czwartek, 20 października 2011

SLD na równi pochyłej

Po wyborach prezydenckich w których Grzegorz Napieralski osiągnął zaskakująco dobry wynik w serca wyborców lewicy wstąpiła nadzieja. Spodziewali się sukcesu i w wyborach parlamentarnych, sądzili że lider SLD okrzepł, dorósł i wie na czym polega polityka przez duże P. Jednak niemrawo prowadzona kampania wyborcza zakończyła się parlamentarną klęską bo tak tylko można nazwać najgorszy w historii wynik Sojuszu 9 października. Nastąpił rozbrat z Napieralskim którego w fotelu klubu parlamentarnego SLD zastąpił skompromitowany dinozaur rodem jeszcze z PZPR Leszek Miller. Nowe otwarcie… Siwy, starszy pan gotów wybaczyć bliźnim wszelkie zło, który przed laty przekonywał że prawdziwego mężczyznę poznaje się nie po tym jak zaczyna ale jak kończy.

Ośmielam się stwierdzić że za 4 lata SLD w Sejmie już nie doświadczymy. Janusz Palikot kpił z Napieralskiego nazywając go sztucznym, plastikowym i miał rację. Sztuczny był i jest Leszek Miller. Kierowanie się ku antyklerykałom przez SLD tuż przed wyborami zakrawało na kpinę i pokazało- który to już raz?- że radykałowie są potrzebni przy okazji wyborów, raz na 4 lata. Nie wiem skąd taki optymizm u starych działaczy na Rozbrat z nadzieją witający Leszka Millera jako zbawcę. Tylko czego, jakiego ruchu, kierunku? Lewicy? Jakiej bo na pewno nie antyklerykalnej, na pewno nie socjalnej. Przykruchtowej? SLD to już nie lewica, odpływ antyklerykalnego elektoratu stał się faktem. Zmęczeni niespełnianymi obietnicami przy okazji dwukrotnych rządów lewicy odpłynęli do Ruchu Palikota, część chętnie głosuje na Platformę Obywatelską. Po co im reanimowany trup z nowym- starym parlamentarnym liderem który nie został wybrany przed laty do Sejmu z list Samoobrony, który ślamazarnie tworzył własne ugrupowanie, Lewicę Polską, zostawiając ludzi z nią związanych na lodzie kiedy tylko otrzymał szansę powrotu do SLD?

Na Rozbrat nie wyciągnęli żadnych, nawet najmniejszych wniosków z wyborczej porażki SLD. Pisałem do posła Tadeusza Iwińskiego że może on wespół z Markiem Siwcem mogliby zakasać rękawy i wydźwignąć partię z dołka. Wspomagani przez Sławomira Kopycińskiego i Joannę Senyszyn mogliby dać bodźca umierającemu Sojuszowi, wskazać nowe cele i realizować je. Niestety, obrano inną, błędną drogę. Postać Millera ma przypominać chyba wyborcy o latach świetności silnego niegdyś ugrupowania, tyle ze ja mam w pamięci nie wyborcze sukcesy lecz końcówkę rządów ostatniego lewicowego rządu w 2005 roku. Afery które ich rozbiły, Mariusz Łapiński i Andrzej Nauman przepędzający dziennikarzy, niesłychana uległość wobec Kościoła katolickiego, przymykanie oka na bezprawie jakim było zawieszenie pod osłoną nocy krzyża w Sejmie i tolerowanie go podczas swoich rządów, dbanie by interesy Kościoła załatwiane przez b. funkcjonariusza SB Piotrowskiego miały się doskonale, trzymanie się z dala od poczynań złodziejskiej Komisji Majątkowej, stawianie na piedestale konkordatu, zaniedbywanie zapisów Konstytucji, tolerowanie państwa w państwie jakim był Ordynariat Polowy z panoszącym się Sławojem Leszkiem Głódziem… Można wymieniać i wymieniać. Co prawda nie oglądam się za siebie, liczy się dla mnie to co jest dziś, tu i teraz oraz co będzie za lat kilka/ kilkanaście ale nie wolno zapominać kto zacz ów Leszek Miller. Co mu się stało że stał się sługusem kleru, dlaczego osobiście wybrał się do b. agenta SB, prałata Henryka Jankowskiego z obietnicą przyznania my koncesji na wydobycie bursztynu, jak mógł z głupkowatym uśmieszkiem oznajmić milionom wyborców lewicy że Unia Europejska warta jest mszy na kolanach prosząc garstkę biskupów o poparcie dla wstąpienia Polski do Unii? Miller już daje próbki możliwości obrażając śledzących politykę i potrafiących wyciągać wnioski. Otóż „kanclerz” oświadczał odpierając zarzuty jakoby to on zapoczątkował upadek SLD że są to prostackie stereotypy, przejaw bezradności intelektualnej tych, którzy nie potrafią sobie pewnych zjawisk wytłumaczyć… Potrafię wyciągać różne wnioski, przyznać się do błędu i nie popełnić go następnym razem, lecz nadęty klerykalny bufon widać nie nauczy się tego do końca życia a ponoć stara pezetpeerowska szkoła była dobra. Liberalizacja ustawy aborcyjnej za rządów Millera nie nastąpiła, rozwiązanie konkordatu, likwidacja Komisji Majątkowej? A gdzież tam, od tego Miller trzymał się z dala! Bo dla niego były to tematy zastępcze. Zastępcze są miliardy złotych wyrzucane w kościelne błoto? Towarzyszu Miller, obrażając resztki lewicowych wyborców wyświadcza pan niedźwiedzią przysługę partii. Sugerował pan niedawno że powraca by dokończyć to co rozpoczął 10 lat temu, zatem demontaż SLD tym razem się panu uda. Płakał nie będę. Ba, będę zadowolony że wreszcie znikniecie z Sejmu ze swoją obłudą, lekceważeniem wyborców i krętactwami. Jest nieco posłów w SLD którzy znajdą miejsce u Janusza Palikota, ich obecność w partii potrzebna była by sprawić wrażenie że SLD posiada i antyklerykalne oblicze. Przydadzą się w RPP. A Miller? A szczyci się przyjaciółmi na których może liczyć; cóż, Grzegorz Napieralski przed wyborami pokazywał się z córeczkami zapominając że one na niego nie zagłosują…

