Od jakiegoś czasu przedstawiam się jako świecki radykał, mianem tym określił mnie jeden z moich oponentów. Nie zamierzam wyprowadzać go z błędu, bo ma rację w tym punkcie jegomość, w innych zaś się myli. Podchodzę z dystansem do świata i życia, nie brakuje mi poczucia humoru, na szczęście przed wieloma laty stwierdziłem, że do niczego nie jest mi potrzebna instytucja Kościoła katolickiego.
Zbędny, kosztowny dla mas i bezużyteczny relikt przeszłości, na siłę utrzymywany przez poddanych wobec Kościoła polityków, którzy bez wytycznych panów w sukienkach wydają się bezradni niczym nienarodzone dzieci.
Dawno, dawno temu, kiedy byłem jeszcze pacholęciem małym, jąkatym, i chorobliwie nieśmiałym ( proszę się nie śmiać, uwierzyć, bo takie były fakty: ))) nie mogłem doczekać się Gwiazdki. Kiedy tylko zacząłem być pomocny, rwałem się do ubierania choinki którą tata rok w rok taszczył z lasu. Żadne tam sztuczne , lecz leśny zapach drzewka i igliwia. Ileż bombek się natłukło przy okazji zabaw dziecięcych, ho ho! Znając udawany gniew mamy chowałem przed nią wiszący w szafie pas harcerski, by nie wpadło jej do głowy wymierzyć dyscyplinę. Siostra, najstarsza z rodzeństwa, była do 1988 roku prowodyrką w urządzaniu świąt i całej związanej z nimi otoczki. Ojciec i starszy brat niekoniecznie widzieli potrzebę przygotowania czegokolwiek. Poza jadłem oczywiście którego nie brakowało, bo popitek lądował w moim przełyku. Swojski podpiwek, robiony przez mamę wg tajemnej receptury, mało kiedy dojrzał. Jeśli nie schowała kilka butelek, wszystko wypiłem w 2-3 dni! Wtedy jeszcze sporadycznie, „od święta” zdarzało się odwiedzić kościół. Do dziś, w niedalekim kościoła sąsiedztwie mieści się plebania w której rezyduje ks. senior Józef Kącki. Gdyby wszyscy księżą byli tacy, nie byłoby Radia Maryja, Tadeusza Rydzyka i panoszącego się w kraju Kościoła katolickiego. Dlatego ks. Józef kariery kościelnej nie zrobił.
Z różnych powodów- głownie wyjazdów z domu w Polskę rodzeństwa- pomoc przy świątecznych imprezach spadła na moje barki. Przygotowania choinkowe, w towarzystwie żywo uczestniczących w nich kotów- Pięknej Brygidki i Rademenesa. Mieszaniec syjama i dachowca, wielka bestia z pędzelkami na uszach jak u rysia, wylegiwał się zazwyczaj pod choinką podczas przerwy w wyprawach. Bo stworzenie to spędzało nadzwyczaj mało czasu w domu, jako pan i władca obchodził swe włości przepędzając kocich intruzów, przedtem sprawiając im manto. Kiedy mama wieczorem, po dobranocce wracał z pracy, po przekroczeniu progu domu zimne szkła okularów, z kontaktem ciepłego domowego powietrza zachodziły natychmiast parą, potykała się o wyciągniętego po kolacji Rademensa. Kocur dźwigał wtedy z podłogi swe wielkie cielsko, z wyrazem niesmaku człapał do pokoju, przedtem kontrolując zawartość dźwiganej przez mamę torby z zakupami. Dobrze, że zwierzak miał nie byle jaki rozum i nie wskoczył na choinkę, bawił się zawieszonymi najniżej bombkami i świecidełkami. Taki szalony pomysł wpadł do głowy innego kociska, Esiaka, którego rodzicielka bała się trzymać w domu, kiedy prócz niej nikt w nim nie przebywał. Dlaczego? Bo się kot zachowywał jak człowiek! Otwierał sobie drzwi wskazując na klamkę, zamiast drzemać jak inne koty półleżał sobie wodząc wzrokiem po domownikach, przyglądał się co robimy. Potrafił podziwiać widoki siedząc na ramie okna, po czym zeskakiwał sobie z piętra na dach sionki sąsiadów, z niego na murek i szedł sobie gdzie go oczy poniosły. Nie bawił się w proszenie domowników by mu drzwi otworzyli.
