poniedziałek, 12 marca 2012

W Watykanie nadzieja!

Tekst jest fikcją literacką,wykorzystałem w nim kilka wypowiedzi polityków, bohaterów pisaniny:)



Prezes po przeglądzie prasy zbladł, na jego twarz wystąpiły krople potu, czuł suchość w ustach. Poluzował krawat, podszedł do okna i otworzył je. Mimo chłodu wdzierającego się do środka czuł gorąco. Tego nie spodziewał się w najgorszych snach. Trybunał Stanu, Trybunał Stanu dla Kaczyńskiego i Ziobry, Ziobro i Kaczyński pod Trybunał Stanu, krzyczały tytuły. Bawiło go do niedawna mamrotanie Donalda, kiedy ten coś tam coś tam wspominał o tym Trybunale, ale sądził, że to żart, kolejny pic na wodę, walka o punkty procentowe. Okazuje się, że Tusk nie żartował jednak… I za co to? Śmierć byłej posłanki SLD i od razu Trybunał?

Dreptał swoim kaczym chodem po gabinecie. Niewesołe myśli kołatały mu się w głowie. Kiedy zaczną na serio kopać w tamtej sprawie, rzekomej aferze węglowej, może zdrowo tąpnąć, a tego PiS może nie przetrwać. Z każdej strony wrogowie! Tusk, Palikot, Kotliński, Rozenek, nawet chłopi z PSL zagłosują za Trybunałem. A może… może poskarżyć się ważniakom z Episkopatu, może odwiedzić krakowskiego kardynała, złożyć mu hołd i oddać się pod jego opiekę, zastanawiał się prezes? Nie, wtedy Zbyszek wykorzystałby moje chwile słabości i na dobre zajął moje miejsce u boku ojca dyrektora, pomyślał prezes. Twoje niedoczekanie! Pogroził pięścią w duchu Zbyszkowi.

Za drzwiami gabinetu rozległo się jakieś szamotanie. Prezes stanął w pół kroku: a to co znowu? Spokojnym krokiem podszedł do wyjścia, delikatnie nacisnął klamkę, wyjrzał na korytarz i wytrzeszczył oczy. Mariusz i Adam szamotali się, wydzierając sobie gazety. Zziajani, czerwoni i wściekli. Jeden drugiemu wyrywał z ręki katolicką prasę, strzępy papieru latały wokoło, walały się po podłodze. Co za profanacja!
-Spokój! Co tu się dzieje, do cholery!- warknął prezes na swoich podopiecznych.
-Prezesie, Mariusz chce przede mną wejść na audiencję do pana, a ja mam ważne wiadomości!- płaczliwym głosem wyznał Adam.
-Panie prezesie, zamiast chleba PO i Donald Tusk proponują igrzyska, próbuje okiwać opinię publiczną! A to my musimy okiwać ją tak, by nie poczuła się okiwana bacząc jednocześnie, by Tusk nie okiwał nas, a ludzie nie zaczęli kiwać naszych wyborców, a my kiwając Tuska nie wykiwali się sami… czy jakoś tak- pogubił się Mariusz.
-Mariusz do mnie, a ty Adam, do Antoniego, na ekspertyzy samolotowe- zdecydował prezes.
-Ale, panie prezesie…- nieśmiało zaczął Adam, ale przerwano mu brutalnie w pół zdania:
-Idź sprawdzić, czy węże w ZOO pierdzą!- zarechotał prezes.

