Emanuel S. Savas – amerykański ekonomista, od 1969r. zajmuje się prywatyzacją i reprywatyzacją oraz związanymi z nimi problemami ekonomicznymi i społecznymi. Człowiek z doświadczeniem, które pozwoliło mu opracować 4 główne motywy prywatyzacji: pragmatyczny, ideologiczny, ekonomiczny oraz populistyczny. Uznać je należy za 4 podstawowe, ale nie jedyne, na upartego można znaleźć kilka innych. Skupmy się jednak na tych 4 podstawowych.
Motyw pragmatyczny ma za zadanie zwiększenie świadczeń społecznych, pod warunkiem, że rządy stawiające na prywatyzację prowadzą rozumną politykę ekonomiczną. Takiej w Polsce nie ma w zasadzie od chwili ustrojowej transformacji. Kiedy rząd nie może zaciągać tanich kredytów, bądź może zaciągnąć krótkoterminowe i wysokoprocentowe, decyduje się na prywatyzację, która wygeneruje środki finansowe z tytułu sprzedaży mienia państwowego. Podstawowym argumentem polskich zwolenników prywatyzacji było udowadnianie, że państwowe przedsiębiorstwa są nierentowne, zatem uwolnić trzeba budżet od ich dofinansowania.
Motyw drugi: ideologiczny. Silne państwo( de facto rzad, partia rządząca), mające w ręku wszystkie gałęzie gospodarki, obsadza stanowiska w przedsiębiorstwach swoimi ludźmi, w związku z czym szary Kowalski nie ma co marzyć o dobrze płatnej, państwowej posadzie, a pracownicy z partyjnego klucza dbają jedynie o swoje interesy, nie przedsiębiorstwa.
Motyw trzeci: ekonomiczny. Rząd przekazuje w ręce prywatne część obowiązków, które do tej pory spoczywało na państwie. Prócz pieniędzy ze sprzedaży państwowych firm budżet zostaje odciążony pensjami dla pracowników, którym będzie płacić prywatny podmiot. Firma prywatna będzie płaciła świadczenia podatkowe na rzecz państwa.
Motyw czwarty: populistyczny. Prawdziwe demokracje powinny dawać nieograniczoną swobodę gospodarczą człowiekowi. On sam powinien mieć możliwość nabywania dóbr od prywatnych podmiotów.
Savas wymienił korzyści, jakie płyną z prywatyzacji:
Zmniejszenie roli państwa w gospodarce. Wygląda to niestety tak, ze rząd umywa ręce, nie ingeruje w bieg spraw, nawet w dobie kryzysu.
Stworzenie efektywnego i elastycznego sektora prywatnego. Efektywność? Umowy śmieciowe, na czas określony, zyski trafiające do kieszeni prywatnego właściciela. Państwo otrzymuje mniej podatków z tytułu zawieranych śmieciowych umów pomiędzy pracownikiem a pracodawcą.
Zmniejszenie wydatków rządowych, głownie poprzez zaprzestanie dotowania nierentownych przedsiębiorstw państwowych. Prawda, tyle że państwo wzięło na barki finansowanie Kościoła katolickiego, a z tego tytułu zysków nie ma żadnych, są jedynie koszta. Kiedy jednak kryzys uderzył w firmy prywatne, do kogo zwróciły się one po pomoc?
Zwiększenie dochodów rządu z tytułu sprzedaży przedsiębiorstw i z płaconych następnie podatków. Niestety, w Polsce wiele firm w rękach prywatnych upadło, wiele z nich zalega wobec ZUS i fiskusa, co nieco podmiotów zwolniono z płacenia podatków.
Wzrost efektywności przedsiębiorstw. Temat rzeka.
Podniesienie jakości dóbr i usług i zwiększenie wrażliwości gospodarki na decyzje konsumentów. "Po odejściu od kasy reklamacji nie uwzględnia się", taki napis konsument często widzi. A to jest niezgodne z prawem! Niewidzialna ręka rynku, czy ręka rynku oszustów?
Przyciąganie nowych inwestycji, wspieranie nowych przedsięwzięć. Rzeczywiście, Polska przyciągnęła. Spekulantów.
