poniedziałek, 9 marca 2015

Związki partnerskie: szczęście ludzi solą w oku kościoła katolickiego

Przy okazji bilboardowej kampanii kościoła katolickiego potępiającej związki partnerskie natknąłem się na wypowiedź pana w sukience- katolickiego księdza- przedstawiającego wyssanego ze swego palca teorie. Szydził z par żyjących na kocią łapę, jacy to oni upośledzeni, niedojrzali i unikający odpowiedzialności. Ekspert od siedmiu boleści wrzucił do jednego worka ateistów, związki partnerskie i mniejszości seksualne. Mówił bzdury typowe dla teoretyków, stetryczałych onanistów.

Krajowy Ośrodek Duszpasterstwa Rodzin swoją kampanią niczego nie zmienił: młodzi nie biegną do urzędów czy kościółków zawierać związki małżeńskie. Zresztą w opinii kościelnych tylko związek usankcjonowany przez kościół, opłacony przez przyszłych małżonków się liczy. Świecki urząd? Ślub cywilny, udzielony choćby nie wiadomo przez jaką dewotę z USC, nie liczy się. KODR wmawia, że związek partnerski jest ryzykowny, bo… podczas pierwszego kryzysu jedna ze stron może sobie bez konsekwencji odejść, bo przysięgała miłość i wierność, ale do czasu. Nie bardzo wiem, szczerze mówiąc mało mnie interesuje, kto klechom podrzucił taką bzdurę? Wyczytali w pamiętnikach speca od związków, Marciala Maciela Degollado?

Przemysław Drąg dyrektor KODR roztacza wizje osób nieszczęśliwych związków partnerskich, o jakichś niepokojących je lękach, strachu przed zaangażowaniem się w życie społeczne itp. bzdury. O 180 stopni zmieniłaby się sytuacja tych samych ludzi, gdyby pobiegli do kościółka i stali się katolickim małżeństwem. Jakie to wszystko lekkie, łatwe i przyjemne w tym kościele katolickim! Wie o tym gromada ludzi, m.in. pan Pazura Cezary, pan Wiśniewski Michał, panowie posłowie mający drugą żonę, agent Tomek czy wielbiona przez katoprawicę Marta Kaczyńska.

Skąd kościelni czerpią swoje wnioski? Nie, nawet nie swoje: za tym wszystkim, co plotą w Polsce, stoi niejaki Rick Fitzgibbons, amerykański psycholog, dyrektor Instytutu Zdrowia Małżeńskiego, guru Tea Party i większości amerykańskich, konserwatywnych republikanów, wielbiony przez tamtejszych hierarchów katolickich. Przede wszystkich przez ukrywających pedofilów w sutannach przed wymiarem sprawiedliwości. Fitzbibbons lekceważąco macha ręką na konstruktywne elementy związków partnerskich, natomiast jednym tchem wylicza zagrożenia z nich płynące. Proszę o powagę!

-u par, które żyły ze sobą przed ślubem o niemal 50 procent wyższe jest prawdopodobieństwo rozwodu
-ludzie żyjący w konkubinacie trzy razy częściej popadają w depresję, która prowadzi do samobójstwa
-częściej dochodzi do aktów przemocy
-ryzyko zabójstwa kobiety jest 9 razy wyższe w konkubinacie niż w małżeństwie
-mniejsza jest też gotowość do posiadania dzieci, a zarazem słabsze jest poczucie szczęścia i zadowolenia z życia seksualnego
-relacje partnerskie w takich związkach są uboższe niż w małżeństwie

Aż dziw mnie bierze, dlaczego tak wiele jest związków partnerskich, bo wedle teorii Amerykanina dawno już powinny się porozpadać, wykatrupić i wymrzeć z depresji!

Wydawało mi się, że nikt nie przebija polskich kabareciarzy, ale myliłem się. I to bardzo!

Ciekaw jestem, kiedy poznam opinie pana Ricka, a zaraz potem polskich księży na temat związków, o których istnieniu udają, że nie wiedzą? Ksiądz Waldemar Irek pozostawił po sobie potomka, Sławoj Leszek Głódź przerzucał księdza pedofila z parafii do parafii, choć wiedział o skłonnościach podopiecznego, geje w sutannach już chyba spowszednieli hierarchom kościoła katolickiego więc…. nie ma sprawy!

Jeśli masz czas i ochotę, kliknij i wypromuj. Dzięki!:)

3 komentarze:

  1. Kłamią to katolicy rozwodzą się najbardziej od nauki kleru potępiającej seks dla rozpłodu, a seks jest więziotwórczy i każde badania o tym mówią naukowe;


    Ponieważ seksualność jest głównym spoiwem w pierwszym okresie małżeństwa, to wszelkie zaburzenia pojawiające się w tej materii na początku mogą okazać się rujnujące i jak pokazuje praktyka, takie są. Jak ukazują badania amerykańskie, programy (rządowe i kościelene) abstynencji seksualnej podniosły średnią wieku inicjacji seksualnej, a odsetek młodzieży szkół średnich współżyjących spadł o nawet 10 punktów procentowych, to jednocześnie w tym samym czasie lawinowo wzrosła liczba młodych małżeństw chrześcijańskich z poważnymi względnie trwałymi dysfunkcjami seksualnymi. W niektórych parafiach i zborach nawet 9 na 10 małżeństw (to jest przecież aż 90%!) cierpi na zaburzenia seksualne. Tymczasem w środowisku studentów aktywnych seksualnie problemy tej natury występują z częstością od 7 do 18% a połowa z nich ma charakter przejściowy. Serwis www.religioustolerance.org przytacza badania, z których wynika, że liczba rozwodów w środowisku chrześcijan zaangażowanych religijnie jest ponad 50% większa, niż w populacji generalnej czy nawet wśród ateistów! Z wszechstronnych badań seksulogiczno-sądowych wynika, że podstawowym źródłem rozwodów (ponad 70% przypadków) są trudności w pożyciu seksualnym.

    OdpowiedzUsuń
  2. Najbardziej ze wszystkiego boją się zwyczajnej, człowieczej WIARY W SIEBIE...

    OdpowiedzUsuń
  3. Warunkiem sine qua non rozwodu jest uprzednie małżeństwo.
    Najistotniejszą częścią grzechu konkubinatu jest nieuiszczenie stosownych opłat w kościele.

    OdpowiedzUsuń