Media szybko porzuciły temat finansowania partii z budżetu państwa, nie interesowały się zbyt długo wydatkami skarbników. Zajęły ich inne, ważniejsze tematy, choć tym razem matka małej Madzi poległa w starciu z Janem Rokitą, niegdyś konserwatywnym politykiem PO, gorliwym katolikiem, którego schizofreniczne fobie jeszcze dziś są tematem dnia. Brać blogerska skomentowała już zachowanie niedoszłego premiera z Krakowa, który kłamie bezczelnie, że biedny jest, niczym mysz kościelna, nie stać go na zapłatę nawet 100 tys. złotych grzywny, ze taki wyrok zepchnie go na margines życia społecznego itp. bzdury. Zastanawiające, że żaden z dziennikarzy nie zapytał Rokity, z czego w takim razie żyje, kto finansuje jego podróże zagraniczne, pobyt za granicą i co zrobił w takim razie z wielkimi pieniędzmi, które zarabiał jako polityk i publicysta?
Dziennikarze przeszli obok wydatków partii politycznych obojętnie, bo nie podcina się gałęzi, na której siedzi. Okazuje się, że wielu pismaków inkasuje/ inkasowało/ będzie inkasować pieniądze od partii politycznych. Ich prawo, ich interes. Zgoda, nie jest to prawnie zakazane, wypadałoby jednak, by jeden z drugim przestał pleść androny, że jest niepokorny i niezależny, bo jest to wierutne kłamstwo! Prawdziwym niezależnym redaktorem jest ten, kto pracuje w gazecie, lub portalu, który nie zamieścił ani jednej reklamy, bądź ogłoszenia spółki Skarbu Państwa. Śmieszne są wykręty Krzysztofa Skowrońskiego, pupila PiS, który udaje, że nie wie, na co poszły otrzymane od PiS pieniądze. Widać 140 tys. złotych są dla pana Krzysia takimi drobniakami, że nawet nie zauważył ich braku. I przy PiS, właściwie przy prezesie partii, się zatrzymam.
Ochrona Jarosława Kaczyńskiego, którą zapewnia Grom Group, kosztuje podatnika ok. milina złotych rocznie. Proszę sobie policzyć, ile to wychodzi na dobę, oraz zestawić to z prawym i sprawiedliwym, oraz socjalnym i sprawiedliwym państwem, o którym bredzi Kaczyński. Emerytowani żołnierze Grom czuwają nad bezpieczeństwem prezesa, który żyje w nie lada matriksie! Bo kto na takiego kogoś miałby się zamachnąć? Chyba tylko mania wielkości i przerośnięte ego ochranianego! Ciekawi mnie, dlaczego prezesa nie pilnują zuchy, którymi dowodził Macierewicz w SKW, dlaczego nie robią tego polskie Bondy pokroju Tomasza Kaczmarka, którzy wylecieli, lub sami odeszli, ze skompromitowanego za Mariusza Kamińskiego CBA? Kamiński mętnie tłumaczył, że ochrona Kaczyńskiego leży w interesie publicznym. Doprawdy, koń by się uśmiał! Może to dobro ogólnospołeczne, czy może raczej zabytek? Najbogatszy Polak, Jan Kulczyk, nie wydaje tyle na ochronę, co szef partii opozycyjnej, ale to w sumie nie jest dziwne: pan doktor jest obywatelem świata, robi interesy z rekinami biznesu, zna premierów, prezydentów- byłych i obecnych- wielu państw, bywa tu i tam. A Kaczyński? Nie bierze udziału w debatach telewizyjnych, unika mediów (Rydzykowi nie odmówi), nie podróżuje po świecie.
Czego tak się pan prezes boi, w katolickiej Polsce, z krzyżem w Sejmie, z kościołem na każdym kroku? Rzecznika partii, przypominającego Jasia Fasolę, jak podpowiada mi ktoś z boku. Nie, bez przesady! Nikt nie prześladował Kaczora za czasów komuny, bo był tak nic nie znaczącą płotką, nikogo nie zajmuje ten człowiek dzisiaj. Kaczyński jest obwożony przez swoją trupę, po miastach i miasteczkach, w których wygłasza monologi, stojąc na podwyższeniu naprzeciwko słuchaczy. A słuchacze ci to zazwyczaj narodowcy, kibole, frustraci, członkowie klubów GP, katooszołomstwo, zwolennicy teorii spiskowych, radiomaryjne babcie, resztki „obrońców krzyża”. Nie bywa tam nikt samodzielnie myślący, karmiony medialną papką, próżno szukać tam zawodowych zamachowców. I ich właśnie boi się Jarosław: swoich wyborców! Wyborców, którzy wałęsają się z pochodniami po ulicach, ciskają kamieniami w funkcjonariuszy policji, napadają na pokojowe manifestacje lewicowe, oraz zakłócają marsze mniejszości seksualnych. Gdyby ta masa, do której dołączyła ostatnio „S”, zrozumiała, że ich ukochany wódz bezlitośnie robi ich w konia… Tak, Kaczyński ma się czego bać!
