piątek, 28 grudnia 2012

Dokąd w 2013 roku zadryfuje zielona wyspa?

Prognozy na 2013 dla "zielonej wyspy", jak zwykł nazywać Polskę premier Donald Tusk, wesołe nie są. Wszystko zależy od punktu siedzenia, kryzys mają w nosie bankowcy, finansiści, menadżerowie, większość cwanych przedsiębiorców (umowy śmieciowe!), ale przede wszystkim politycy. Premier usiłuje robić dobra minę do złej gry, mistrz kreatywnej księgowości, minister finansów Jacek Rostowski, z nowym rokiem roztoczy przed Polakami wizję krainy mlekiem i miodem płynącej a nam, Polakom, przyjdzie konsumować gorzkie owoce ich polityki. Nieskutecznej i nie przynoszącej pożytku krajowi.

Podzielam zdanie Krzysztofa Rybińskiego, ekonomisty określanego mianem najbardziej pesymistycznego analityka finansowego. Kłopoty budżetowe, problemy z obsługą zadłużenia, wzrost bezrobocia to, w ocenia profesora problemy, którym przyjdzie stawić czoła rządowi Donalda Tuska. Niestety, przyjdzie mi dołączyć się do profesora, ale nie dlatego, że posiadam naturę narzekacza. Do tej mi daleko. Nie zapełnimy budżetu ciągłą podwyżką podatków, cięciami wydatków i zamrażaniem płac. Zaniechano reform, ale ilu premierów przed Tuskiem miało plan, koncepcję zmian na lepsze, z zyskiem dla Polski i korzyścią dla nas, Polaków? Jakie to mają być reformy? Dziś nie dziwi mnie popularność prof. Jerzego Buzka, który ma silną pozycję w PE: nie wyszły mu reformy, których podjął się jako premier rządu koalicji AWS- UW, ale próbował chociaż cokolwiek zmienić. Nie bał się, choć wiedział, że może być skończony jako polityk. A wyborcy nie lubią tchórzy i asekurantów.

W budżecie w 2012 roku zabraknie pieniędzy, to pewne. Ile zabraknie? Mówi się o dużych sumach, w przedziale 10-20 miliardów złotych! Chytre zabiegi księgowe Rostowskiego już nie wystarczają, potrzebny jest pieniądz. Szeleszczący, świeży, w dużych ilościach. Tusk nie zdecyduje się na redukcję administracji, z prostego powodu: większość tam zatrudnionych to albo członkowie, albo wyborcy Platformy Obywatelskiej. Swojego elektoratu premier nie ruszy, co to, to nie! Będzie szukał innych oszczędności, zamiast przychodów. Większy VAT? Możliwe. Wstrzymane podwyżki emerytur? Niewykluczone. Tusk nie będzie niczego budował, możemy zapomnieć o polskich fabrykach. Nie chce być posądzony o ręczne sterowanie gospodarką. Jakby ktoś jeszcze dawał się nabierać na utopijny, wolny rynek i jego niewidzialną rękę! Prywatyzacja, która miała być lekiem na całe zło, nie pomogła, nie tylko z tego powodu, że za tanio sprzedawaliśmy polski majątek. Pozbyliśmy się nierentownych przedsiębiorstw, ale też i tych, które przynosiły stały zysk. Na pewno nie pójdą pod młotek KGHM, PGNiG, Orlen, PGE czy też Lasy Państwowe, z prostego powodu: za dużo w tych firmach jest posad dla swoich.

