piątek, 14 grudnia 2012

Styropianowa Polska


Jarosław Polski nie zbawił, nie odzyskał, zniewolonym, uciśnionym przez reżim Tuska moherom, wspieranym przez okrągłostołowy spisek, wolnej od swoich wrogów Polski, nie dał. Zresztą, co może mały, ziejący nienawiścią kurdupel, który nie potrafi zrobić samodzielnie zakupów, umówić się na randkę z kobietą, czy zamieszkać samodzielnie? Popatrzyli, powąchali, pokrzyczeli, nawygrażali „komunistom” i rozeszli się do domów. Dziś żoliborski baron oznajmił urbi et orbi, że na początku roku PiS dążył będzie do powołania nowego rządu. Sięgam po gazetę, ale nie znajduję nawet szczątkowej informacji o tym, że premier podał się do dymisji. Ma się dobrze, rząd również. Co chce powoływać Kaczyński, poza marionetkami jedzącymi mu i klechom z ręki? Latający Cyrk Monty Kaczyńskiego? Kogo zastępować, Kononowicza? Kaczyński, żoliborski kurdupel, który okazał się tak marginalnym, całkowicie nieistotnym pionkiem na skraju szachownicy, że nie zainteresowali się nim podczas Stanu Wojennego ludzie z potężnej Służby Bezpieczeństwa, a którą Kaczor wespół z Mariuszem Kamińskim nieudolnie próbowali skopiować, a jedyne, czego dokonali, okazało się potworkiem CBA.

Przyznam, że mało mnie obchodzi, co robił Kaczyński podczas Stanu Wojennego. Czy podpisał lojalkę, jak sugeruje Władysław Frasyniuk, czy też nie. Czy szukał kontaktu z b. opozycjonistą, Piotrem Piętakiem, czy nawet nie kiwnął palcem, jak twierdzi sam Piętak, były podsekretarz stanu w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych i Administracji w latach 2006-2007, gdy ministrem był Ludwik Dorn, a premierami najpierw Kazimierz Marcinkiewicz, a później Jarosław Kaczyński. Otóż Kaczyński nikogo nie szukał, z nikim nie działał, nie współpracował, nie konspirował. Nie ośmieszył się też, jak inny pionek, którego komunistyczny rzecznik rządu, Jerzy Urban, wyczytał na którejś ze swoich konferencji, wymieniając nazwisko „działacza” opozycji i jego adres pobytu. Bo pan pionek, nie niepokojony przez SB, jak Kaczyński, umykał przed „prześladowcami”, których nie interesował. Nie ma racji Frasyniuk twierdzący, że Kaczyński podpisał lojalkę. Nic bardziej mylnego! Tata Rajmund, chołubiony przez komunistyczne władze, wiodący wygodne życie za PRL w luksusowej willi, podarowanej przez wredną komunę, zadzwonił do kolegów z wyjaśnieniami, że jego synuś nie jest groźny. Ten sam Rajmund, którego istnienia Jarosław się wstydzi. 13 grudnia Jarosław, idąc dla zmylenia wroga, bocznymi uliczkami do kościoła, spotkał w nim mamę. W kościele dowiedział się o Stanie Wojennym. A gdzie podział się tata Rajmund?! Biesiadował u gen. Jaruzelskiego, Kiszczaka, czy może błagał u Breżniewa, by ten nie interweniował w Polsce? Bo wątpię, że Rajmund przyjmował wtedy Kuklińskiego.

Kaczyński nie miał żadnej wiedzy, której chęć pozyskania wyrażałaby SB. Bo co on mógł im ujawnić, skróty z Żoliborza do kościoła Stanisława Kostki, rozmiar bielizny mamy, imię dziewczyny brata, czy rozmiar swego buta i...  I taki żałosny kurdupel, z rodzicami oddanymi komunie łże dziś bezczelnie, zasmarkany Polak- katolik radiomaryjny, że poczuł się tak, jakby otrzymał cios w policzek, bo go wredne komuchy nie internowały? I on śmie twierdzić, że miał gorzej? Co ma powiedzieć prezydent Lech Wałęsa, którego wtedy internowano, którego żonie zostawiono na karku gromadkę małych dzieci? Tyle że Wałęsa ma honor, który pozwala mu, prostemu robotnikowi z Gdańska, ważyć słowa. Elektryk wyzbył się chełpliwości, która przy bezczelnych łgarstwach Kaczyńskiego okazuje się po latach przejawem znikomego samochwalstwa. Słusznie prawi dziś Wałęsa, że wtedy, w 1981 roku, władza chciała Polaków podzielić, skłócić i stłamsić, zabić zapał, zniechęcić i wpędzić w marazm. Gdyby SB miało do dyspozycji takiego Kaczyńskiego, jakiego dziś mamy, to ho ho! Nadal trwalibyśmy w komunizmie!