Jeśli masz czas i ochotę, kliknij i wypromuj. Dzięki!:)
Dziennikarze przeszli obok wydatków partii politycznych obojętnie, bo nie podcina się gałęzi, na której siedzi. Okazuje się, że wielu pismaków inkasuje/ inkasowało/ będzie inkasować pieniądze od partii politycznych. Ich prawo, ich interes. Zgoda, nie jest to prawnie zakazane, wypadałoby jednak, by jeden z drugim przestał pleść androny, że jest niepokorny i niezależny, bo jest to wierutne kłamstwo! Prawdziwym niezależnym redaktorem jest ten, kto pracuje w gazecie, lub portalu, który nie zamieścił ani jednej reklamy, bądź ogłoszenia spółki Skarbu Państwa. Śmieszne są wykręty Krzysztofa Skowrońskiego, pupila PiS, który udaje, że nie wie, na co poszły otrzymane od PiS pieniądze. Widać 140 tys. złotych są dla pana Krzysia takimi drobniakami, że nawet nie zauważył ich braku. I przy PiS, właściwie przy prezesie partii, się zatrzymam.
Ochrona Jarosława Kaczyńskiego, którą zapewnia Grom Group, kosztuje podatnika ok. milina złotych rocznie. Proszę sobie policzyć, ile to wychodzi na dobę, oraz zestawić to z prawym i sprawiedliwym, oraz socjalnym i sprawiedliwym państwem, o którym bredzi Kaczyński. Emerytowani żołnierze Grom czuwają nad bezpieczeństwem prezesa, który żyje w nie lada matriksie! Bo kto na takiego kogoś miałby się zamachnąć? Chyba tylko mania wielkości i przerośnięte ego ochranianego! Ciekawi mnie, dlaczego prezesa nie pilnują zuchy, którymi dowodził Macierewicz w SKW, dlaczego nie robią tego polskie Bondy pokroju Tomasza Kaczmarka, którzy wylecieli, lub sami odeszli, ze skompromitowanego za Mariusza Kamińskiego CBA? Kamiński mętnie tłumaczył, że ochrona Kaczyńskiego leży w interesie publicznym. Doprawdy, koń by się uśmiał! Może to dobro ogólnospołeczne, czy może raczej zabytek? Najbogatszy Polak, Jan Kulczyk, nie wydaje tyle na ochronę, co szef partii opozycyjnej, ale to w sumie nie jest dziwne: pan doktor jest obywatelem świata, robi interesy z rekinami biznesu, zna premierów, prezydentów- byłych i obecnych- wielu państw, bywa tu i tam. A Kaczyński? Nie bierze udziału w debatach telewizyjnych, unika mediów (Rydzykowi nie odmówi), nie podróżuje po świecie.
Czego tak się pan prezes boi, w katolickiej Polsce, z krzyżem w Sejmie, z kościołem na każdym kroku? Rzecznika partii, przypominającego Jasia Fasolę, jak podpowiada mi ktoś z boku. Nie, bez przesady! Nikt nie prześladował Kaczora za czasów komuny, bo był tak nic nie znaczącą płotką, nikogo nie zajmuje ten człowiek dzisiaj. Kaczyński jest obwożony przez swoją trupę, po miastach i miasteczkach, w których wygłasza monologi, stojąc na podwyższeniu naprzeciwko słuchaczy. A słuchacze ci to zazwyczaj narodowcy, kibole, frustraci, członkowie klubów GP, katooszołomstwo, zwolennicy teorii spiskowych, radiomaryjne babcie, resztki „obrońców krzyża”. Nie bywa tam nikt samodzielnie myślący, karmiony medialną papką, próżno szukać tam zawodowych zamachowców. I ich właśnie boi się Jarosław: swoich wyborców! Wyborców, którzy wałęsają się z pochodniami po ulicach, ciskają kamieniami w funkcjonariuszy policji, napadają na pokojowe manifestacje lewicowe, oraz zakłócają marsze mniejszości seksualnych. Gdyby ta masa, do której dołączyła ostatnio „S”, zrozumiała, że ich ukochany wódz bezlitośnie robi ich w konia… Tak, Kaczyński ma się czego bać!
Jeśli masz czas i ochotę, kliknij i wypromuj. Dzięki!:)
0 komentarze:
Prześlij komentarz