środa, 31 października 2012

Dziennikarstwo do d...

Polska to taki kraj, w którym cudzoziemiec porozmawia z kelnerem po angielsku, z kucharzem po francusku, a z ministrem lub jakimkolwiek urzędnikiem państwowym tylko za pośrednictwem tłumacza. Jeśli Polacy chcą poczytać powieści s-f, których nie powstydziłby się sam mistrz Lem, sięgają po periodyki Sakiewicza. Jeśli natomiast chcą przekonać się, w jaki sposób traci się resztki godności i robi z siebie idiotę, powinni sięgnąć po wczorajszy numer "Rzepy", w której ośmieszył się niejaki Gmyz, Cezary. To taki facecik, który klęczy przed biskupami, choć nie jest katolikiem i któremu fakty mylą się z pobożnymi życzeniami.

Co i rusz słyszę, że jedynie katolicka moralność pozwala być "prawdziwym" Polakiem, że jedynie wiara pozwala mieć sens w życiu, że obowiązkiem chrześcijanina jest głoszenie prawdy. Kiedy przyglądam się publikacjom prasowym autorstwa "niezależnych" dziennikarzy, m.in. Gmyza i jego kolegów z "Rzepy", oraz innych asów stukających w klawisze, bądź operujących piórem, to nie dziwi mnie, że Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich opuściło tak wielu dziennikarzy. Periodyki Sakiewicza od wczoraj mają godnego naśladowcę, w postaci "Rzepy" właśnie. Ufam, że Krzysztof Skowroński, szef SDP, obecnie pupilek PiS, właściciel internetowego Radia WNET, niebawem uczyni z pana Gmyza swego zastępcę. Oczytanego erudytę, który jak lew bronić zamierza swoich informatorów. Tych samych, którzy rzekomo przekazali mu informacje o śladach trotylu i nitroglicerynie na wraku Tupolewa. To tak, jakbym ja powołał się na czyjąć tajemną wiedzę, którzy przekazali mi informację, że do PiS należy 20 gejów. Nie ujawniłbym swoich informatorów, podobnie jak Gmyz, z prostej przyczyny: i ja i on ich nie posiadamy! Sam wymyślił swoje głupstwa. Jarosław Kaczyński odwdzięczyłby się takim, gdyby doszedł do władzy.

Gmyz to żenująca postać: mniej więcej rok temu opublikował kłamliwy tekst, w którym nieudolnie usiłował wmówić, że Roman Kotliński, wtedy świeżo upieczony poseł na Sejm z listy Ruchu Palikota, redaktor naczelny tygodnika "Fakty i Mity", był w przeszłości TW Służby Bezpieczeństwa. Tajny współpracownik i Kotliński to, przyznam, zabawne połączenie. W dodatku tak wiarygodne, jak cała działalność publicystów typy Sakiewicz, Ziemkiewicz, Semka, Wildstein, Terlikowski i Gmyz. Ciekawi mnie, czy to towarzystwo wie, że istnieje coś takiego jak Prawo prasowe, czy choć raz zapoznali się z zapisami ustawy? Znając ich obrzydzenie wszystkim, co pachnie komuną, negacją wszystkiego, co nie wolskie i nie powstało za czasów IV RP niewykluczone, że kierują się zupełnie innymi, sobie tylko znanymi kodeksami i przepisami, służącymi do oczerniania ludzi i pisania steku bredni. Byłoby dobrze, by właściciel "Rzepy" w dalszym ciągu tolerował poczynania takich miernot, jak Gmyz, że pozwoli mu na publikowanie i innych bredni. Gazeta zginie śmiercią naturalną, zdolna konkurować z wydawnictwami Leszka bubla. Nowy typ dziennikarstwa: pisać wszystko, snuć najbardziej fantastyczne wizje nie bacząc, że informacje trzeba najpierw zweryfikować. Kto wie, może Gmyz zaocznie, incognito, kończy szkołę toruńskiego ojczulka, w której standardy dziennikarskie są, jakie są. Nie, nie amatorskie! Amatorzy poczuliby się urażeni tym porównaniem.

PiS doznał zaś kolejnej porażki. Politycy tej partii ośmieszają się na każdym kroku, wczoraj pokazali, w co naprawdę wierzą, jakiej prawdy smoleńskiej żądają: żądają swoich kłamstw. To Kaczyński kilka lat temu twierdził, że trzeba napisać historię na nowo, więc jego pachoły piszą. Z jakim skutkiem widać było wczoraj. Watażka PiS usiłuje narzucić wszystkim Polakom wiarę w swoje kłamstwa, przy wielkim wsparciu toruńskiego ojczulka. Czynią to bez cienia wstydu, nie mają żadnych zahamowań. Podziwiam wyborców PO oraz samego Donalda Tuska: trzeba mieć końskie zdrowie i nerwy, by znosić kubeł pomyj, wylewanych przez PiS na ich głowy. Ja dawno już podałbym PiS-owskich siepaczy do sądu, za pomówienia, kłamstwa i próbę obarczenia winą za "zamordowanie" polskiego prezydenta.

 

1 komentarz:

  1. Palikot też dał się nabrać na brednie o trotylu. Skłonność do emocji i osobista niechęć do Tuska przeszkadzają Palikotowi zostać poważnym politykiem. No sorry, Palikot nie powinien śpiewać w tym samym chórze co Kaczyński.

    OdpowiedzUsuń