Częściowo tylko podzielam opinię Janusza Palikota, który oznajmił, że SB uznała, że Kaczyński będzie groźniejszy dla opozycji na wolności, niż internowany, bądź w więzieniu. Okazał się zupełnie nieszkodliwy, ale co on mógł zrobić, siedząc pod pierzynką u mamusi? Inny tuz radiomaryjnego oszołomstwa, Jan Pietrzak, ucharakteryzowany na cinkciarza i tajniaka, gromi „zdrajców”, których należy rozliczyć i ukarać. Ufam, że nazywany w pewnych kręgach „głupim Jasiem” Pietrzak wpłaci na wskazane konto okrągłą sumkę, którą zarobił za czasów nieboszczki komuny, która tak go prześladowała, że bez przeszkód mógł wyjeżdżać do wskazanego przez siebie kraju, by występować w nim za grubą walutę. Spodziewam się, że za jego przykładem pójdą wszyscy ci, którzy dziś stroją się w piórka ofiar minionego systemu, a którym żyło się wtedy jak w raju! Oraz ci wszyscy, który krzyczą o zniewolonej Polsce, obozie koncentracyjnym Europy, zabijaniem mediów i wolności słowa, co nie przeszkadza im jednocześnie inkasować z budżetu tej "zniewolonej" Polski dużych pieniędzy, zajmować stanowiska w "obozie koncentracyjnym", suto wynagradzane, zakładać co i rusz katoprawicowe pisma i portale internetowe, oraz pleść bzdury i kłamstwa pod adresem wszystkich, którzy nie są z nimi.

Wczoraj, jak co roku, politycy licytowali się, kto ile siedział, kto był pobity, a kogo SB pominęła, bądź nie potrafiła schwytać. Mam już dosyć tych przechwałek, rok w rok coraz bardziej ubarwianych przez opowiadających te historie, które istnieją jedynie w głowach tych ludzi, lub kłamiących jak Kaczyński. Dożyję czasów, w których rządzić będą Polską politycy, którzy nie będą mieli nic wspólnego ze styropianową przeszłością, bądź w życiorysie choćby epizodów w PZPR i jej przybudówkach. Bo to oni są przyszłością tego kraju, pora odciąć pępowinę łącząca Polskę ze Stanem Wojennym. Ośmielam się być umiarkowanym optymistą, że dopiero wtedy jest szansa na osiągnięcie w Polsce spokoju i porozumienia, co pozwoli wziąć się do solidnej roboty, by wyprowadzić kraj na prostą. Przez 23 lata nie dokonali tego ani solidaruchy, ani postsolidaruchy, ani czerwoni, ani różowi, ani tym bardziej czarni. Doczekam czasów, w których politycy rządzący krajem, zasiadający w Sejmie, będą mogli pochwalić się swoim dorobkiem innym, niż styropian, winy umyślne, czyny zmyślone czy zakłamane. Którzy będą zmuszani przez wyborców do pracy na rzecz kraju i jego mieszkańców, a nie na rzecz swoich partii i republiki kolesiów, w której kampanią wyborczą nie będą zarzuty spowodowania „zamachu” smoleńskiego. Nie stać nas na kraj, w którym rządzi sprawny, skuteczny i silny rząd, któremu nie podskoczy nie tylko Kaczyński i miotający kłamstwa jego ludzie i zwolennicy, ale również panoszący się uprawiający antypolską politykę biskupi? Stać, ale nie z tymi politykami, którymi karmią Polaków media. Z politykami, którzy za swój podobno bezinteresowny "patriotyzm" za komuny nie wahali się w demokratycznej Polsce wyciągać ręce po odszkodowania za "prześladowania", będące rekompensatą za zły los, jakiego doświadczyli. To postawa godna najemników, nie patriotów!

Jeśli masz ochotę i czas, kliknij i wypromuj. Dzięki!

 

0 komentarze:

Prześlij komentarz