Przypominam sobie jak Napieralski wpadł niegdyś na pomysł, godny jednakże umysłu nastolatka: zakazać udziału w uroczystościach państwowych katolickich biskupów oraz nakazać zdjęcie krzyży wiszących w miejscach publicznych przy jednoczesnym nieróbstwie by do tego doprowadzić. Kpiono że Straż Marszałkowska nie zanotowała zapisu na wypożyczenie drabiny która miałaby posłużyć do zdjęcia krzyża wiszącego w sali posiedzeń Sejmu. Słowa, słowa, słowa jak śpiewał przed laty Imiennik Napieralskiego, Stróżniak w nucie „Dwa słowa, dwa światy”. Wiadomo były że Grzegorzowi Napieralskiemu najzwyczajniej w świecie brakuje jaj by coś takiego zrobić. Skąd pomysły podszepnięte nie wiem przez kogo, ale splendoru i zwolenników tym nie zyskał. Antyklerykałowie mu nie uwierzyli, zawiódł ich i nie dali się nabrać po raz kolejny. Szukał rozpaczliwie czegoś co przykułoby uwagę mediów i wyborców którzy odwrócili się od ugrupowania. Spowodowało to wiele czynników gdyż lewicowi wyborcy są pamiętliwi. Czekali na białą księgę na temat Kościoła którą obiecał im Grzesiu, czekali na interwencję działacze samorządowi m.in. z Przasnysza. Nie doczekali się. Doczekałem się natomiast ja zdawkowej odpowiedzi od Napieralskiego- czy kto tam odbierał i czytał jego pocztę elektroniczną- że przecież księgę… opublikowano! Na moje żądanie by wskazano mi tytuł publikacji nie otrzymałem już informacji, od dwóch innych ważniaków z SLD otrzymałem inne, ciekawe odpowiedzi w której jeden bredził iż publikacja nastąpi przed wyborami parlamentarnymi, drugi zaś z rozbrajającą szczerością wyznał że… w ogóle nie zna sprawy! I to miał być sztandarowy postulat SLD… Najwyraźniej miał dość poseł Sławomir Kopyciński który nie wziął udziału w wyborze szefa klubu oznajmiając że wybór między Ryszardem Kaliszem a Leszkiem Millerem przypomina wybieranie między dżumą a cholerą. Stwierdził, że dla SLD nie widzi przyszłości dodając że miejsce ludzi lewicy jest dziś w Ruchu Palikota do którego sam dołączył. Wreszcie! W SLD Kopyciński marnowałby się tylko, jego pomysły stanowiące zagrożenie dla interesów kleru i Kościoła nie znalazłyby zrozumienia u klerykalnego Millera. Komentarz Marka Siwca po utracie posła Kopycińskiego mnie zdumiewa, to niemal jak westchnienie ulgi!

Nie zamierzam pastwić się nad SLD i jego przywódcami którzy pysznią się i puszą niczym katolicy biskupi. Widać zresztą że tematów Kościoła i rozpasanego kleru Leszek Miller nie podejmie bo się boi i uznaje go za mało ważny. Tak jak mało ważny jest Leszek Miller dla polityki i wyborców, nie tylko lewicy.







0 komentarze:

Prześlij komentarz