Kiedy wszystko było już gotowe, swojskie jadło popieczone, posmażone, powędzone, kiełbaska swojej roboty podsuszała się nad kuchnią tuż przy łopatce, która była przysmakiem ojca, czekaliśmy tylko na przyjazd brata. On przyjeżdżał najpóźniej, taszcząc ze sobą dwukasetowy sprzęt grający, marki Sanyo, milion kaset magnetofonowych i tabun książek. Aż dziw mnie brał, kiedy przyglądałem się jak braciszek wszystko to wypakował. Tira by trzeba było, a on to potrafił wszystko zmieścić w jednym worze podróżnym! Mając za sobą niemal 16 godzin jazdy pociągiem relacjonował co i jak u niego, jak minęła podróż i takie tam. Nieraz tego samego dnia, kiedy hałas muzyki dawał znać że u nas już komplet domowników, wychodziliśmy na zamarznięty pobliski staw pograć w hokeja. Miałem tu pewne sukcesy, mimo mikrej budowy- było mnie trzy razy mniej niż obecnie- dawałem się we znaki przeciwnikom jako szybki, zwinny i upierdliwy hokeista. Każdy chciał mnie mieć w swej drużynie. Wieczorem kolacja, prezenty, potem przed telewizję która emitowała ciekawe programy i znakomite filmy.
Tak wyglądały święta spędzane w domu rodzinnym, pozbawione otoczki religijnej. Takie rodzinne spotkania zawsze pozostaną w mej pamięci, obojętnie czy Polską rządził będzie Tusk, Kwaśniewski czy Palikot. Kto wie, może w przyszłym roku, po latach przerwy uda się spędzić święta w rodzinnym domu, z rodzicami i rodzeństwem?
Panie i panowie, ateiści i antyklerykałowie, agnostycy, katolicy odrzucający „nauczanie” Kościoła katolickiego i papieża, dewoci! Czym jest dla was okres 24, 25 i 26 grudnia? Dla mnie to dni takie jak wszystkie. Jeśli ja nie uczestniczę w religijnym cyrku, nie dla mnie te szopki katolickie, czy kierujący się do mnie z katolickim opłatkiem człowiek, chcący się ze mną podzielić, jest moim wrogiem którego mam skopać, uderzyć, zabić czy życzliwym mi przyjacielem? Dla mnie opłatek do kawałek pieczywa, bez znaczenia religijnego. Nie oznacza to, że biegną do mnie z każdej strony i nim częstują, nic podobnego! Nie czuję potrzeby łamania się i dzielenia, wiedzą to bliscy i dalsi.
"Taki jesteś cwany, to jak spędzisz święta, nie będziesz czuł się źle, nieswojo?". Znajoma, którą od czasu do czasu sprowadzam na ziemię, nie może przyjąć do wiadomości, że żyją i nie przepraszają ze swe istnienie tacy jak ja. „Was będzie coraz mniej” powtarza co roku, sama nie wierząc w to co mówi. Nas; czyli kogo? Potrafiących bawić się bez kościelnych dogmatów, nakazów i zakazów, nie mających nad sobą kościelnego „nauczania”. Jej w głowie się nie mieści że ja, nie odwiedzający od kilkunastu lat kościoła, rzuciłem palenie, nie nadużywam trunków, nie mam kłopotów z prawem, nie zdradzam partnerki- jeśli akurat jestem związany z jakąś kobietą- i jej nie biję!
Jak spędzę święta? Bardzo prosto, będę pracował. Jutro, w niedzielę, poniedziałek będę miał wolny to włączę sobie „Witaj święty Mikołaju” . Panie i panowie ateiści i antyklerykałowie! Dajcie przykład innym miast krytykować. Chyba że chcecie zamknąć się w swoim gronie i kisić się w swoim sosie. Tak jak robią to wyznawcy kaczyzmu.
Dla mojej mamy i Czytelników:
http://www.youtube.com/watch?v=yXQViqx6GMY
No... Wygląda na to, że ateista nie może być normalnym facetem... nie pali, nie upija się, nie kradnie, nie cudzołoży i baby nie bije! Zgroza! I z czego taki ma się wyspowiadać? Dlatego nie należy jak należy!
OdpowiedzUsuńSerdeczności świąteczne!