Sprostanie oczekiwaniom zagranicznych kredytodawców. I tu jest pies pogrzebany: kredytodawców. Modele gospodarek, takich jaką widzimy w Polsce, nie są efektywne. To życie na kredyt. Czynią tak kolejne rządy, zmuszając do życia na kredyt mieszkańców kraju.
Głosów za ale i przeciw prywatyzacji jest dużo, na przykładzie Polski widać, że zwolennicy wyprzedania majątku ponieśli klęskę. Błędne były ich założenia, jeszcze gorsze wyliczenia, w sumie to nic nie sprawdziło się z hurraoptymistycznych scenariuszy, jakie kreślono przed społeczeństwem. Polakom nie dano wyboru, nie pytano o zdanie pracowników PGR, FSO, pracowników sektora włókienniczego, stoczni i innych, czy chcą prywatyzacji. Obrano złą drogę. Dlaczego nie wybrano innego rozwiązania? Prywatyzujemy połowę, czekamy kilka lat i zobaczymy, jak to będzie? Ekonomia nie kłamie: nie posiadamy majątku, ale pieniędzy z jego prywatyzacji również nie ma! Skarb państwa jest pusty, jesteśmy zadłużeni po uszy, rośnie dług publiczny, co roku słyszymy, że budżet państwa jest trudny, ale dobry. Okłamuje się Polaków od tylu już lat, powtarzają to publicznie rok w rok te same "autorytety" ekonomiczne tak nachalnie, że większość mieszkańców kraju uwierzyła w te bzdury. Dziś zbieramy tego gorzkie owoce. Sprawa fabryki Fiata w Tychach koronnym przykładem. Krzyczą dziś ci, którzy przed laty szydzili z wszystkich, którzy wątpili w słuszność prywatyzacji, jak i oddania przemysłu i całych gałęzi gospodarki w obce ręce. Dziś wymaga się od rządu rozmów z szefostwem włoskiej spółki, bo zwolnienia mają dotknąć półtora tysiąca osób. Czasy niestety takie, że rynek pracy jest, delikatnie mówiąc, nasycony. Jakich argumentów ma użyć z Włochami rząd, którego gro polityków pamięta początki Fiat Auto Poland w Tychach? Ze papież Polak urzędował w Rzymie, przypominanie zasług szefa PZPN w klubie Fiata, Juventusie Turyn? Ileż było przemówień, pamiątkowych fotografii, powtarzanych bzdetów, że oto tworzone są nowe miejsca pracy! Takich przypadków, jak grupowe zwolnienia w tyskiej fabryce fiata, możemy spodziewać się więcej. Rząd nic nie zrobi, z prostej przyczyny: nie chce i nic nie może. Bo niby jak, premier ma nakazać szefom spółki, by nie dokonywali redukcji zatrudnienia? A kto mu tego zabroni, kiedy liczy się tylko zysk?
Inaczej wyglądałaby sytuacja, gdybyśmy posiadali własny przemysł, własne firmy, własne zakłady produkcyjne. Pamiętam pogardliwy rechot prawicowych polityków, którzy w ten sposób skomentowali pomysł Janusza Palikota, by państwo budowało fabryki. W opinii wielu ekonomistów, m.in. Ryszarda Petru, państwo nie jest od tworzenia miejsc pracy. Chwileczkę, to od czego jest państwo polskie, od czego jest rząd, kto ma respektować prawa Polaków zapisanych w Konstytucji? Janusz Palikot nie mówił o budowaniu fabryk na siłę, nie chodzi mu o sztukę dla sztuki, lecz o konkurencję. Nie stać nas na polskiego operatora sieci komórkowej, polskiej telekomunikacji, polskiego sektora bankowego? Skoro pomysł z prywatyzacją nie wypalił, nie ma co bawić się w "repolonizację" czy inne bzdury, które rodzą się w pewnych chorych głowach. Potrzebna jest praca u podstaw, budowa wszystkiego od początku, bo stać nas na to. Spróbować warto, w sumie to nie mamy już innego wyjścia i żadnego innego wyboru, bo spodziewane wielomiliardowe zyski z gazu łupkowego to mrzonki. Co Polska dziś produkuje, co wytwarza, co eksportuje, co importuje? Kupujemy Embraery z dalekiej Brazylii, głowa państw rozbija się w przestarzałym rosyjskim Tupolewie, na potrzeby wojska kupujemy zużyte F-16 od USA. Nie stać nas, prawie 40 milionowego kraju na własny samolot, własny samochód? W sumie to nie dziwne, że nie ma pieniędzy na nowe technologie, na naukowców, na badania. Wystarczy, że politycy jeden z drugim twierdzą, że biskupi katoliccy muszą posiadać paszporty dyplomatyczne, bo są ambasadorami Polski poza granicami kraju. Od łożenia wielkich suma na kler, seminaria duchowne, Kościół miejsc pracy nam nie przybędzie, niczego nie zbudujemy i nic nie osiągniemy.
