Kiedy uchwalono obowiązującą Konstytucję, kancelaria ówczesnego prezydenta, Aleksandra Kwaśniewskiego, wysłała Polakom po egzemplarzu Ustawy zasadniczej. Przypominam sobie, jakie trwały targi miedzy ugrupowaniami politycznymi, czy ma się znaleźć w preambule odniesienia do Boga, czy tez nie. To wydawało się wtedy najważniejsze. Pamiętam lekcje z wiedzy obywatelskiej, na których czytaliśmy Konstytucję, zakreślając ołówkiem całe fragmenty tekstu. Dlaczego? Bo prawo sobie, istnieje na papierze, a rzeczywistość sobie. Po latach jest jeszcze gorzej.
Art.13 Konstytucji RP stanowi : zakazane jest istnienie partii politycznych i innych organizacji odwołujących się w swoich programach do totalitarnych metod i praktyk działania nazizmu, faszyzmu i komunizmu, a także tych, których program lub działalność zakłada lub dopuszcza nienawiść rasową i narodowościową, stosowanie przemocy w celu zdobycia władzy lub wpływu na politykę państwa albo przewiduje utajnienie struktur lub członkostwa. Przy okazji marszu „niepodległości” 11 listopada i wydarzeniach, które nastąpiły po nim, okazuje się, że Konstytucja jest, bo.. jest. Niech sobie będzie! Bo być musi. Byłoby jednak dobrze, gdyby władze polskie prawo nie tylko stanowiły, ale i je egzekwowały. A z tym bywa różnie. O konstytucji zapomina się, kiedy sprawa dotyczy skrajnej prawicy.
SLD postanowił złożyć wniosek o delegalizację NOP, Młodzieży Wszechpolskiej i ONR. Na ręce prezydent Warszawy trafiła prośba o wszczęcie procedury kontrolnej oraz skierowanie do sądu wniosku o rozwiązanie stowarzyszenia Młodzież Wszechpolska, do prokuratora generalnego o lustrację środowisk faszyzujących, nacjonalistycznych o utajnionych strukturach i przynależności mieniących się spadkobiercami Obozu Narodowo Radykalnego - organizacji zdelegalizowanej decyzją władz II Rzeczypospolitej Polski w lipcu 1934 roku, do premiera o lustrację środowisk faszyzujących, nacjonalistycznych o utajnionych strukturach i przynależności mieniących się spadkobiercami ONR. Uderz w stół, a nożyce się odezwą. Na ujadanie i jazgot zwolenników faszyzmu i „niezależnych” dziennikarzy nie trzeba było długo czekać: sprzyjający PiS i katoprawicy postanowili odwrócić Alika ogonem, zakładając na popularnym portalu społecznościowym profil „Zdelelegalizować SLD”. Minister sprawiedliwości, Jarosław Gowin, bagatelizuje problem faszystów. W jego ocenie nie ma żadnego zagrożenia ze strony środowisk skrajnej prawicy. Brunon K.? To nic takiego! Gowin widzi za to wielkie zagrożenie z lewej strony, dla niego SLD i Ruch Palikota są zagrożeniem. Bo przedstawiają postulaty świeckiego państwa, a to godzi w interesy Kościoła, kleru i katoprawicy. A już szczytem bezczelności jest podpieranie się przez polityków lewicy Konstytucją, to Gowinowi zdaje się w głowie nie mieścić!
Sympatyzujące z faszyzmem katoparwicowe kundelki merdają ogonkami, kiedy widzą Jarosława Gowina. Kilka miesięcy temu sugerowano, że to on będzie budowniczym nowej, polskiej prawicy; sklerykalizowanej, realizującej polecenia Kościoła, tworzącej prawo przez pryzmat „prawa naturalnego”. Zwolenników takiego pomysłu nie brakuje. Z pewnością należą do nich: Paweł Olszewski z PO, który nie chce słyszeć o pomysłach monitorowania środowisk skrajnie prawicowych, jego kolega klubowy, Antoni Mężydło, dowodzący, że ONR czy MW nie są groźnym zjawiskiem dla życia politycznego w Polsce, czy Zbigniew Girzyński z PiS, który ujada, wygrażając politykom SLD, że są kontynuatorami PZPR. Gowin patrzy dobrodusznie na tych polityków; jemu delegalizacje źle się kojarzą, przypominają walkę z opozycją, zamykanie ust itp. itd.
Dlaczego minister sprawiedliwości nie ma odwagi nazwać rzeczy po imieniu, dlaczego nie powie wprost, że jest za faszyzmem, że chce na politycznych salonach partii i organizacji, które w myśl prawa polskiego są nielegalne? Czym dla Gowina jest Konstytucja, paroma kartkami papieru? Gowin, spoglądając w kierunku lewej strony sceny politycznej, zdaje się grozić palcem, mamrocząc o zmianie języka na mniej agresywny. Prawda, krytyka i nazywanie rzeczy po imieniu są dla Gowina agresją… Miałem cichą nadzieję, że Donald Tusk, powołując Gowina na ministerialne stanowisko chce politycznie wykończyć Gowina. Ministrant, nie minister, sympatyzujący z Opus Dei (przynależność do katolickiej organizacji jest pilnie strzeżoną tajemnicą przez wielu polityków, Konstytucja się kłania!) kompromituje się i ośmiesza na każdym kroku. Okazje się, że to właśnie są kompetencje do bycia ministrem sprawiedliwości.
