poniedziałek, 20 sierpnia 2012

Polityczny magnat


Drzwi do gabinetu Mariusza otworzyły się z rozmachem. Hałas, jakby spowodował go rozjuszony byk, poderwał Mariusza na nogi. Nigdy nie zrozumie, jak to możliwe, ze tyle zamieszania robi taki niepozorny człowieczek z Żoliborza, który siedząc w fotelu nie sięga nogami do podłogi…

-Co to jest, Mariusz? – wrzasnął prezes, ciskając w kierunku swego zaufanego gazetę.
Mariusz nie śmiał się uchylić przed papierem, a nuż to święty organ ojca dyrektora, „Nasz Dziennik”, przed którym nie można robić uników! Chwycił papier i przyjrzał się okładce, na której widniał wizerunek prezesa.
-O, całkiem udane zdjęcie, panie prezesie!- ucieszył się. Może tylko trochę za bardzo pan podrasowali Photoshopem…
-Nie pytam się ciebie o walory artystyczne, lecz pytam się, co to jest?!- darł się prezes.
-A… to jest gazeta, Lisa Chytruska, któremu ciągle mało sławy, pieniędzy i rozgłosu, panie prezesie! Tygodnik ten  na pewno nie jest poświęcony, uważam że…
-Przeczytaj mi na głos ten artykuł o mnie, Mariusz, bo mi duszno jest, jakoś tak dziś…- prezes zamotał się z krawatem, usiłując go rozluźnić. Skąd ten nagły powrót upałów? Pewnie Ruskie, kopiąc pod Wisłostradą, coś tam w ziemi uszkodzili!

Mariusz przeczytał tekst, przerywając co jakiś czas, by zaczerpnąć oddechu. Zbladł, ciężko przysiadł w fotelu, nie bacząc na obecność prezesa, który dyszał gdzieś pod oknem.

-Panie prezesie, ten artykuł zawiera wiele plotek, kłamstw, informacji nieprawdziwych! Nie pozwolimy sobie na to, żeby publikowano takie  materiały! A politycznie jest to wyciągnięta przez Chytruska ręka wobec Donalda Tuska - zresztą nie po raz pierwszy! – wypalił Mariusz.
Prezes popatrzył na swego przybocznego niewidzącym wzrokiem.
-No i..? -zapyta wyczekująco, przyglądając się czubkowi nosa Mariusza.
- Politycznie rzecz ujmując, to jest szukanie wsparcia dla Donalda Tuska, który skompromitował siebie ze względu na to, że jego syn był zatrudniony w instytucji, która naciągnęła Polaków na olbrzymie pieniądze!- dowodził Mariusz.
-Jakie tam olbrzymie, to grosze!- machnął ręką prezes.
-Panie prezesie, grosze dla nas, plebs ma wierzyć, musi wierzyć, że to kolosalne sumy! Dla nas to rzeczywiście fiu bździu, ale nasi wyborcy, zwłaszcza radiomaryjni, nie mogą dowiedzieć się zbyt wiele…
-To jak wyjaśnisz im to, co napisał Chytrusek? Że ja stworzyłem pod patronatem nieżyjącego brata polityczno-biznesowy konglomerat, dzięki któremu żyję jak najwyższy dostojnik! Że Instytut imienia Lecha Kaczyńskiego to obudowa, która kryje polityczno-biznesowy mechanizm zasilany państwowymi pieniędzmi! Że państwo łoży na mnie, na moją ochronę, sto tysięcy złotych miesięcznie To przecież powinno być zachowane w tajemnicy!- pienił się prezes.

Mariusz podrapał się w głowę. Coś trzeba z tym zrobić, szybko zrobić! 

-Panie prezesie, cóż to znaczy sto tysięcy złotych, wobec zarobków Lionela Messiego, Cristiano Ronaldo, czy Kaki! Ale szargać imienia pańskiego brata, Lecha, nie pozwolimy nikomu! Tuskom, Ruskom czy Chytruskom! To jest jeden z powodów, dla których zostanie złożony pozew. Przecież radiomaryjni wyborcy i nienarodzone dzieci wiedzą, że Instytut zajmuje się pokazywaniem działalności publicznej, dorobku politycznego Lecha Kaczyńskiego! Trzeba robić wszystko, by ludzie w to uwierzyli, nie tylko nasi wyborcy!- pienił sięMariusz.
-To wymyśl, jak to zrobić! Od czego cię mam, nie za darmo masz wysokie miejsca na listach wyborczych, rusz łepetyną!- mlaskał prezes.

Mariusz poderwał się z fotela, spacerował po gabinecie, niczym Nikodem Dyzma po marmurach Banku Zbożowego, gorączkowo myślał.  

-Primo, prezesie: nagłośnimy na powrót sprawę małej Madzi z Sosnowca! Jej matka zniknęła z pierwszych stron gazet, szepnie się słówko naszym dziennikarzom, by nie pozwolili zapomnieć ludziom. Secundo: Amber Gold podsuniemy naszym zaufanym, anonimowym Glogerom, którzy od nowa napiszą, jak to było. Nikt im nic nie udowodni, jeśli troszeczkę ubarwią swe historie, na pewno nie zrobi im nic pana imiennik od sprawiedliwości, to jest pewne… Tertio: trzeba ujawnić, ile Chytrusek zarobił na swej niepatriotycznej, hańbiącej działalności w Telewizji Polskiej,  która emitowała jego atakujące wiarę i Polaków programy!  A resztę to się zobaczy!
-Tylko czy ludzie w to uwierzą?- mruknął prezes, zadumany nieco.
-Ojciec dyrektor już się o to postara, może pan być spokojny, prezesie! Nie może być tak, jak mówią na salonach, że pan abdykował, odpuścił sobie politykę i usunął się w cień…
-W czyj cień?- prezes zacisnął pięści, wolno podnosząc wzrok na Mariusza.
-E, ten, tego, to znaczy… w cień swego brata, Lecha! Mówiła coś o tym profesor Jadwiga!- Mariusz zręcznie się wykręcił, unikając gniewu prezesa.
-Ach taaak?- prezes wziął się pod boki. Nie zrozumie krwistoczerwonousta, podupadł na urodzie boginka, że jest sezon ogórkowy, a ja czuwam przy mamie?! Rodzina jest najważniejsza!- krzyczał prezes, tłukąc pięścią w biurko Mariusza, nieco odkształcając blat.
-Powiedz Jadze, że nie oświadczę się jej nigdy, przenigdy! Nawet wtedy, gdyby od tego miało zależeć moje ponowne bycie premierem!- warknął prezes.

Mariusz stuknął się pięścią w czoło. Małżeństwo, podstęp, gra! Tak, o tym nie pomyślał!

-Panie prezesie, czy utrzymuje pan nadal tak bliski kontakt ze swoją bratanicą, czy u pana Dubienieckiego wszystko w porządku? – zagadnął Mariusz.
-A co to ma do rzeczy?- gniewnie zapytał prezes.
-Ma i to dużo! Panie prezesie, kiedy pańska bratanica się rozwiedzie, jest szansa na wielki, tak potrzebny Polsce, Polakom i nam, PO-PiS! Z pańskim imiennikiem za sterami Platformy! Zdobędziemy pełnię władzy w państwie, przejmiemy elektorat i wpływy PO! Trzeba tylko wydać pańską siostrzenicę za Michała Tuska, omota się go, otumani, a potem będzie już z górki!

0 komentarze:

Prześlij komentarz