Drzwi do gabinetu Mariusza otworzyły się z rozmachem. Hałas,
jakby spowodował go rozjuszony byk, poderwał Mariusza na nogi. Nigdy nie
zrozumie, jak to możliwe, ze tyle zamieszania robi taki niepozorny człowieczek
z Żoliborza, który siedząc w fotelu nie sięga nogami do podłogi…
-Co to jest, Mariusz? – wrzasnął prezes, ciskając w kierunku
swego zaufanego gazetę.
Mariusz nie śmiał się uchylić przed papierem, a nuż to
święty organ ojca dyrektora, „Nasz Dziennik”, przed którym nie można robić
uników! Chwycił papier i przyjrzał się okładce, na której widniał wizerunek
prezesa.
-O, całkiem udane zdjęcie, panie prezesie!- ucieszył się.
Może tylko trochę za bardzo pan podrasowali Photoshopem…
-Nie pytam się ciebie o walory artystyczne, lecz pytam się,
co to jest?!- darł się prezes.
-A… to jest gazeta, Lisa Chytruska, któremu ciągle mało
sławy, pieniędzy i rozgłosu, panie prezesie! Tygodnik ten na pewno nie jest poświęcony, uważam że…
-Przeczytaj mi na głos ten artykuł o mnie, Mariusz, bo mi
duszno jest, jakoś tak dziś…- prezes zamotał się z krawatem, usiłując go
rozluźnić. Skąd ten nagły powrót upałów? Pewnie Ruskie, kopiąc pod Wisłostradą,
coś tam w ziemi uszkodzili!
Mariusz przeczytał tekst, przerywając co jakiś czas, by
zaczerpnąć oddechu. Zbladł, ciężko przysiadł w fotelu, nie bacząc na obecność
prezesa, który dyszał gdzieś pod oknem.
-Panie prezesie, ten artykuł zawiera wiele plotek, kłamstw,
informacji nieprawdziwych! Nie pozwolimy sobie na to, żeby publikowano takie materiały! A politycznie jest to wyciągnięta
przez Chytruska ręka wobec Donalda Tuska - zresztą nie po raz pierwszy! –
wypalił Mariusz.
Prezes popatrzył na swego przybocznego niewidzącym wzrokiem.
-No i..? -zapyta wyczekująco, przyglądając się czubkowi nosa
Mariusza.
- Politycznie rzecz ujmując, to jest szukanie wsparcia dla
Donalda Tuska, który skompromitował siebie ze względu na to, że jego syn był
zatrudniony w instytucji, która naciągnęła Polaków na olbrzymie pieniądze!-
dowodził Mariusz.
-Jakie tam olbrzymie, to grosze!- machnął ręką prezes.
-Panie prezesie, grosze dla nas, plebs ma wierzyć, musi
wierzyć, że to kolosalne sumy! Dla nas to rzeczywiście fiu bździu, ale nasi
wyborcy, zwłaszcza radiomaryjni, nie mogą dowiedzieć się zbyt wiele…
-To jak wyjaśnisz im to, co napisał Chytrusek? Że ja stworzyłem
pod patronatem nieżyjącego brata polityczno-biznesowy konglomerat, dzięki
któremu żyję jak najwyższy dostojnik! Że Instytut imienia Lecha Kaczyńskiego to
obudowa, która kryje polityczno-biznesowy mechanizm zasilany państwowymi
pieniędzmi! Że państwo łoży na mnie, na moją ochronę, sto tysięcy złotych
miesięcznie To przecież powinno być zachowane w tajemnicy!- pienił się prezes.
Mariusz podrapał się w głowę. Coś trzeba z tym zrobić,
szybko zrobić!
-Panie prezesie, cóż to znaczy sto tysięcy złotych, wobec
zarobków Lionela Messiego, Cristiano Ronaldo, czy Kaki! Ale szargać imienia
pańskiego brata, Lecha, nie pozwolimy nikomu! Tuskom, Ruskom czy Chytruskom! To
jest jeden z powodów, dla których zostanie złożony pozew. Przecież radiomaryjni
wyborcy i nienarodzone dzieci wiedzą, że Instytut zajmuje się pokazywaniem
działalności publicznej, dorobku politycznego Lecha Kaczyńskiego! Trzeba robić
wszystko, by ludzie w to uwierzyli, nie tylko nasi wyborcy!- pienił sięMariusz.
-To wymyśl, jak to zrobić! Od czego cię mam, nie za darmo
masz wysokie miejsca na listach wyborczych, rusz łepetyną!- mlaskał prezes.
Mariusz poderwał się z fotela, spacerował po gabinecie,
niczym Nikodem Dyzma po marmurach Banku Zbożowego, gorączkowo myślał.
-Primo, prezesie: nagłośnimy na powrót sprawę małej Madzi z
Sosnowca! Jej matka zniknęła z pierwszych stron gazet, szepnie się słówko
naszym dziennikarzom, by nie pozwolili zapomnieć ludziom. Secundo: Amber Gold
podsuniemy naszym zaufanym, anonimowym Glogerom, którzy od nowa napiszą, jak to
było. Nikt im nic nie udowodni, jeśli troszeczkę ubarwią swe historie, na pewno
nie zrobi im nic pana imiennik od sprawiedliwości, to jest pewne… Tertio:
trzeba ujawnić, ile Chytrusek zarobił na swej niepatriotycznej, hańbiącej
działalności w Telewizji Polskiej, która
emitowała jego atakujące wiarę i Polaków programy! A resztę to się zobaczy!
-Tylko czy ludzie w to uwierzą?- mruknął prezes, zadumany
nieco.
-Ojciec dyrektor już się o to postara, może pan być spokojny,
prezesie! Nie może być tak, jak mówią na salonach, że pan abdykował, odpuścił
sobie politykę i usunął się w cień…
-W czyj cień?- prezes zacisnął pięści, wolno podnosząc wzrok
na Mariusza.
-E, ten, tego, to znaczy… w cień swego brata, Lecha! Mówiła
coś o tym profesor Jadwiga!- Mariusz zręcznie się wykręcił, unikając gniewu
prezesa.
-Ach taaak?- prezes wziął się pod boki. Nie zrozumie
krwistoczerwonousta, podupadł na urodzie boginka, że jest sezon ogórkowy, a ja
czuwam przy mamie?! Rodzina jest najważniejsza!- krzyczał prezes, tłukąc
pięścią w biurko Mariusza, nieco odkształcając blat.
-Powiedz Jadze, że nie oświadczę się jej nigdy, przenigdy!
Nawet wtedy, gdyby od tego miało zależeć moje ponowne bycie premierem!- warknął
prezes.
Mariusz stuknął się pięścią w czoło. Małżeństwo, podstęp,
gra! Tak, o tym nie pomyślał!
-Panie prezesie, czy utrzymuje pan nadal tak bliski kontakt
ze swoją bratanicą, czy u pana Dubienieckiego wszystko w porządku? – zagadnął Mariusz.
-A co to ma do rzeczy?- gniewnie zapytał prezes.
-Ma i to dużo! Panie prezesie, kiedy pańska bratanica się
rozwiedzie, jest szansa na wielki, tak potrzebny Polsce, Polakom i nam, PO-PiS!
Z pańskim imiennikiem za sterami Platformy! Zdobędziemy pełnię władzy w
państwie, przejmiemy elektorat i wpływy PO! Trzeba tylko wydać pańską
siostrzenicę za Michała Tuska, omota się go, otumani, a potem będzie już z
górki!
0 komentarze:
Prześlij komentarz