Jeśli masz ochotę i czas, kliknij i wypromuj. Dzięki!
Art.13 Konstytucji RP stanowi : zakazane jest istnienie partii politycznych i innych organizacji odwołujących się w swoich programach do totalitarnych metod i praktyk działania nazizmu, faszyzmu i komunizmu, a także tych, których program lub działalność zakłada lub dopuszcza nienawiść rasową i narodowościową, stosowanie przemocy w celu zdobycia władzy lub wpływu na politykę państwa albo przewiduje utajnienie struktur lub członkostwa. Przy okazji marszu „niepodległości” 11 listopada i wydarzeniach, które nastąpiły po nim, okazuje się, że Konstytucja jest, bo.. jest. Niech sobie będzie! Bo być musi. Byłoby jednak dobrze, gdyby władze polskie prawo nie tylko stanowiły, ale i je egzekwowały. A z tym bywa różnie. O konstytucji zapomina się, kiedy sprawa dotyczy skrajnej prawicy.
SLD postanowił złożyć wniosek o delegalizację NOP, Młodzieży Wszechpolskiej i ONR. Na ręce prezydent Warszawy trafiła prośba o wszczęcie procedury kontrolnej oraz skierowanie do sądu wniosku o rozwiązanie stowarzyszenia Młodzież Wszechpolska, do prokuratora generalnego o lustrację środowisk faszyzujących, nacjonalistycznych o utajnionych strukturach i przynależności mieniących się spadkobiercami Obozu Narodowo Radykalnego - organizacji zdelegalizowanej decyzją władz II Rzeczypospolitej Polski w lipcu 1934 roku, do premiera o lustrację środowisk faszyzujących, nacjonalistycznych o utajnionych strukturach i przynależności mieniących się spadkobiercami ONR. Uderz w stół, a nożyce się odezwą. Na ujadanie i jazgot zwolenników faszyzmu i „niezależnych” dziennikarzy nie trzeba było długo czekać: sprzyjający PiS i katoprawicy postanowili odwrócić Alika ogonem, zakładając na popularnym portalu społecznościowym profil „Zdelelegalizować SLD”. Minister sprawiedliwości, Jarosław Gowin, bagatelizuje problem faszystów. W jego ocenie nie ma żadnego zagrożenia ze strony środowisk skrajnej prawicy. Brunon K.? To nic takiego! Gowin widzi za to wielkie zagrożenie z lewej strony, dla niego SLD i Ruch Palikota są zagrożeniem. Bo przedstawiają postulaty świeckiego państwa, a to godzi w interesy Kościoła, kleru i katoprawicy. A już szczytem bezczelności jest podpieranie się przez polityków lewicy Konstytucją, to Gowinowi zdaje się w głowie nie mieścić!
Sympatyzujące z faszyzmem katoparwicowe kundelki merdają ogonkami, kiedy widzą Jarosława Gowina. Kilka miesięcy temu sugerowano, że to on będzie budowniczym nowej, polskiej prawicy; sklerykalizowanej, realizującej polecenia Kościoła, tworzącej prawo przez pryzmat „prawa naturalnego”. Zwolenników takiego pomysłu nie brakuje. Z pewnością należą do nich: Paweł Olszewski z PO, który nie chce słyszeć o pomysłach monitorowania środowisk skrajnie prawicowych, jego kolega klubowy, Antoni Mężydło, dowodzący, że ONR czy MW nie są groźnym zjawiskiem dla życia politycznego w Polsce, czy Zbigniew Girzyński z PiS, który ujada, wygrażając politykom SLD, że są kontynuatorami PZPR. Gowin patrzy dobrodusznie na tych polityków; jemu delegalizacje źle się kojarzą, przypominają walkę z opozycją, zamykanie ust itp. itd.
Dlaczego minister sprawiedliwości nie ma odwagi nazwać rzeczy po imieniu, dlaczego nie powie wprost, że jest za faszyzmem, że chce na politycznych salonach partii i organizacji, które w myśl prawa polskiego są nielegalne? Czym dla Gowina jest Konstytucja, paroma kartkami papieru? Gowin, spoglądając w kierunku lewej strony sceny politycznej, zdaje się grozić palcem, mamrocząc o zmianie języka na mniej agresywny. Prawda, krytyka i nazywanie rzeczy po imieniu są dla Gowina agresją… Miałem cichą nadzieję, że Donald Tusk, powołując Gowina na ministerialne stanowisko chce politycznie wykończyć Gowina. Ministrant, nie minister, sympatyzujący z Opus Dei (przynależność do katolickiej organizacji jest pilnie strzeżoną tajemnicą przez wielu polityków, Konstytucja się kłania!) kompromituje się i ośmiesza na każdym kroku. Okazje się, że to właśnie są kompetencje do bycia ministrem sprawiedliwości.
Jeśli masz ochotę i czas, kliknij i wypromuj. Dzięki!
0 komentarze:
Prześlij komentarz