środa, 22 maja 2013

MDM, czyli młodzi na lodzie

W ubiegłym roku media zastanawiały się, czy będzie kontynuacja programu „Rodzina na swoim” , wychwalanego pod niebiosa przez rząd. Czy aby na pewno długoletni kredyt jest optymalnym rozwiązaniem dla młodych, których nie stać na własne M? Brak jakiejkolwiek alternatywy, rząd nie przedstawia żadnego rozwiązania, z którego mogliby skorzystać młodzi, mieszkania na wynajem na przykład. Bzurą jest twierdzenie, że własność jest synonimem sukcesu, a wynajmowanie - nieudacznictwa. Rząd, który postawi na budownictwo mieszkań pod wynajem, z możliwością wykupu, z cenami wynajmu niższymi od rynkowych o 50%, z pewnością cieszyłby się dużym poparciem. Tyle że nie zacznie budować PO, nie zrobił tego PiS, SLD również. Z niemocy, z lęku i ze strachu, by nie być posądzonym o ciągoty rodem z realnego socjalizmu. Toż państwo, wg liberalnych dogmatów, nie ma prawa tworzyć miejsc pracy, czy budować mieszkań, choćby i pod wynajem!

Minister Transportu, Budownictwa i Gospodarki Morskiej, wielbiciel drogich zegarków, Sławomir Nowak pod koniec ubiegłego roku z dumą przedstawił założenia programu „Mieszkania Dla Młodych”, który ma ruszyć już w tym roku, o czym było głośno kilka dni temu. Na mocy programu małżeństwa lub single (poniżej 35 lat) mogą otrzymać 10 proc. dopłaty do kredytu hipotecznego przy zakupie nowego mieszkania, nie większego jednak niż 75 m kw. Dopłata może wzrosnąć do 15 proc. jeżeli rodzina ma już dziecko lub dzieci, a maksymalnie do 20 proc. jeżeli w ciągu 5 lat od otrzymania dofinansowania, urodzi się kolejny potomek. Według wyliczeń ministerstwa, z programu mogłoby skorzystać nawet 36 tys. rodzin rocznie. Założenia swoje, rzeczywistość swoje. Przede wszystkim bardzo szybko mija okres dopłaty do kredytu przez państwo, poza tym program ma być skierowany do osób biedniejszych, nie posiadających zdolności kredytowej. Ile zarabiają osoby, które zdolności kredytowej nie posiadają? Dziennikarze prasowi, których pracodawcy chętnie reklamują banki i developerów, mamią potencjalnych kredytobiorców pustym, populistycznym hasłem, że wielodzietność się opłaca. Komponent prorodzinny ma być zachęta do posiadania większej ilości dzieci, w rzeczywistości będzie utrudnieniem: proszę wyobrazić sobie parę, bez zdolności kredytowej, z piątką dzieci, z ratami kredytu na 30 lat. Miłe perspektywy! MDM ma dotyczyć jedynie rynku pierwotnego, zatem pulę mieszkań będą stanowiły nowe lokale, a tych nie zbudowało państwo, lecz prywatni inwestorzy, developerzy właśnie! O ile podskoczyły ceny mieszkań, kiedy ruszył program "Rodzina na swoim", o ile poskoczą w MDM? W mniejszych i małych miasteczkach buduje się śmiesznie mało, z kolei w wielkich ceny są bardzo wysokie. Będą większe! Ale w dobie kryzysu, zastoju na rynku nieruchomości rządowy program nakręci sztucznie koniunkturę, podobnie jak i bankom. Oczywiście zagranicznym… A kto zagwarantuje, ze za lat 10-20 wartość polskiego złotego utrzyma się na poziomie o tyle stabilnym, że nie wydrenuje i tak płytkiej kieszenie spłacających kredyt?

Według rządowego projektu, nie będzie można sprzedać lub wynająć mieszkania z MDM. Jeżeli osoba w ciągu pięciu lat od zakupu mieszkania z rządową dopłatą sprzeda je, to będzie musiała oddać proporcjonalną część dopłaty podstawowej do kredytu. Doprawdy? Szumnie wprowadzane TBS okazały się jednym wielkim szwindlem, nie spodziewam się innych efektów i przy MDM, tym bardziej, że „Rodzina na swoim” nie zakończyła się sukcesem, spłacający kredyty mają, niestety, trudności i nie są to pojedyncze przypadki. Rządowy projekt w pierwszej kolejności dba o interesy banków i developerów, kredytobiorca zaś… ma się zadłużyć po uszy! A to przy kiepskiej sytuacji w kraju nie wróży najlepiej dla spłacających kredyt: utrata pracy wiąże się z utratą dochodów, a bank się tym nie przejmuje, on żąda terminowych spłat. Jeśli nie, zajmie nieruchomość. I o to w tym chodzi: zadłużyć, wpędzić w kłopoty finansowe spłacających kredyt, zrobić wszystko, by nieruchomość trafiła w końcu w ręce banku. Zadowoleni będą wszyscy, prócz wystrychniętych na dudka spłacających kredyt. Powie ktoś, że to niemożliwe, czarny scenariusz, że to fantazja. Doprawdy? A czego można spodziewać się po politykach, którzy na każdym kroku robią w konia Polaków, obciążając coraz to nowymi podatkami, z których dochód jest marnotrawiony na kościelne fanaberie, a afery stają się powoli czymś normalnym w polskiej polityce?

Politycy zadłużyli Polskę po uszy, dziś robią wszystko, by zadłużyli się jej mieszkańcy. Dostatnio ma się żyć finansistom, politykom z Wiejskiej, samorządowcom wysokiego i średniego szczebla, oraz hierarchom Kościoła katolickiego, cała reszta ma być biedna, jak mysz kościelna, obarczona długoletnimi, finansowymi zobowiązaniami. Taki kraj jest potrzebny włodarzom! Kto wie, może niedługo z religią na maturze!

Jeśli masz czas i ochotę, kliknij i wypromuj. Dzięki!:)

 

2 komentarze:

  1. Witaj :-) Jakie to smutne, że zawsze trafiasz w sedno problemu. Smutne, bo niestety masz rację. Wygląda to źle, nawet bardzo. Tylko co zyskają "włodarze" gdy społeczeństwo zacznie bankrutować? Nijak pojąć nie mogę tej polityki, może jestem zbyt durna, by to zrozumieć. Pozdrawiam :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Owszem, masz rację że programy rządowe to bzdura i mydlenie oczu. Owszem, tak się jakoś składa, że tysiąc dopłaty podnosi cenę rynkową o jakiś tysiąc właśnie. Ale państwowe budownictwo pod wynajem? Proszę cię. Nie ma takiego czegoś w przyrodzie, jak tanie budownictwo państwowe. Są za to deweloperzy, którzy się w tanich mieszkaniach specjalizują i mogliby ich nabudować, gdyby nie drobiazg. Ustawa o ochronie lokatorów praktycznie zarżnęła ten biznes i wywindowała ceny najmu, lub zepchnęła najem do podziemia.
    Najprostszym i najpewniejszym rozwiązaniem jest wolny rynek.

    OdpowiedzUsuń