Większość firm zagranicznych działających w Polsce przeznaczała na badania i rozwój przedsiębiorstw mniej niż 1% swoich obrotów. Mniej niż 1%! Staliśmy się, za zgodą i wiedzą polityków, montownią Europy. Kłamstwem okazały się przepowiednie, że prywatyzacja poprawi zarządzanie będącymi w złej formie przedsiębiorstwami. Dziwnym trafem sprzedawano najlepsze, zyskowne firmy, a te zrujnowane ratowano dotacjami, restrukturyzacje kończyły się mianowaniem i odwołaniem kolejnych prezesów. Gdzie są te nowe technologie, co uzyskała Polska po wyprzedaniu, za bezcen, majątku? Miejsca w Parlamencie Europejskim, członkostwo w Unii, kapitalizm, będący niczym innym, jak korporacjonizmem? Póki nie nastanie nowy rząd, nie ma co marzyć choćby o namiastkach zmian. Ludzie zaczynają rozumieć, że nie każdy musi, chce i potrafi prowadzić własny biznes, być pracownikiem międzynarodowej korporacji, czy emigrować za granicę, bądź tułać się po kraju. Ludzie chcą stabilności i pewnego jutra. Gospodarcze eksperymenty nie uczyniły z Polski drugiej Japonii i już nie uczynią. Na to nie mają pomysłu Tuski, Kaczyńskie czy inne Piechocińskie.
Jeśli masz ochotę i czas, kliknij i wypromuj. Dzięki!
Motyw pragmatyczny ma za zadanie zwiększenie świadczeń społecznych, pod warunkiem, że rządy stawiające na prywatyzację prowadzą rozumną politykę ekonomiczną. Takiej w Polsce nie ma w zasadzie od chwili ustrojowej transformacji. Kiedy rząd nie może zaciągać tanich kredytów, bądź może zaciągnąć krótkoterminowe i wysokoprocentowe, decyduje się na prywatyzację, która wygeneruje środki finansowe z tytułu sprzedaży mienia państwowego. Podstawowym argumentem polskich zwolenników prywatyzacji było udowadnianie, że państwowe przedsiębiorstwa są nierentowne, zatem uwolnić trzeba budżet od ich dofinansowania.
Motyw drugi: ideologiczny. Silne państwo( de facto rzad, partia rządząca), mające w ręku wszystkie gałęzie gospodarki, obsadza stanowiska w przedsiębiorstwach swoimi ludźmi, w związku z czym szary Kowalski nie ma co marzyć o dobrze płatnej, państwowej posadzie, a pracownicy z partyjnego klucza dbają jedynie o swoje interesy, nie przedsiębiorstwa.
Motyw trzeci: ekonomiczny. Rząd przekazuje w ręce prywatne część obowiązków, które do tej pory spoczywało na państwie. Prócz pieniędzy ze sprzedaży państwowych firm budżet zostaje odciążony pensjami dla pracowników, którym będzie płacić prywatny podmiot. Firma prywatna będzie płaciła świadczenia podatkowe na rzecz państwa.
Motyw czwarty: populistyczny. Prawdziwe demokracje powinny dawać nieograniczoną swobodę gospodarczą człowiekowi. On sam powinien mieć możliwość nabywania dóbr od prywatnych podmiotów.
Savas wymienił korzyści, jakie płyną z prywatyzacji:
Zmniejszenie roli państwa w gospodarce. Wygląda to niestety tak, ze rząd umywa ręce, nie ingeruje w bieg spraw, nawet w dobie kryzysu.
Stworzenie efektywnego i elastycznego sektora prywatnego. Efektywność? Umowy śmieciowe, na czas określony, zyski trafiające do kieszeni prywatnego właściciela. Państwo otrzymuje mniej podatków z tytułu zawieranych śmieciowych umów pomiędzy pracownikiem a pracodawcą.
