Sezon ogórkowy, wyjątkowo nudny w tym roku, został zakłócony przez Plichtę i jego Amber Gold. Podejrzewam, że gdyby odbywały się za tydzień- dwa, wybory do parlamentu, ten szemrany biznesmen miałby szanse zostać posłem. Pasowałby do towarzystwa na Wiejskiej… Tam działają na szkodę o wiele większą i włos im z głowy nie spada. Nic się nie stało, Polacy, nic się nie stało! Uważa tak Janina Paradowska, która nie ma ochoty współczuć oszukanym przez Amber Gold (bo w balona zostali zrobieni inni kanciarze), zdaje się potwierdzać to i minister sprawiedliwości. Niewidzialna ręka rynku jak zwykle ma wszystko załatwić, pod warunkiem, że nie idzie o posady dla swoich. Wtedy już się interweniuje.
Znak życia dał Janusz Palikot, którego posłowie biorą udział w turnee po Polsce. Mam nadzieję, że nie zginęła żadnemu z nich gustowna, pomarańczowa przyczepa i obeszło się bez rękoczynów, do których namawiał pewien przygłupi, katoprawicowy poseł. Palikot zdaje się coraz bardziej wyciągać rękę do Donalda Tuska, zachęcając go do zawiązania nowej koalicji, Platformy Obywatelskiej z Ruchem Palikota. W końcu z PO wywodzi się Palikot, po drodze mu z wieloma postulatami, głównie gospodarczymi partii, ale nie po drodze z frakcją konserwatystów, dowodzonych przez ministra sprawiedliwości, Gowina. I właśnie od Gowina chciałby Palikot zacząć. Jednak nie w sposób pokojowy, lecz jak wojownik. Szef RP żąda, by minister sprawiedliwości podał się do dymisji. Lista zarzutów pod adresem Gowina, padająca z różnych środowisk (m.in. przedstawicieli zawodów, które Gowin wziął pod lupę i które chce deregulować) jest długa, ale premier kurczowo trzyma się swego ministra. Swego czasu sugerowałem, że usadowienie Gowina na stolcu ministra sprawiedliwości było chytrym zagraniem Donalda Tuska, który w ten sposób załatwiłby na amen przywódcę platformerskiej konserwy. Dziś nie jestem już tego tak pewny, bo jakież to różnice dzielą rzekomo liberalnego Tuska od konserwatywnego Gowina? Janusz Palikot celując w Gowina, strzela do Tuska. W opinii szefa RP Gowin zachowuje się w sprawie Amber Gold dwuznacznie, bo jego rola ogranicza się jedynie do zacierania śladów powiązań polityków PO z Plichtą i ukryć niemrawość prokuratury, która nie bardzo potrafi zająć się szemranym biznesmenem. Gowin jest Tuskowi potrzebny, a Palikot… jeszcze nie teraz. To Tusk trzyma pulę i ma najmocniejsze karty w ręku.
Janusz Palikot wezwał Donalda Tuska do stworzenia autorskiego rządu mniejszościowego, bez PSL, ale z poparciem Ruchu Palikota. Polityk z Biłgoraja usiłuje wykorzystać sytuację PSL, mniejszego koalicjanta, cieszącego się poparciem na granicy progu wyborczego. Afera taśmowa mocno osłabiła ludowców, na jaw wychodzą misterne sieci powiązań w państwowych spółkach, które dla ministra rolnictwa były najzwyklejszym folwarkiem. Słowa Palikota są bełkotem dla rozmodlonego posła SLD, niejakiego Ajchlera, próbą zaistnienia w sezonie ogórkowym dla innego klerykała, Żelichowskiego, który rozbawił mnie stwierdzając, że nikt nie wie, co to jest Ruch Palikota. Skoro pan nie wie, Żelichowski, to faktycznie jest pan nikt… Inny as, Zieliński z PiS, uznał propozycję Palikota za groteskę. Bo tylko oni- i tylko oni!- paniska z Wiejskiej mogą tworzyć i współtworzyć rząd, nie jakieś tak chłystki, które szturmem weszły do Sejmu. Tusk jest ostrożny, nie jest mu jeszcze potrzebny nowy rząd, ale cieszy go, wyrażona przez Palikota, wola współpracy. PSL boi się takiego rozwiązania, nie chce opuścić koalicji. Nie po to Waldemar Pawlak poszedł Tuskowi na rękę, mocno osłabiając PSL w koalicji, by teraz dać się z niej wykopać. Pawlak posypał głowę popiołem, pokazał, że jest na każde skinienie premiera. Z Palikotem Tusk by tak nie pograł, skończyłaby się gra pozorów. Palikot oświadczył, że do autorskiego rządu Donalda Tuska nie wszedłby ani jeden polityk RP. Zatem po co ten nowy rząd, po co premierowi mniejszościowe poletko, które od czasu do czasu poparłby RP? Tusk zdaje sobie sprawę, że daleko na tym wózku nie zajechałby. Poza tym Palikot domaga się realizacji swoich postulatów, które Tuskowi nakazują blokować biskupi: - in vitro i związki partnerskie. Na połączenie ZUS-u i KRUS-u premier też się nie zgodzi. Czas gra na korzyść premiera, ale na niekorzyść opozycji, w tym i Ruchu Palikota. Gdyby RP jakimś cudem zostałby zaproszony przez Tuska do koalicji, wyrósłby poważny konkurent nie tylko dla SLD, ale i samej PO. Kto nie chciałby należeć do współrządzącego Ruchu Palikota, któremu przypadłaby pewna pula posad w administracji publicznej, agendach rządowych, czy ministerstwach? Może i dlatego sam Palikot nie chce koalicji z udziałem swej partii bo wie, że chciwość zgubiła wielu uczciwych ludzi? Boi się, że i członkom jego partii sodówa uderzyłaby do głowy?