Co zatem nas czeka, jak będzie? A nic nie będzie, będzie tak samo, z tym, że coraz gorzej! Załamuje się budownictwo, panuje zastój na rynku nieruchomości. Co z tego, że ceny mieszkań lecą na łeb, na szyję, skoro banki nie chcą udzielać kredytów? Deweloperzy też powoli pasują: celebryci nie będą się rodzić bez końca, nie kupują wypasionych apartamentów, a przeciętny Kowalski marzy o własnym kącie, ale nie o 100 metrach! Słyszę ministra kultury, Bogdana Zdrojewskiego, który chełpi się, że z UE dla polskiej kultury wpłynęło już 2 mld złotych.Pięknie, ale i minister, i rząd, i premier zdają się nie brać pod uwagę małego scenariusza: Polska w pewnym momencie przestanie być beneficjentem unijnym, a stanie się płatnikiem netto. Czyli będziemy więcej wpłacali do unijnego budżetu, niż z niego otrzymywali. Nie jesteśmy do tego w ogóle przygotowani! Bo ile wycisnął z otrzymanych środków pan minister? Czy nimi obrócił? Przekazał je w większości na remont obiektów sakralnych, wpadły one w ręce Kościoła katolickiego! I co z tego mamy, poza słowami, że są to obiekty ważne dla kultury? Nic. Nie zainwestowano w przemysł, nic nie zbudowano, pieniądz nie zrobił pieniądza. Bzdurą jest twierdzenie, że pieniądze szczęścia nie dają! To może mówić ten, który je miał i rozfiukał nie wiadomo gdzie i kiedy. Chciałbym widzieć minę Tuska, gdy będzie mówił wściekłym Polakom" nic się nie stało, Polacy! Pieniądze szczęścia nie dają! Przecież biskupi katoliccy nakazują gardzić dobrami doczesnymi, ważne jest życie wieczne!

Rok 2013 to szansa dla opozycji. Nie dla PiS, które poza innym spojrzeniem na katastrofę smoleńską nie różni się zbytnio od PO. Obie partie charakteryzuje klerykalizm, służalczość oraz uległość wobec Kościoła i jego hierarchów, wiara w niewidzialną rękę rynku, kolesiostwo i pogarda okazywana wszystkim tym, którzy nie są z nimi, lekceważenie pracowników najemnych. PiS gra Smoleńskiem, PO i premier w tej sprawie zachowują się, jak te trzy sławetne małpy: nic nie widzą, nic nie słyszą, nic nie mówią. Rok 2013 to szansa dla Ruchu Palikota, ale i dla części polityków SLD. Na PSL nie liczę, pseudorolnicy są w garści premiera, więc będą tańczyć tak, jak Tusk im zagra. Póki istnieje KRUS, ludowcy mogą być spokojni. Wejdą do Sejmu, nawet bez prowadzenia nachalnej kampanii wyborczej. Gorzej, jeśli Tusk weźmie się za ubezpieczenia rolników. Na to chyba przyjdzie pora, ale najwcześniej w roku wyborów do parlamentu, premier nie będzie wcześniej ryzykował utraty i koalicjanta, i poparcia. Chociaż i w tej materii Tusk podobno dogadał się z Kaczyńskim: obaj politycy nie widzą przeszkód, by zmienić ordynację wyborczą. Po zmianach do Sejmu nie weszłyby partie, które nie przekroczyłyby 10% progu wyborczego. To nic innego, jak dążenie do systemu politycznego rodem z USA, tyle że tam są Demokraci i Republikanie, a u nas byliby Dewoci i Radiomaryjni. Wówczas zbędne byłyby koalicje, mniej lub bardziej egzotyczne. Dziś, gdyby rząd opuścili ludowcy, tylko SLD byłby w stanie zawiązać koalicję z Tuskiem, na pewno nie Ruch Palikota. Gdzie są PiS-macy, wieszczący koalicję PO- RP po wyborach w 2011 roku, gdzie się pochowali wszyscy ci "niepokorni"?Ach, prawda: tworzą "niezależną", republikańską telewizję. Kto poświęci kamień węgielny pod budowę?