Zmniejszenie wydatków rządowych, głownie poprzez zaprzestanie dotowania nierentownych przedsiębiorstw państwowych. Prawda, tyle że państwo wzięło na barki finansowanie Kościoła katolickiego, a z tego tytułu zysków nie ma żadnych, są jedynie koszta. Kiedy jednak kryzys uderzył w firmy prywatne, do kogo zwróciły się one po pomoc?
Zwiększenie dochodów rządu z tytułu sprzedaży przedsiębiorstw i z płaconych następnie podatków. Niestety, w Polsce wiele firm w rękach prywatnych upadło, wiele z nich zalega wobec ZUS i fiskusa, co nieco podmiotów zwolniono z płacenia podatków.
Wzrost efektywności przedsiębiorstw. Temat rzeka.
Podniesienie jakości dóbr i usług i zwiększenie wrażliwości gospodarki na decyzje konsumentów. "Po odejściu od kasy reklamacji nie uwzględnia się", taki napis konsument często widzi. A to jest niezgodne z prawem! Niewidzialna ręka rynku, czy ręka rynku oszustów?
Przyciąganie nowych inwestycji, wspieranie nowych przedsięwzięć. Rzeczywiście, Polska przyciągnęła. Spekulantów.
Sprostanie oczekiwaniom zagranicznych kredytodawców. I tu jest pies pogrzebany: kredytodawców. Modele gospodarek, takich jaką widzimy w Polsce, nie są efektywne. To życie na kredyt. Czynią tak kolejne rządy, zmuszając do życia na kredyt mieszkańców kraju.
Głosów za ale i przeciw prywatyzacji jest dużo, na przykładzie Polski widać, że zwolennicy wyprzedania majątku ponieśli klęskę. Błędne były ich założenia, jeszcze gorsze wyliczenia, w sumie to nic nie sprawdziło się z hurraoptymistycznych scenariuszy, jakie kreślono przed społeczeństwem. Polakom nie dano wyboru, nie pytano o zdanie pracowników PGR, FSO, pracowników sektora włókienniczego, stoczni i innych, czy chcą prywatyzacji. Obrano złą drogę. Dlaczego nie wybrano innego rozwiązania? Prywatyzujemy połowę, czekamy kilka lat i zobaczymy, jak to będzie? Ekonomia nie kłamie: nie posiadamy majątku, ale pieniędzy z jego prywatyzacji również nie ma! Skarb państwa jest pusty, jesteśmy zadłużeni po uszy, rośnie dług publiczny, co roku słyszymy, że budżet państwa jest trudny, ale dobry. Okłamuje się Polaków od tylu już lat, powtarzają to publicznie rok w rok te same "autorytety" ekonomiczne tak nachalnie, że większość mieszkańców kraju uwierzyła w te bzdury. Dziś zbieramy tego gorzkie owoce. Sprawa fabryki Fiata w Tychach koronnym przykładem. Krzyczą dziś ci, którzy przed laty szydzili z wszystkich, którzy wątpili w słuszność prywatyzacji, jak i oddania przemysłu i całych gałęzi gospodarki w obce ręce. Dziś wymaga się od rządu rozmów z szefostwem włoskiej spółki, bo zwolnienia mają dotknąć półtora tysiąca osób. Czasy niestety takie, że rynek pracy jest, delikatnie mówiąc, nasycony. Jakich argumentów ma użyć z Włochami rząd, którego gro polityków pamięta początki Fiat Auto Poland w Tychach? Ze papież Polak urzędował w Rzymie, przypominanie zasług szefa PZPN w klubie Fiata, Juventusie Turyn? Ileż było przemówień, pamiątkowych fotografii, powtarzanych bzdetów, że oto tworzone są nowe miejsca pracy! Takich przypadków, jak grupowe zwolnienia w tyskiej fabryce fiata, możemy spodziewać się więcej. Rząd nic nie zrobi, z prostej przyczyny: nie chce i nic nie może. Bo niby jak, premier ma nakazać szefom spółki, by nie dokonywali redukcji zatrudnienia? A kto mu tego zabroni, kiedy liczy się tylko zysk?