Ola Sendecka, której osoby przedstawiać nie trzeba, stwierdziła po wyborach parlamentarnych, że następny rząd będzie współtworzył Ruch Palikota. Mało kto w to uwierzył, ale ilu wierzyło, że pomarańczowi, antyklerykalni posłowie dostaną się do Sejmu?
Znak życia dał Janusz Palikot, którego posłowie biorą udział w turnee po Polsce. Mam nadzieję, że nie zginęła żadnemu z nich gustowna, pomarańczowa przyczepa i obeszło się bez rękoczynów, do których namawiał pewien przygłupi, katoprawicowy poseł. Palikot zdaje się coraz bardziej wyciągać rękę do Donalda Tuska, zachęcając go do zawiązania nowej koalicji, Platformy Obywatelskiej z Ruchem Palikota. W końcu z PO wywodzi się Palikot, po drodze mu z wieloma postulatami, głównie gospodarczymi partii, ale nie po drodze z frakcją konserwatystów, dowodzonych przez ministra sprawiedliwości, Gowina. I właśnie od Gowina chciałby Palikot zacząć. Jednak nie w sposób pokojowy, lecz jak wojownik. Szef RP żąda, by minister sprawiedliwości podał się do dymisji. Lista zarzutów pod adresem Gowina, padająca z różnych środowisk (m.in. przedstawicieli zawodów, które Gowin wziął pod lupę i które chce deregulować) jest długa, ale premier kurczowo trzyma się swego ministra. Swego czasu sugerowałem, że usadowienie Gowina na stolcu ministra sprawiedliwości było chytrym zagraniem Donalda Tuska, który w ten sposób załatwiłby na amen przywódcę platformerskiej konserwy. Dziś nie jestem już tego tak pewny, bo jakież to różnice dzielą rzekomo liberalnego Tuska od konserwatywnego Gowina? Janusz Palikot celując w Gowina, strzela do Tuska. W opinii szefa RP Gowin zachowuje się w sprawie Amber Gold dwuznacznie, bo jego rola ogranicza się jedynie do zacierania śladów powiązań polityków PO z Plichtą i ukryć niemrawość prokuratury, która nie bardzo potrafi zająć się szemranym biznesmenem. Gowin jest Tuskowi potrzebny, a Palikot… jeszcze nie teraz. To Tusk trzyma pulę i ma najmocniejsze karty w ręku.
Janusz Palikot wezwał Donalda Tuska do stworzenia autorskiego rządu mniejszościowego, bez PSL, ale z poparciem Ruchu Palikota. Polityk z Biłgoraja usiłuje wykorzystać sytuację PSL, mniejszego koalicjanta, cieszącego się poparciem na granicy progu wyborczego. Afera taśmowa mocno osłabiła ludowców, na jaw wychodzą misterne sieci powiązań w państwowych spółkach, które dla ministra rolnictwa były najzwyklejszym folwarkiem. Słowa Palikota są bełkotem dla rozmodlonego posła SLD, niejakiego Ajchlera, próbą zaistnienia w sezonie ogórkowym dla innego klerykała, Żelichowskiego, który rozbawił mnie stwierdzając, że nikt nie wie, co to jest Ruch Palikota. Skoro pan nie wie, Żelichowski, to faktycznie jest pan nikt… Inny as, Zieliński z PiS, uznał propozycję Palikota za groteskę. Bo tylko oni- i tylko oni!- paniska z Wiejskiej mogą tworzyć i współtworzyć rząd, nie jakieś tak chłystki, które szturmem weszły do Sejmu. Tusk jest ostrożny, nie jest mu jeszcze potrzebny nowy rząd, ale cieszy go, wyrażona przez Palikota, wola współpracy. PSL boi się takiego rozwiązania, nie chce opuścić koalicji. Nie po to Waldemar Pawlak poszedł Tuskowi na rękę, mocno osłabiając PSL w koalicji, by teraz dać się z niej wykopać. Pawlak posypał głowę popiołem, pokazał, że jest na każde skinienie premiera. Z Palikotem Tusk by tak nie pograł, skończyłaby się gra pozorów. Palikot oświadczył, że do autorskiego rządu Donalda Tuska nie wszedłby ani jeden polityk RP. Zatem po co ten nowy rząd, po co premierowi mniejszościowe poletko, które od czasu do czasu poparłby RP? Tusk zdaje sobie sprawę, że daleko na tym wózku nie zajechałby. Poza tym Palikot domaga się realizacji swoich postulatów, które Tuskowi nakazują blokować biskupi: - in vitro i związki partnerskie. Na połączenie ZUS-u i KRUS-u premier też się nie zgodzi. Czas gra na korzyść premiera, ale na niekorzyść opozycji, w tym i Ruchu Palikota. Gdyby RP jakimś cudem zostałby zaproszony przez Tuska do koalicji, wyrósłby poważny konkurent nie tylko dla SLD, ale i samej PO. Kto nie chciałby należeć do współrządzącego Ruchu Palikota, któremu przypadłaby pewna pula posad w administracji publicznej, agendach rządowych, czy ministerstwach? Może i dlatego sam Palikot nie chce koalicji z udziałem swej partii bo wie, że chciwość zgubiła wielu uczciwych ludzi? Boi się, że i członkom jego partii sodówa uderzyłaby do głowy?
Ola Sendecka, której osoby przedstawiać nie trzeba, stwierdziła po wyborach parlamentarnych, że następny rząd będzie współtworzył Ruch Palikota. Mało kto w to uwierzył, ale ilu wierzyło, że pomarańczowi, antyklerykalni posłowie dostaną się do Sejmu?
0 komentarze:
Prześlij komentarz