobie spraw sprzed lat… Premier lewicowy który w 2002 polecił wojewodzie pomorskiemu, by przyznał koncesję na wydobycie bursztynu ks. Henrykowi Jankowskiemu bo uznał że budowany przez prałata ołtarz w kościele św. Brygidy to… dzieło narodowe. Wtedy już wiadomo było że „Delegat” i „Lilijka” na temat którego mnóstwo było kwitów odziedziczonych po nieboszczce SB to nie kto inny tylko Henryk Jankowski właśnie… Czy lizusostwo wobec kleru, niektórych hierarchów Kościoła katolickiego spowodowane było tym że byli to dawni współpracownicy SB?

Leszek Miller nie tknął żadnej ze spraw światopoglądowych czy też określanych jako kontrowersyjne. Złagodzenie ustawy aborcyjnej, likwidacja Komisji Majątkowej, faktyczny rozdział państwa od Kościoła, związki partnerskie, wyprowadzenie religii ze szkół lub zmuszenie Kościoła do finansowania jej nauczania, ubezpieczenia duchownych, likwidacja Funduszu Kościelnego… Listę można by długo ciągnąć. Grzegorz Napieralski odnosi się dziś do tych samych postulatów które podejmował kiedyś i Leszek Miller. Niech zaczną przedstawiać liczby mówiące ile na akcesji do UE rok w rok zyskuje Kościół katolicki i jego pazerni hierarchowie, co im stoi na przeszkodzie? Jeszcze nie tak dawno sugerowałem że stara gwardia z Janikiem, Millerem, Oleksym, Nikolskim, Wagnerem i innymi może pomarzyć o kandydowaniu z list Sojuszu nawet na stołek sołtysa. Jak się okazuje ich rola nie jest wcale tak marginalna. Oleksy zapraszany jest do programów politycznych i debat, Miller ma zamiar kandydować do Sejmu z list SLD… Napieralski albo nie chce albo nie potrafi zerwać z przeszłością. Sprzedaż dawnej siedziby SLD na Rozbrat; co to da, jakie przyniesie korzyści poza finansowymi? No ale jeśli w szeregi PiS możliwy był powrót Żelaznego Ludwika szydzącego z tej partii że jest to dwór eunuchów to chyba i jest prawdopodobny come back dawnych działaczy SLD w szeregi partii… Mnie niesmaczy zachowanie Leszka Millera który nie odpisał na moje pytanie na popularnym portalu społecznościowym ignorując mnie. Jego prawo, ciekaw jestem w jaki sposób przekona wyborców by na niego zagłosowali. Jeśli będą tak dociekliwi jak ja, jeśli będą stawiali niewygodne pytanie co odpowie im Miller? By zostawić przeszłość i patrzeć w przyszłość? Sławomir Kopyciński komentując wyrok Trybunału Konstytucyjnego w sprawie Komisji Majątkowej stwierdził że widać zmowę rządu, Episkopatu i sędziów TK. Leszek Miller milczy, nie wyjaśnia dlaczego on i jego rząd nie zrobił absolutnie nic w tej kwestii prócz dalszego oddawania Polski w ręce Kościoła. Włodzimierz Czarzasty, kolejny polityk marzący o powrocie do wielkiej polityki uważa że Kościół w życiu społecznym jest potrzebny natomiast należy odmówić temu samemu Kościołowi miejsca w polityce. Rządzenie i politykę od spraw wiary należy rozdzielić. Święta prawda chciałoby się rzec. Wyborcy to nie tylko ateiści i antyklerykałowie, z programem tak ubogim i skierowanym jedynie do tej grupy wyborów się nie wygra. Dlaczego jednak Grzegorz Napieralski powraca do starych, skompromitowanych nazwisk? Odejście Bartosza Arłukowicza spowodowało wiele hałasu w mediach. Ale tylko tam, wyborcy lewicowi przyjęli to wzruszeniem ramion. Na tym polega polityka, nikt nie wytyka takiemu Ryszardowi Czarneckiemu że zwiedził wszystkie niemal partie.

Leszek Miller skończyć nie potrafi, wyświadczył niedźwiedzią przysługę SLD doprowadzając partię na skraj przepaści. Jego rządy zakończyły się dymisją i przekazaniem władzy w ręce Marka Belki. Wtedy też przy Sojuszu został tzw. twardy elektorat, pozostali odeszli zniechęcając się na dobre. W 2005 SLD w wyborach parlamentarnych uzyskał ledwie 11,3 % głosów. Głosujący przed laty na Sojusz znaleźli alternatywę w PO czy nawet i PiS. Ciężko będzie Grzegorzowi Napieralskiemu odbudować zaufanie do partii choć nie poddaje się on i czyni to z mozołem. Premier Donald Tusk to nie Kaczyńskiego się obawia lecz Napieralskiego właśnie. Tusk zaczyna straszyć społeczeństwo wizją powyborczej koalicji SLD- PiS próbując wmawiać jakie to będzie nieszczęście dla Polski i jej mieszkańców. SLD nie wygra wyborów jesienią ale to i dobrze. Zwycięska partia nie będzie miała komfortu nic nie robienia, nie wystarczy już administrowanie krajem i generowanie długu publicznego. Bez radykalnych reform już się nie da, odsuwanie ich w bliżej nieokreśloną przyszłość to zguba dla przyszłego rządu. Niech wygra PO, niech sobie zwycięży PiS. SLD tylko na tym zyska.

0 komentarze:

Prześlij komentarz