Inaczej wyglądałaby sytuacja, gdybyśmy posiadali własny przemysł, własne firmy, własne zakłady produkcyjne. Pamiętam pogardliwy rechot prawicowych polityków, którzy w ten sposób skomentowali pomysł Janusza Palikota, by państwo budowało fabryki. W opinii wielu ekonomistów, m.in. Ryszarda Petru, państwo nie jest od tworzenia miejsc pracy. Chwileczkę, to od czego jest państwo polskie, od czego jest rząd, kto ma respektować prawa Polaków zapisanych w Konstytucji? Janusz Palikot nie mówił o budowaniu fabryk na siłę, nie chodzi mu o sztukę dla sztuki, lecz o konkurencję. Nie stać nas na polskiego operatora sieci komórkowej, polskiej telekomunikacji, polskiego sektora bankowego? Skoro pomysł z prywatyzacją nie wypalił, nie ma co bawić się w "repolonizację" czy inne bzdury, które rodzą się w pewnych chorych głowach. Potrzebna jest praca u podstaw, budowa wszystkiego od początku, bo stać nas na to. Spróbować warto, w sumie to nie mamy już innego wyjścia i żadnego innego wyboru, bo spodziewane wielomiliardowe zyski z gazu łupkowego to mrzonki. Co Polska dziś produkuje, co wytwarza, co eksportuje, co importuje? Kupujemy Embraery z dalekiej Brazylii, głowa państw rozbija się w przestarzałym rosyjskim Tupolewie, na potrzeby wojska kupujemy zużyte F-16 od USA. Nie stać nas, prawie 40 milionowego kraju na własny samolot, własny samochód? W sumie to nie dziwne, że nie ma pieniędzy na nowe technologie, na naukowców, na badania. Wystarczy, że politycy jeden z drugim twierdzą, że biskupi katoliccy muszą posiadać paszporty dyplomatyczne, bo są ambasadorami Polski poza granicami kraju. Od łożenia wielkich suma na kler, seminaria duchowne, Kościół miejsc pracy nam nie przybędzie, niczego nie zbudujemy i nic nie osiągniemy.
Większość firm zagranicznych działających w Polsce przeznaczała na badania i rozwój przedsiębiorstw mniej niż 1% swoich obrotów. Mniej niż 1%! Staliśmy się, za zgodą i wiedzą polityków, montownią Europy. Kłamstwem okazały się przepowiednie, że prywatyzacja poprawi zarządzanie będącymi w złej formie przedsiębiorstwami. Dziwnym trafem sprzedawano najlepsze, zyskowne firmy, a te zrujnowane ratowano dotacjami, restrukturyzacje kończyły się mianowaniem i odwołaniem kolejnych prezesów. Gdzie są te nowe technologie, co uzyskała Polska po wyprzedaniu, za bezcen, majątku? Miejsca w Parlamencie Europejskim, członkostwo w Unii, kapitalizm, będący niczym innym, jak korporacjonizmem? Póki nie nastanie nowy rząd, nie ma co marzyć choćby o namiastkach zmian. Ludzie zaczynają rozumieć, że nie każdy musi, chce i potrafi prowadzić własny biznes, być pracownikiem międzynarodowej korporacji, czy emigrować za granicę, bądź tułać się po kraju. Ludzie chcą stabilności i pewnego jutra. Gospodarcze eksperymenty nie uczyniły z Polski drugiej Japonii i już nie uczynią. Na to nie mają pomysłu Tuski, Kaczyńskie czy inne Piechocińskie.
Jeśli masz ochotę i czas, kliknij i wypromuj. Dzięki!
Co gorsza, dość trudno sobie wyobrazić powstanie takiego nowego rządu, bo obecna scena polityczna bardzo stara się o to, żebyśmy mieli do wyboru między PO a PiS, czyli między dżumą a cholerą.
OdpowiedzUsuńOd dawna jestem przeciwnikiem prywatyzacji i innych narzędzi z worka zwanego wolnorynkowością. Niewidzialna ręka rynku to nie jest rzeczywistość tylko religia. Dzisiaj mamy modę na liberalizm, która na szczęście mija.
OdpowiedzUsuńJaponia dorobiła się w XX wieku na gospodarce opartej na socjalistycznych rozwiązaniach. W ostatniej dekadzie ma się gorzej - efekt przejścia na wolnorynkowość. Ot taka ciekawostka.