Wraz z Mariuszem weszli do gabinetu. Prezes rozsiadł się w fotelu, nieopodal spoczął Mariusz, który natychmiast zauważył tytuły prasowe na biurku szefa. Więc już wiedział…
-Co pan planuje, prezesie? Tusk nas zaskoczył, niestety.
-Zaskoczył, zaskoczył… WAS zaskoczył! Kto mi ćwierkał , że nie ma szans z tym Trybunałem, przyśniło mi się to, sam sobie wymyśliłem? I jeszcze Palikot poprze ten wniosek… Dlaczego nie da się skłócić tych ludzi, co z was za doradcy, skoro każdy z waszych pomysłów kończy się klęską?- sapał prezes.
-Panie prezesie, to zmowa przeciwko nam, prawym i sprawiedliwym patriotom! Ci ludzie, z PO, RP i po części z PSL i SLD Boga się nie boją! A to my jesteśmy narzędziem w ręku Kościoła i co z nami robią? Nas nie powinno obowiązywać jakieś tam prawo, powinniśmy podlegać pod prawo naturalne i kanoniczne!- żalił się Mariusz.
-To są rządy nikczemne i one muszą się skończyć! Nasze marsze są marszami wiary, że to się skończy, że Polska się przebudzi. Ilu ludzi zmobilizowaliśmy na 14 marca?- zainteresował się prezes.
-Kilka tysięcy. Znikąd pomocy dla naszych patriotów, wrogowie już wmawiają warszawiakom, że nasz marsz może skończyć się rozróbą, to pomówienia i plotki!- Mariusz podniósł głos.
-Odwrócimy tym marszem uwagę ludzi od pomysłu postawienia mnie pod Trybunałem Stanu?- prezes wpatrywał się badawczo w podwładnego.
-Obawiam się, że nie, panie prezesie. PO nie chce, żeby w Polsce zwyciężała tzw. sytuacja letnia, którą biblijne usta odrzucały, że jak ktoś łamie prawo i konstytucję, to pozostaje bezkarny, ponieważ wszystko, co się stało wczoraj czy przedwczoraj, uważamy za mało ważne. Wszystko powinno być ważne, tak oni sądzą- wyjaśnił Mariusz.
-Co za ludzie, co za kraj!- prezes z niedowierzaniem kręcił głową. To po co łożono te miliony na katechezę i indoktrynację katolicką od najmłodszych lat, skoro to nic nie daje? Może nasłać biskupów na Tuska?- zastanowił się prezes.
-Pomysł nie jest najgorszy prezesie, zlecimy chłopakom w Instytucie zebranie wszystkich dokumentów na wpływowych hierarchów, damy im do zrozumienia, że jak nam nie pomogą, w przypadku dojścia do władzy reaktywujemy komisję „Pamięć i troska”. I ulgi nie będzie!- Mariusz rozmarzył się.
-Komuchom nie udało się zebrać wystarczającej liczby podpisów pod wnioskiem, a dziś dybią na mnie niedoszli koalicjanci…- prezes w zamyśleniu dłubał w nosie zastanawiając się, po co jest przegroda. Może by kozy się nie bodły?... Pomyśleć, że Zbyszek mówi o hucpie politycznej. Ale… jemu grunt też się pali pod nogami, gdyby nie to, to i on wbiłby nóż w plecy!
-Czekaj no!- prezes aż się poderwał. Co powiedziałeś, kwity na biskupów?- prezesowi zakwitła w głowie pewna myśl.
-No tak, wymusimy na nim atakowanie Tuska, PO i Palikota- wyjaśnił Mariusz.
-Co mi grozi, kiedy stanę przed Trybunałem, jaka jest najdotkliwsza kara?- dociekał prezes.
-Utrata prawa wyborczego, oraz zakaz piastowania mandatu poselskiego, nawet przez 10 lat…
-Dziesięć lat??? To co ja bym wtedy robił, z czego będę żył?- miotał się prezes.
-Chcą mnie załatwić, różowi, czerwoni i pomarańczowi za to, że próbowałem nawiązać kontakty z konserwatystami z Platformy! Mariusz, zadanie dla ciebie: jak będziesz już miał kwity z Instytutu to udasz się do ojca dyrektora i wskazanych biskupów. Jeśli surowo osądzi mnie Trybunał, niech pod byle pretekstem ściągną z Watykanu ambasador Suchocką. Ja zajmę jej miejsce, by w ciszy i spokoju pełnić swoją misję. A potem… kto wie, jaka czeka mnie przyszłość! Tam już nie narobią mi koło pióra!

0 komentarze:

Prześlij komentarz