poniedziałek, 26 listopada 2012

Prawo prawem, a sprawiedliwość po Gowina stronie

Kiedy uchwalono obowiązującą Konstytucję, kancelaria ówczesnego prezydenta, Aleksandra Kwaśniewskiego, wysłała Polakom po egzemplarzu Ustawy zasadniczej. Przypominam sobie, jakie trwały targi miedzy ugrupowaniami politycznymi, czy ma się znaleźć w preambule odniesienia do Boga, czy tez nie. To wydawało się wtedy najważniejsze. Pamiętam lekcje z wiedzy obywatelskiej, na których czytaliśmy Konstytucję, zakreślając ołówkiem całe fragmenty tekstu. Dlaczego? Bo prawo sobie, istnieje na papierze, a rzeczywistość sobie. Po latach jest jeszcze gorzej.

Art.13 Konstytucji RP stanowi : zakazane jest istnienie partii politycznych i innych organizacji odwołujących się w swoich programach do totalitarnych metod i praktyk działania nazizmu, faszyzmu i komunizmu, a także tych, których program lub działalność zakłada lub dopuszcza nienawiść rasową i narodowościową, stosowanie przemocy w celu zdobycia władzy lub wpływu na politykę państwa albo przewiduje utajnienie struktur lub członkostwa. Przy okazji marszu „niepodległości” 11 listopada i wydarzeniach, które nastąpiły po nim, okazuje się, że Konstytucja jest, bo.. jest. Niech sobie będzie! Bo być musi. Byłoby jednak dobrze, gdyby władze polskie prawo nie tylko stanowiły, ale i je egzekwowały. A z tym bywa różnie. O konstytucji zapomina się, kiedy sprawa dotyczy skrajnej prawicy.

SLD postanowił złożyć wniosek o delegalizację NOP, Młodzieży Wszechpolskiej i ONR. Na ręce prezydent Warszawy trafiła prośba o wszczęcie procedury kontrolnej oraz skierowanie do sądu wniosku o rozwiązanie stowarzyszenia Młodzież Wszechpolska, do prokuratora generalnego o lustrację środowisk faszyzujących, nacjonalistycznych o utajnionych strukturach i przynależności mieniących się spadkobiercami Obozu Narodowo Radykalnego - organizacji zdelegalizowanej decyzją władz II Rzeczypospolitej Polski w lipcu 1934 roku, do premiera o lustrację środowisk faszyzujących, nacjonalistycznych o utajnionych strukturach i przynależności mieniących się spadkobiercami ONR. Uderz w stół, a nożyce się odezwą. Na ujadanie i jazgot zwolenników faszyzmu i „niezależnych” dziennikarzy nie trzeba było długo czekać: sprzyjający PiS i katoprawicy postanowili odwrócić Alika ogonem, zakładając na popularnym portalu społecznościowym profil „Zdelelegalizować SLD”. Minister sprawiedliwości, Jarosław Gowin, bagatelizuje problem faszystów. W jego ocenie nie ma żadnego zagrożenia ze strony środowisk skrajnej prawicy. Brunon K.? To nic takiego! Gowin widzi za to wielkie zagrożenie z lewej strony, dla niego SLD i Ruch Palikota są zagrożeniem. Bo przedstawiają postulaty świeckiego państwa, a to godzi w interesy Kościoła, kleru i katoprawicy. A już szczytem bezczelności jest podpieranie się przez polityków lewicy Konstytucją, to Gowinowi zdaje się w głowie nie mieścić!

Sympatyzujące z faszyzmem katoparwicowe kundelki merdają ogonkami, kiedy widzą Jarosława Gowina. Kilka miesięcy temu sugerowano, że to on będzie budowniczym nowej, polskiej prawicy; sklerykalizowanej, realizującej polecenia Kościoła, tworzącej prawo przez pryzmat „prawa naturalnego”. Zwolenników takiego pomysłu nie brakuje. Z pewnością należą do nich: Paweł Olszewski z PO, który nie chce słyszeć o pomysłach monitorowania środowisk skrajnie prawicowych, jego kolega klubowy, Antoni Mężydło, dowodzący, że ONR czy MW nie są groźnym zjawiskiem dla życia politycznego w Polsce, czy Zbigniew Girzyński z PiS, który ujada, wygrażając politykom SLD, że są kontynuatorami PZPR. Gowin patrzy dobrodusznie na tych polityków; jemu delegalizacje źle się kojarzą, przypominają walkę z opozycją, zamykanie ust itp. itd.

Dlaczego minister sprawiedliwości nie ma odwagi nazwać rzeczy po imieniu, dlaczego nie powie wprost, że jest za faszyzmem, że chce na politycznych salonach partii i organizacji, które w myśl prawa polskiego są nielegalne? Czym dla Gowina jest Konstytucja, paroma kartkami papieru? Gowin, spoglądając w kierunku lewej strony sceny politycznej, zdaje się grozić palcem, mamrocząc o zmianie języka na mniej agresywny. Prawda, krytyka i nazywanie rzeczy po imieniu są dla Gowina agresją… Miałem cichą nadzieję, że Donald Tusk, powołując Gowina na ministerialne stanowisko chce politycznie wykończyć Gowina. Ministrant, nie minister, sympatyzujący z Opus Dei (przynależność do katolickiej organizacji jest pilnie strzeżoną tajemnicą przez wielu polityków, Konstytucja się kłania!) kompromituje się i ośmiesza na każdym kroku. Okazje się, że to właśnie są kompetencje do bycia ministrem sprawiedliwości.

 Jeśli masz ochotę i czas, kliknij i wypromuj. Dzięki!

 

0 komentarze:

Prześlij komentarz