środa, 23 lipca 2014

Politycy odpowiadają za słabe państwo i silny kościół

Politycy, przede wszystkim ci wywodzący się z dawnej, styropianowej „S” (ale i nie tylko oni) idąc z klerem pod rękę zrobili wszystko- i robią to nadal- by po 1989 roku usunąć z polskiej przestrzeni niemiłe dla księżowskich oczu wydarzenia, symbole i dźwięki. Wspierają ich tzw. publicyści, którzy wypisują w pewnych dziennikach- nie wymieniam ich z nazwy, by nie robić darmowej reklamy papieru toaletowego- wierutne bzdury za które sami narzucają sobie pokutę dołączając do egzemplarzy pisma gadżety. Z treściami religii katolickiej oczywiście.

Gordon Thomas, znakomity publicysta i pisarz, autor kilku kontrowersyjnych książek, w jednej z nich pisał m.in. o intrygach i knowaniach prezydenta USA Ronalda Reagana i Jana Pawła II. Tajemnicą poliszynela jest fakt, że za tzw. komuny, w latach 80-ych ub. wieku CIA „pożyczała” „S” wielkie sumy pieniędzy. Jednym z bezpiecznych punktów przechowywania palącej wówczas ręce waluty były włości prałata Henryka Jankowskiego. CIA i bank watykański utworzyły tajny fundusz mający wesprzeć "S". Fundusz  na tyle zasobny, że w 1983 r. amerykańska służba dysponowała "czarną kasą" przeznaczoną na finansowanie nielegalnych, tajnych operacji - bez zadawania pytań. Wszystko pięknie i ładnie, ale… 200 mln. dolarów przekazanych „S” gdzieś wcięło. Wcięło w Polsce. Ktoś, jacyś ktosie je przejęli. Cud, za wstawiennictwem JPII?

Ile pieniędzy trafiło w łapy „S”- wiedziała wąska grupka działaczy oraz zaangażowani kościelni hierarchowie. Na pewno dużo wiedział sweterowiec Janusz Pałubicki, dawny skarbnik „S”, którego premier Jerzy Buzek mianował szefem resortu siłowego. Co za pożyczki obiecano USA i Watykanowi- można się domyślać patrząc na naszą politykę zagraniczną, charakteryzującą się czołobitnością wobec kolejnych prezydentów USA i papieży. Marnotrawiony publiczny grosz, pompowanie pieniędzy w prywatne, amerykańskie koncerny zbrojeniowe, ustawa państwo- kościół, konkordat, itp., itd. Wszystko idzie nie w miliony, ale miliardy dolarów!

W ostatnim czasie nastąpił wręcz wysyp „mądrych” politycznych głów nakazującym Polakom jak mają żyć. Po tak ponoć powiedział JPII. Zabawne, że pouczają osobnicy pokroju Kaczyńskiego( nigdy się nie ożenił i nie spłodził potomstwa), Kurskiego(rozwiedziony i romansujący tak zaciekle, że wstrzymał publikację w prasie faktów o swoim życiu), Kamińskiego (porzucił żonę i ożenił się z jedną z aniołków Kaczyńskiego) i inne tuzy polityki same żyjące na bakier z wytycznymi kościoła. A Jakie mądre myśli, historie i doświadczenia mieściły się w Bibliotece Aleksandryjskiej, przed wiekami puszczonej z dymem, ile wskazówek mogli przekazać ludzkości spaleni na stosach inkwizycji „heretycy”, prześladowani przez kościół wybitni przedstawiciele epoki renesansu? Ale o tym politycy nie mówią. Ośmieliliby się! Do tego potrzeba odwagi, a nasza klasa polityczny- od prawa do lewa- to tchórze. Śmierdzący tchórze trzęsący  się na widok byle sutanny.

Dlaczego tak się dzieje? Otóż politycy się boją, żyją w strachu. Ilu ich jest, ilu ludzi pracuje w resortach siłowych, służbach specjalnych? To garstka w porównaniu z liczbą mieszkańców Polski, z liczbą Polaków. A co by było, gdyby ta masa, uznawana przez polityków za ciemną, wreszcie przemówiła jednym głosem, wściekła się i wyszła na ulice? Politycy za wszelką cenę chcą uniknąć takiego scenariusza. Nie potrafiliby zapanować nad ogółem, ale jako tako udaje im się trzymać w ryzach poszczególne grupki. Polak nie może być szczęśliwy, nie może być bezpieczny, musi wiedzieć, że grozi mu niebezpieczeństwo. Jak nie pedały i gender, to Kaczyński i Mikke. Jak nie Grodzka i Palikot, to kibole i narodowcy. Jak nie Putin i Merekel, to Tusk i Sikorski. Jak nie Jaruzel i Urban, to Steinbach i Janukowycz. Politycy robią wszystko, by Polaków dzielić, kłócić i nastawiać przeciwko sobie. Przy absolutnym błogosławieństwie kleru! Sukienkowi dobrze wiedzą, że i politycy uwierzyli, że tylko kler i kościół katolicki jest w stanie zapanować nad Polakami. Żyją w tym błędnym przekonaniu trwoniąc miliardy na haracze dla klechów.

Wielu polityków przyjaźni się s duchownymi z dwóch powodów: bo tak wypada, bo trzeba robić komedię przed plebsem, albo są kumplami biskupów lub pomniejszego kleru. Na szczeblu samorządu włodarze robią znakomity interesy z plebanami, mając gdzieś interes ogółu. Znam zabawny przypadek: przed laty interesy z proboszczem prowadził samorządowiec, dziś zastąpił go synuś, również żyjący na koszt podatnika... Biskupi otrzymują, co tylko chcą, patrząc władzy na ręce, a jeśli nie zostają zrealizowane ich marzenia, dochodzi do haniebnej sytuacji, jak niedawno w Poznaniu, kiedy to arcybiskup zagroził społecznymi rozruchami, jeśli nie zostanie odwołany spektakl „Golgota picnic”. Co powinna uczynić w takim wypadku władza? W 2000 roku uczęszczałem na pewne szkolenia- spędzając mnóstwo czasu na strzelnicy, sporo w auli i trochę na macie. Jeden z instruktorów, badających zachowania tzw. kiboli przedstawił koncepcję: stadion otoczyć trzema kordonami chłopa. Hełmy, tarcze, pałki, siatki, przyłbice, gaz łzawiący, paralizatory. Pierwszy kordon łoi awanturujących się i demolujących stadion kiboli aż iskry lecą. Drugi kordon, już lżej uzbrojony, przejmuje tych, którzy przedarli się przez pierwszy i ich uziemia. Trzeci ma najmniej roboty, albo wcale, bo przez drugi nikt już się przebije. Ofiar śmiertelnych brak, kibole spacyfikowani, tyle że… projekt pana pułkownika wylądował z hukiem w koszu, bo… kibice mają przecież swoich kapelanów!

Silna władza wie, kiedy wkroczyć i użyć siły, by społeczeństwo czuło się bezpieczne, by widziało, że władza wie, jak to uczynić i umie to zrobić. Tego nie zrobi Kaczyński, nie robi Tusk, nie robił Miller. Oni są słabi, sami potrzebują ochrony, ale tylko dlatego, że nie potrafią nie tylko stosować polskiego prawa, obowiązującego- wg Konstytucji wszystkich obywateli- wszystkich, ale nawet i go egzekwować. Bardzo szybko i sprawnie odbywają się eksmisje biedoty na bruk, ale państwo okazuje się bezradne w zalegającym z czynszami dla miasta i wypłatami dla pracowników panem Gesslerem, kamera towarzyszy spektaklom sądowym z udziałem matki małej Madzi, ale drzwi sali rozpraw są otwarte dla nielicznych kiedy toczy się proces przeciwko księdzu oskarżonemu o pedofilię. Politycy nawet nie mają odwagi marzyć, by zmienić ten stan rzeczy. Bo i po co, skoro im i klerowi, oraz swojakom, zaprzyjaźnionym z nich biznesmenom jest dobrze? Bierzemy, co tylko się da, dajemy przy tym klerowi i kościołowi i kto nas skrytykuje, kto nam się postawi?- śmieją się ci wybierani przez mniejszość. Większość uwierzyła, że od nich nic już nie zależy. Szkoda!

 Jeśli masz czas i ochotę, kliknij i wypromuj. Dzięki!:)

3 komentarze:

  1. Pozwolę sobie tylko wtrącić jedną uwagę, co do Biblioteki Aleksandryjskiej, ponieważ użyłeś tej nazwy w kontekście, sugerującym, że to Kościół ją zniszczył. Jest to często powtarzana plotka. Najprawdopodobniej (nie jest to do końca wyjaśnione) biblioteka została zniszczona już wcześniej, zanim w ogóle powstał KrK. Kościół zniszczył później świątynię Serapisa, przy której Biblioteka została wybudowana, ale nie wiadomo, czy ona sama jeszcze wtedy istniała.
    Piszę to, bo uważam, że argumentów masz dość i nie musisz używać aż tak niepewnych, aby udowodnić swoje tezy - z którymi zresztą najczęściewj zgadzam się w 100%.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. No masz ci los. Ja jestem pesymistą z odzysku, ale poszukującym usilnie światełka w tunelu, myślącym, że przesadzam w ocenach Polaków, mającym nadzieję, że to tylko taki mój pierdolec. Nie pomogłeś mi. Najgorsze jest to, że wielu z nas nie zauważa w tym nic złego, że tak musi być, że to świadczy jednak o naszej wyjątkowości, myślących że tę naszą kolejny raz nabytą wolność, którą się bawimy, utrzymamy już na zawsze. Stracimy ją szybciej niż nam się wydaje. Zawsze tak było. Panowie (nowa szlachta i duchowieństwo) już się bawią i kupczą. W 1756 roku Wacław Rzewuski pisze: „U nas lubo wojsko nieliczne, rady sejmowe niesforne, skarb niebogaty, ale że Bóg na nas łaskawy, a król o nas starowny, dlatego my tylko sami niby szczęścia jedynacy, swobodni, spokojni, ocaleni, bezpieczni w pośrzodku burzących się wzajem narodów zostaliśmy”. Za niedługo nastąpił rozbiór Polski. H. Kołłątaj pisał wtedy: że „takowy kraj nie może się zwać rzeczą- pospolitą, jest to niedoformowana dzicz, która jeszcze nie wie, co dla niej dobrego, a co złego, która nie tylko nikomu, ale sobie samej ufać nie umie”. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Kłaniam się czapką do ziemi za ten tekst oraz obydwu panom komentatorom za "dokładkę".

    OdpowiedzUsuń