piątek, 7 grudnia 2012

Pełni pokory PiSmacy

Trochę niezręcznie mi, internetowemu blogerowi, komentować sprawy, zachowania i postaci braci blogerskiej oraz dziennikarzy, Dawno temu, za nieboszczki komuny słyszałem opinię, że nie zwykło krytykować się swojego środowiska. Tyle że były to dawane czasy, negowane dziś, ośmieszane przez niemal wszystkich tzw. niezależnych publicystów. Ci "niezależni" , nazywający sami siebie mianem niepokornych, to jedna i ta sam sitwa. Czołobitni wobec kleru katolickiego, wpatrzeni w Jarosława Kaczyńskiego, sympatycy PiS, negujący wszelkie poczynania rządu i premiera Donalda Tuska, uznającymi siebie za alfy i omegi słowa mówionego i pisanego. Jak słusznie zauważył jeden z blogerów, Ślepowid: "Zawsze mnie rozbrajają portale/gazety/redaktorzy, którzy obwołują się „niezależnymi” i „niepokornymi”. To chyba coś, co powinni ocenić czytelnicy, a nie twórcy. W dodatku niezależność i niepokorność równa się wierze we wszystkie antyrządowe teorie spiskowe i wspieranie jedynej, słusznej partii. Od dłuższego czasu, gdy widzę te dwa określenia, z miejsca wycofuję się rakiem".

Nie tak dawnojeden z takich "niepokornych", niejaki Karnowski, wyleciał z funkcji z-cy redaktora naczelnego tygodnika "Uważam Rze". Tygodnika, którego właścicielem nie jest państwo, lecz prywatny podmiot, biznesmen Grzegorz Hajdarowicz. A własność prywatna to rzecz święta, jak podkreślają na każdym kroku prawicowi publicyści. Kiedy jednak dotyka ich niewidzialna ręka prasowego rynku, która jest niczym innym, jak wolą właściciela, wtedy drą się wniebogłosy! Ze jest zamach na wolność słowa, zamach na niepokornych publicystów, po prostu na demokrację! Bo wolność, proszę wycieczki, jest wtedy, kiedy bzdury pisać mogą tacy jak jak Karnowski, Gmyz czy inny Igrekowski. Bez ponoszenia konsekwencji oczywiście. Ubawiło mnie zachowanie Karnowskiego, który przed sądem zamierza dochodzić SWOICH praw do używania podtytułu "Tygodnik autorów niepokornych". Facet bredzi: "Historia »Uważam Rze« jako tytułu niepokornego skończyła się. Dziś pod tą nazwą sprzedaje się coś zupełnie innego, niesmaczną podróbkę. Za pieniądze można kupić tytuł, można wypatroszyć pismo i przerobić z opozycyjnego na prorządowy. Ale nie da się kupić autentyzmu, prawdy i prawdziwie niepokornych autorów". Zabawne, nie sądziłem, że dożyję chwili, w której katoprawicowi (Karnowscy, Lisicki) publicyści wylewać będą kubły pomyj na głowy innych, również katoprawicowych (Zawisza, Korwin-Mike, Piński). Bo nikt, poza zbieraniną zrzeszająca Gmyzów, Karnowskich, Ziemkiewiczów i Semków nie ma takich, jak oni, praw! Niepokorni? Pomijający niewygodne tematy dla Kościoła katolickiego, PiS i klerykalnej prawicy? Niezależni? Publikujący za pieniądze najpierw Hajdarowicza, a dziś dyspozycyjni wobec szefów SKOK., którzy związani się politycznie i biznesowo z Kaczyńskim i PiS? Dawno temu Jerzy Urban w "NIE" w przeddzień wizyty JP2 w Polsce napisał "Witamy Breżniewa Watykanu". Roman Kotliński w "Faktach i mitach" opisuje kwestie, o których nawet boją się myśleć wszyscy ci "niepokorni"! Ile czasu na rynku prasowym istnieją oba tytuły, ile reklam w nich się ukazało? Ani jedna! Pisma utrzymują wyłącznie czytelnicy. Nie natknąłem się z przejawami narcyzmu dziennikarzy, zatrudnionych w obu redakcjach, których miałem okazję poznać, a którzy sami siebie określaliby mianem niepokornych, zadziornych bądź idących pod prąd. Oni wiedzą, że cenzurki wystawia im czytelnik.

Przywódca religii smoleńskiej, Kaczyński Jarosław, z miną komunistycznego, pierwszego sekretarza PZPR oznajmił, że OCZEKUJE przywrócenie do pracy zwolnionego z "Rzeczpospolitej" Cezarego Gmyza. Tego specjalisty od trotylu, padania na kolana przed biskupami, blokującego na portalach społecznościowych swoich oponentów. Kaczyński nie zauważył, że czasy komuny się skończyły. Ze nie jest osoba władną, która komukolwiek, poza członkami swojej partii, może cokolwiek nakazać, żądać spełnienia swej woli. Ci, którzy podjęli decyzję o zwolnieniu Gmyza, mają się z niej wycofać, majaczy szef PiS. Co zrobi Hajdarowiczowi, skaże go na wygnanie, zabroni głosować na swoją partię, wybłaga w Watykanie ekskomunikę dla biznesmena? Tak to wygląda "niepokorne" dziennikarstwo. Jedna, wielka rodzina, PiSmaków, którym wydaje się, że bez nich w mediach, w prasie, nic nie może się dziać.

Nie zgadzam się z opinią Antoniego Kopffa, że niedobrze się stało, że wylecieli z pracy u Hajdarowicza wszyscy ci PiS-macy. Bo teraz rozejdą się po mediach, nie wszyscy znajdą zatrudnienie u Karnowskich i Sakiewicza. Proszę bardzo, niech przygarnie ich TVP i Polskie Radio, to tylko przyśpieszy kres tych instytucji! Poza tym pracę straciło tylko kilku, reszta odeszła sama, dziś tworząc wrażenie, że to ich się pozbyto. Szkoda, że na rynku nie ma już tygodnika "Skandale", tam odnaleźliby się wszyscy ci "niepokorni", których poseł Stefan Niesiołowski kieruje do pracy w pornobiznesie (Lisickiego do pisania scenariuszy), oraz do sprzątania miasta (Gmyza). "Skandale" na początku lat 90-ych ub. wieku zrobiły furorę, z kiosków schodził na pniu cały nakład. Tyle że... nie było w nim słowa prawdy! Kto wie, może na nim wzorują się pewni publicyści?

 Jeśli masz ochotę i czas, kliknij i wypromuj. Dzięki!

 

4 komentarze:

  1. W "NIE" swego czasu ukazywały się reklamy.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bob ma rację, pamiętam reklamy np. sklepów z akcesoriami erotycznymi, a także wybranych książek.

    OdpowiedzUsuń
  3. Rzeczywiście, z kilku stron dotarły dziś do mnie takie dementi. Moja wina:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma się za co kajać. Reklama w "NIE" była tak śladowa, że spokojnie można uznać, iż nie istniała

      J. Cichot

      Usuń