czwartek, 28 kwietnia 2016

Gdańsk zapomniał o aferze "Stella Maris"

Katoprawicowi radni zgodnie przyznali honorowe obywatelstwo Gdańska arcybiskupowi Tadeuszowi Gocłowskiemu. Jak zostać honorowym obywatelem miasta, jakie warunki trzeba spełnić? W Gdańsku niewielkie: trzeba być biskupem, trafić po wylewie do szpitala i udawać niewiniątko w jednej z największych afer w historii kościoła katolickiego w Polsce.

Honorowymi obywatelami miasta Gdańsk są m.in. Gunter Grass, George Bush, Lech Wałęsa, Ryszard Kukliński, Henryka Krzywonos, Andrzej Gwiazda, Henryk Jankowski, Ronald Reagan, Tadeusz Mazowiecki, Andrzej Wajda. Tajemnicą poliszynela jest, że politycy PiS, tak zgodni z politykami PO w kwestiach dotyczących kościoła katolickiego, chcą lustrować nie tylko ulice, ale i honorowe obywatelstwa. Wiadomo, że postacie w sutannach mogą liczyć na bycie na piedestale, ale już Lech Wałęsa  na taki luksus liczyć nie może.

Jakie to zasługi dla Gdańska ma Tadeusz Gocłowski? Godne herosa! W uzasadnieniu wazeliniarskiego aktu radnych katoprawicy można wyczytać m.in. „Historia Gdańska ostatnich kilkudziesięciu lat w sposób nierozerwalny związana jest z osobą i działalnością Księdza Arcybiskupa Tadeusza Gocłowskiego. Odcisnął na niej swoje głębokie piętno. Czas jego posługi biskupiej w grodzie nad Motławą przypadł na jeden z najbardziej burzliwych i przełomowych okresów w historii Polski: stan wojenny i próbę stłamszenia sił wolnościowych przez totalitarny reżim, czas nowo odżywających nadziei i pielgrzymek do Polski Jana Pawła II, wreszcie odzyskanie niepodległości i budowę wolnej oraz demokratycznej III Rzeczypospolitej”. Jedyną zasługą biskupa okazuje się jest to,  że panował nad duszyczkami w Gdańsku, balował z politykami, trzymał jeszcze z władzą komunistyczną, każdą inną po 1989, że o wzorowych stosunkach z miejscowym samorządem nie wspomnę. Morze tych zasług!

Jedyną dla mnie zasługą Tadeusza Gocłowskiego było robienie z niego głupa przy okazji afery z wydawnictwem „Stella Maris”. Gocłowski zgrywał niewinnego, naiwniaka wykorzystanego przez współpracowników i prominentnego polityka SLD i udawał, że nie wiedział, co się w kontrolowanym przez archidiecezję podległą Gocłowskiemu wydawnictwie działo. Usłużna prokuratura zrobiła z siebie jeszcze większego głupa, najzwyklejsze w świecie pośmiewisko nie wzywając Gocłowskiego na przesłuchanie. Pofatygowała się do pałacu biskupiego i grzecznie czekała w przedpokoju na wezwanie. Tak wyglądają „przyjazne” relacje państwo- kościół! Młodsi nie pamiętają czasów, kiedy Gocłowski stroił się w piórka jednego z wielu księży obalającego komunę; jak ktoś taki w ogóle śmiał coś takiego mówić, skoro nie potrafił dopilnować zwykłego wydawnictwa?

Media krzyczą po przyznaniu biskupowi honorowego obywatelstwa, że Gocłowski zjednoczył gdańskich radnych. Bzdura! Katoprawicy nikt nie musi jednoczyć, kiedy chodzi o wchodzenie w tyłki kleru.

Jeśli masz czas i ochotę to kliknij i wypromuj. Dzięki!:)

 

0 komentarze:

Prześlij komentarz