SLD i RP podjęły ostatnio dwie inicjatywy, przeciwko faszyzmowi, ale wszystko wskazuje na to, że Leszek Miller odkopał topór wojenny. Zgrany lis nie potrafi pogodzić się z odejściem z partii Marka Siwca, rozumie, że mogą odejść i inni, którym SLD nie jest w stanie już nic zaoferować. To głownie ci, którzy nie uczestniczyli w spotkaniu z kardynałem Kazimierzem Nyczem, który przed świętami nawiedził Sejm. RP ma program, przedstawił pakiet ustaw "Świeckie państwo", którego wizji panicznie boi się kler i politycy skrajnej prawicy. Janusz Palikot ma kilka pomysłów na gospodarkę, które są nie w smak dla sprzyjających władzy oraz PiS mediów, "ekspertów" gospodarczych, oraz wszystkim tym, którzy na obecnej sytuacji gospodarczej i niepewnym jutrze zarabiają krocie. Jestem pewien, że Palikotowi uda się przekonać więcej wyborców do swoich racji. Poza tym posłowie RP, Roman Kotliński i Armand Ryfiński, patrzą na ręce katolickim hierarchom i nie boją się nazywać ich uczynków po imieniu. Wystarczył nieco ponad rok, by kler reagował na pomarańczowe barwy histerycznie!

Kler w 2013 będzie miał się dobrze, z prostej przyczyny: premier nie zabierze ani jednego przywileju sukienkowym. Będą więc bonifikaty na "zakup" ziemi i nieruchomości przez Kościół, więcej będzie pieniędzy na Fundusz Kościelny, czy jak będzie się to nazywało, będzie przyzwolenie na opowieści radiomaryjnych biskupów o "zamachu smoleńskim". Tusk nie chce być posądzony o ekstremizm, obawia się, by wyborcy nie odpłynęli do PiS, ci konserwatywni, oraz do RP, ci liberalni. Premier chce status qu. Tusk na pewno nie pójdzie drogą Janusza Palikota, nie cofnie się do czasów, kiedy był politykiem Kongresu Liberalno- Demokratycznego. KLD postulował m.in. rozdział Państwa od Kościoła, chciał państwa neutralnego światopoglądowo, ale na obiecankach i marzeniach się skończyło, a dziś Tusk się boi, nie wie, co stałoby się, gdyby postawił się Kościołowi.

Paradoksalnie, ale zadowolony jestem z koalicji polski Kościół katolicki- PiS. Szansa, że wraz z partią Jarosława Kaczyńskiego zejdzie ze sceny radiomaryjny kler, dzięki takiemu mariażowi rosną. Polski Kościół ma twarz Tadeusza Rydzyka, któremu na serio przypisują pewne środowiska podążanie drogą papieża JPII. Nie wiem, śmiać się, czy płakać... Politycy PiS zapowiadają, że w lutym utworzą rząd, z "niezależnym" premierem, jakim ma być niejaki Gliński, wspierany przez "niepokornych" i "niezależnych" PiS-maków. Mają kiepską fantazję bajkopisarze, skoro marzą im się takie rzeczy. Jeśli jednak chodzą im po głowie takie myśli, głośno mówią o swoim zamiarze, to oznacza to, ni mniej nie więcej, jak próbę obalenia legalnego rządu Polski. Na czyje zlecenie, Watykanu, Rosji, czy kogo innego- powinny ustalić to odpowiednie służby.

Donald Tusk może i chciałby coś zrobić dla Polski, ale nie może. Wszelkie zmiany, jakie musiałby zaproponować w 2013 roku, uderzyłby i w jego partię. Likwidacja dotacji dla partii politycznych odpada, dotacje na KUL nie zostaną zawieszone, wartkim strumieniem płynął będzie publiczny grosz do w kieszeni Kościoła katolickiego, nie odchudzi administracji, nie zlikwiduje Senatu, IPN, Ordynariatu polowego, nie wycofa religii ze szkół, nadal będzie trwał demontaż mediów publicznych, przy dalszej uprzywilejowanej pozycji mediów Rydzyka. Premier chyba słucha w wolnych chwilach dawnego przeboju grupy Maanam "Stoję, stoję", w którym to padają słowa : czuję się świetnie, ach jak wspaniale, ach jak przyjemnie...

 Jeśli masz ochotę i czas, kliknij i wypromuj. Dzięki!

 

2 komentarze:

  1. Ciekawa koncepcja, ale jest w niej coś, co budzi mój opór wewnętrzny..Niech pomyślę nad tym ,a potem skrobnę. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń