poniedziałek, 14 lipca 2014

Ubywa owieczek z coraz mniejszego stada

Czytam opinie pewnego księdza, który z błyskiem w oku znalazł winnych spadku liczby wiernych w kościołach: to lewackie media. Media należące do ateistycznych lewaków, by było wszystko jasne. Dziwnym trafem nikt nie podsunął pajacowi w czarnej sukience tekstu ustawy o Radiofonii i Telewizji, by zapoznał się z przepisami które wszyscy nadawcy, również niekatoliccy, muszą respektować. Nie ma tam słowa o odciąganiu katolików od niedzielnych mszy, ale bystre oko może coś dostrzegło między wierszami?

Fakty są takie, że coraz mniej Polaków uczestniczy w niedzielnej mszy. Polacy rzadziej się modlą i coraz częściej deklarują- również publicznie- że wiara ich nie obchodzi. Takie wnioski płyną z lektury kościelnego rocznika statystycznego dla lat 1991-2011, wydanego niedawno przez Główny Urząd Statystyczny i Instytut Statystyczny Kościoła Katolickiego.

W Polsce 88% ludności określiło się mianem katolików. To dane z Narodowego Spiszu Powszechnego z 2011, ale klechy wiedzą swoje: ich dane (ciekawe jakie?) mówią o 97%. Ale nic to, bo od lat maleje liczba osób deklarujących się jako wierzące (z 90 proc. w 1991 roku do 80 proc. obecnie), a także praktykujących systematycznie (z 52 do 48 proc.). Z 62 do 53,2 proc. spadł także odsetek Polaków, którzy deklarują, że codziennie się modlą. Nie najlepiej wygląda także liczba osób uczestniczących w niedzielnej mszy. Kościół od lat określa tę liczbę współczynnikiem dominicantes - bada to w ten sposób, że raz w roku, w określoną niedzielę, w parafiach odbywa się liczenie wiernych. W ub. roku episkopat zwlekał z opublikowaniem wyników. Wyglądało to tak, jakby hierarchowie chcieli ukryć niewygodne dla nich fakty: w latach 80. liczba dominicantes utrzymywała się na poziomie 50-55 proc. wszystkich wiernych, którzy mają obowiązek uczestnictwa we mszy. W 1982 roku wskaźnik podskoczył do 60%. Od 1989 roku przez długie lata liczba dominicantes utrzymywała się na poziomie 47 proc. Kolejny spadek (do ok. 45 proc.) przyniósł rok 2004, od 2008 odsetek dominicantes utrzymuje się na poziomie 40 proc. Z tym, że jest to tendencja spadkowa.

Jak tak dalej pójdzie- a nic nie wskazuje by było inaczej- za kilkanaście lat kościoły stojące na ziemiach polskich będą wynajmowane lub sprzedawane na cele komercyjne. W krajach Europy Zachodniej to już się dzieje. Polski nie stać na utrzymywanie obiektów sakralnych, chytrze nazywanych przez klechy zabytkami, niech łoży na nie Watykan. Radiomaryjne babcie, uzależnione od mediów toruńskiego biznesmena, Rydzyka, wiecznie żyć nie będą, zresztą pan Tadeusz w nieskończoność nie będzie uprawiał marketingu religijno- politycznego i kiedyś dokona żywota. Wnuczki babć nie palą się do kościoła, z kolei następcy Rydzyków, Michalików i Małkowskich są, delikatnie mówiąc, niezbyt wysokiej inteligencji, by porwać za sobą tłumy.

Za dużo głupkowatych księży, niedouczonych i głoszących kłamstwa w szkołach na zajęciach religii katechetów, kościołów, beznadziejnych skrajnie katolickich programów w tiwi, nieudolnie rozpolitykowanych biskupów. Jest przesyt tego wszystkiego, ale… im i tak mało!

Polacy! Katolicy! Naiwni wierni! Nie żądajcie od pana Hosera, by zlitował się nad ks. Wojciechem Lemańskim. Nie wieszajcie psów na toruńskim biznesmenie, Rydzyku. Nie miejsce za złe hierarchom kościoła katolickiego w Polsce, że ci przymykają oko na pijaństwo podwładnych, łamanie celibatu, związki homoseksualne i molestowanie seksualne nieletnich. Nie zgrzytajcie zębami podczas paplaniny Głódzia, Michalika czy Małkowskiego. Nie wychodźcie z kościołów podczas politycznych przemówień kleru. Nie wyłączajcie odbiornika kiedy ze szklanego ekrany zieje nienawiścią bosonogi Cejrowski lub wytrzeszcza oczy mylący prawdę ze swoimi pobożnymi życzeniami papież Terlikowski. To oni- i tylko oni!- są odpowiedzialni za spadek liczby wiernych oraz tzw. powołań wśród księży. Pocieszające jest, że sami tego albo nie dostrzegają (albo nie chcą dostrzec), albo nie są świadomi swej kreciej roboty. Podcinają gałąź, na której siedzą i nawet o tym nie wiedzą.

Jeśli masz czas i ochotę, kliknij i wypromuj. Dzięki!:)

 

3 komentarze:

  1. Moim zdaniem, mniejsza frekwencja w niedzielnych mszach jest przede wszystkim wynikiem politykowania kleru z ambon, ale i efektem nadawania mszy przez radio i tv. Ludziom nie chce się iść do kościoła, bo i po co, kiedy to samo można mieć nie ruszając się z domu, a do tego taniej. Kiedy po decyzji o rozpoczęciu nadawania mszy przez środki masowego przekazu, słyszałam głosy zachwytu jakoby to było wielkie zwycięstwo wiary, przyszło mi do głowy, że może i tak, ale jednocześnie jest to wielka porażka tacy.

    OdpowiedzUsuń
  2. Mój pesymizm zaczyna powolutku przygasać bo widać już światełko. Oby to był trend stały! Niech sobie będzie religia, nic mi do tego, ale niech będzie tylko dla tych, którzy tego chcą. Nikt nie ma prawa zawłaszczyć mojego życia. Żaden purpurat ani zwykły klecha!
    Dobrego dnia :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Przyczyn coraz mniejszej frekwencji na mszach jest zapewne wiele. Ale wbrew temu, co można by sądzić, nie wszyscy wierni / księża doszukują się winy w "ateistycznych lewakach".

    Parę dni temu czytałem wypowiedź jakiegoś księdza jezuity, który winą za ten stan rzeczy obarczał właśnie Kościół: przeprowadzaną bezmyślnie religijną indoktrynację w szkołach, skandale seksualne i finansowe w Kościele, mieszanie się księży w politykę (zarówno biskupów w Politykę przez wielkie P, jak i zwykłych księży agitujących w czasie kazania).

    Nie wiem, czy cieszyć się z tego, że przynajmniej niektórzy z nich dostrzegają to, że Kościół daleki jest od doskonałości (że użyję eufemizmu), czy martwić się, że Kościół może dzięki temu odwrócić zmniejszającą się liczbę wiernych (najbardziej martwi mnie szkolna indoktrynacja - przeprowadzana "lepiej" może przynieść naprawdę dotkliwe szkody przyszłym polskim pokoleniom :-/ ).

    OdpowiedzUsuń