sobota, 5 listopada 2011

Prezes w defensywie

Prezesowi ulżyło, kolejny raz postawił na swoim. Nie będą robili opozycji w jego własnej partii! Trzej muszkieterowie zostali przez niego wyrzuceni. Oczywiście to nie wielki prezes im to zakomunikował, nie zniżyłby się do takiego poziomu! Jednak nie był zadowolony do końca, niepokoiła go grupka osób przechadzająca się po ulicy przed domem. Śpiewali „Jarek Kaczyński padł!”, ich prowodyr krzyczał głośno „Cztery!” i chuliganeria znowu śpiewała. Zaczynało go to denerwować! Kto ich tu nasłał? Huncwoty których przepędził z partii? Michnik z Urbanem? A może Palikot kpi sobie w ten sposób?

-Borowik, do mnie, natychmiast!- wrzasnął w głąb domu.
Na zawołanie pojawił się funkcjonariusz w ciemnych okularach i słuchawką w uchu.
Prezes zmierzył go gniewnym wzrokiem, jego bystry wzrok wyłowił niedociągnięcia w stroju funkcjonariusza:
-Krawat poprawić, kanty spodni doprasować, kołnierzyk koszuli nakrochmalić, buty wypastować, wyjąć ręce z kieszeni co cholery! Wiesz przed im stoisz?! I zdjąć te ciemne okulary, patrz mi w oczy!
-Ale… panie prezesie…
-Spokój mi tu i cisza! Gdzie jest Tomek, mój agent?
-Przecież wysłał go pan z supertajną misją, ma otumanić posłankę Grodzką z Ruchu Palikota!
-Ach tak! Tyle spraw na głowie że na śmierć zapomniałem… Jego zdolności będą wykorzystywane dla dobra mojego i partii. Co to za towarzystwo usiłuje zagłuszyć mój mir domowy, dlaczego chodzi i krzyczy a wy nic nie robicie?
-To miejsce publiczne, ulica nie jest terenem prywatnym i nie należy do pana…
-Też mi Polska!- prychnął prezes. Że też nie pozwolili mi zbudować wymarzonej IV RP, już ja bym wam wtedy dał manifestacje! Zirytowany swoją bezsilnością nie miał pomysłu jak się pozbyć natrętów. Rudy też mu nie pomoże, od czasu jak wygrał wybory zaszył się gdzieś i pisze expose! To ma być demokracja?

Poczłapał do drzwi, uchylił je ostrożnie. Osobnicy chodzili i krzyczeli, kpili sobie z prezesa! Ten wściekły wziął na ręce Alika, wskazał palcem swoich przeciwników:
-Bierz ich Alik, gryź, rwij, szarp!
Kot przerażony fuknął i czmychnął gdzie pieprz rośnie wpadając przy okazji na kierującego się do domu prezesa Mariusza. Płaszczak wyglądał na zaniepokojonego, na jego twarzy nie gościł głupkowaty uśmiech. Wszedł z prezesem do domu.
-Panie prezesie, chyba pośpieszył się pan z decyzją o wykluczeniu z partii ziobrystów, miasto huczy, ludzie są niezadowolenie, ulica protestuje…
Prezes posiniał, oczy jego ciskały gromy. Rzucał w Mariusza czym popadło, ten zręcznie robił uniki.
Prezes krzyczał:
-W dupach im się poprzewracało w tej Brukseli, za dobry byłem! Nie słyszałeś co mówią łotry po mojej decyzji!? Że PiS to druga Korea! I kto to mówi! Jacek, ten sam który za grosze kupił leśniczówkę a ja przymknąłem oko na ten szwindel! Ten sam który kłamał że jeśli ktoś podniesie na mnie rękę to on ją odrąbie! Swojej nie uciął do tej pory! Zbyszek od lat czyhał na fotel prezesa, jakieś romanse z dziennikarką ukrywał za moimi plecami, szykuje swego pierworodnego na szefa PiS! A Tadeusz? Co mi po członku partii który mizernie wypadł w telewizyjnym programie u Lisa, a ośmieszony przez Magdalenę Środę nie bronił krzyża! A właśnie, dodzwoniłeś się do ojca dyrektora bo coś z nim kontaktu nie mam?
-Panie prezesie robię wszystko co w mej mocy, sekretarka w Radiu Maryja mówiła że ojciec jest zajęty ze Zbi… tą szklanką. W tej chwili jest nieuchwytny. Sądzę że wpłata na konto Lux Veritatis środków na geotermalne odwierty…
-Dobra dobra- uciął prezes. Zaniepokoił się po raz wtóry. Wokół sami zdrajcy! Dobrze że 10 listopada się zbliża, zobaczymy ile jeszcze plew od ziaren trzeba będzie rozdzielić!

-Panie prezesie, spotkał nas duży cios… Mariusz nie bardzo wiedział jak ma to powiedzieć. Z obawą rozejrzał się ale nie dostrzegł niczego czym prezes mógłby cisnąc.
Prezes przeszył go swoim wzrokiem.
-No co tam znowu?!
-Otóż pani Jadwiga oznajmiła publicznie że jest zszokowana tępotą w sprawie ziobrystów i jest bardzo zmartwiona, boi się o przyszłość prawicy w Polsce!
-Czyli neguje moją decyzję?- prezes zmarszczył gniewnie brwi.
-Nie zgadza się z nią w żadnym calu! Twierdzi po prostu ze ziobryści nie zasłużyli na tak brutalne potraktowanie!
-Brutalnie to będzie jak się wpiję w jej krwiste usta i złoże francuski pocałunek!- prezes mlasnął językiem. Co za wredne babsko! A takie maślane ozy robiła! Prezesie, Jarku, Jareczku!
Rozdzwonił się telefon Mariusza.
-Tak, to ja, słucham…
Po kilku sekundach osunął komórkę od ucha, skierował się w stronę prezesa i wręczył mu telefon:
-Panie prezesie Zbyszek dzwoni, chciałby coś wyjaśnić. Pański telefon w sieci wRodzinie milczy od miesięcy…
-Daj to Mariusz!- prezes wyrwał mu komórkę z ręki.
-Halo! Zbyszek? Wyjaśniłeś już wszystko przed kamerami TV, w blasku fleszy. Bez dyskusji! Powołam się na mego brata który wielkim człowiekiem solidarności był. Zatem, Zbyszek… Spieprzaj, dziadu!





0 komentarze:

Prześlij komentarz