W ostatnim numerze “Przeglądu” Czesław Sikorski w artykule „Lobbyści Kościoła katolickiego” poruszył m.in. temat kremacji zwłok zmarłych. Kremacja ma przed sobą przyszłość, coraz więcej osób decyduje się na nią, jeszcze więcej wyraża wolę, by ich popioły rozrzucić w określonym miejscu. Żyjemy jednak w kraju, gdzie prawo świeckie istnieje na papierze, a kwestie pogrzebowe, finansowe oczywiście, są oczkiem w głowie pazernego Kościoła katolickiego, który za pomocą swoich prawicowych pomagierów zasiadających w Sejmie pilnuje, by nie dokonano najmniejszych nawet zmian w pochówku. Msza, cmentarz, klecha nad grobem, pieniążki dla niego i bywajcie zdrowi! Miejsce na cmentarzu zarządzanym przez wielebnego opłacone? Opłacone! To widzimy się w kancelarii za 15, może 25 lat, celem dokonania opłaty za miejsce na cmentarzu, bo przepadnie!
Posłowie prawicy powtarzają za swoimi „pasterzami”, że rozsypywanie prochów zmarłych jest sprzeczne z katolicką zasadą szacunku dla ludzkich szczątków. Skoro szacunkiem jest buszowanie owadów, żyjątek i robaczków w zwłokach zmarłego… Są jednak i tacy, którzy nie mają zamiaru rzucić swego ciała na pastwę żyjątek. SLD pracuje nad projektem ustawy, która umożliwiałaby przechowywanie w domach prochów zmarłych bliskich. Nie widzę w tym przeszkód, jeśli rodzina czułaby się lepiej, raźniej, spoglądając na stojącą urnę z prochami, to proszę bardzo, wolna wola! Kościół katolicki, urągając wszelkim przepisom sanitarnym, obwozi truchła, nazywając je relikwiami i wtedy wszystko w porządku. Urna z prochami nie powoduje jakiegokolwiek zagrożenia. Prócz ekonomicznego na rzecz Kościoła oczywiście! Również pomysł z utworzeniami tzw. łąk pamięci, na których bliscy zmarłego mogliby rozrzucać jego spopielone , wzbudza sprzeciw i histerię zarówno kleru jak i jego popychadeł w Sejmie. Rachunek jest prosty, jeśli zestawi się koszty pogrzebu, kościelne „co łaska” z kosztami kremacji. Kler nie odpuszcza nawet po śmierci, znane są przypadki, kiedy całe rodziny błąkały się po cmentarzu, daremnie szukając grobu, w którym spoczywał ich bliski. Pan ksiądz przehandlował miejsce nie bacząc, że jest zajęte…
W marcu tego roku jeden z katoprawicowych dzienników łkał, iż coraz więcej osób decyduje się na kremację szczątków, głownie ze względów ekonomicznych. Podparto się wówczas danymi, z których wynikało, iż w większych miastach za rozmaite usługi związane z pochówkiem płaci się od 7,5 do 9 tys. zł. Najtańszy pogrzeb na Cmentarzu Północnym w Warszawie kosztował wówczas 5,5 tys. zł. Pochówki na kredyt? Oczywiście ksiądz dobrodziej nie pofatyguje się na cmentarz gratis! Osoby starsze, głownie słuchacze i widzowie mediów Rydzyka, mogli nie słyszeć o innej formie pogrzebu, niż katolicki. Bardziej światli mogą być bojaźliwie nastawi do kremacji. Niektórym kojarzy się to z krematoriami z obozów koncentracyjnych, jeszcze innym z „Tęczowym mostem” w Szymanowie. W małych miejscowościach wszyscy, od a do zet, po śmierci trafiają do tradycyjnego grobu, z uwagi na brak w bliskiej okolicy przybytku, w którym można by dokonać kremacji zwłok. No i tradycja, czyli narzucona wola przez kler katolicki! Jednak w dużych miastach sytuacja uległa zmianie: kremacja jest coraz powszechniejsza. Dostrzega to Kościół katolicki, którego hierarchowie wydali stosowne wytyczne w ub. roku. Otóż wg nich obrzędy pogrzebowe z mszą św. powinny być celebrowane przed kremacją ciała zmarłego. Episkopat dopuszcza liturgię przy urnie, kiedy rodzina nie może zebrać się na dwóch uroczystościach lub gdy kremacja ułatwia sprowadzenie ciała do kraju. Kościół zezwala na kremację, jeśli nie podważa wiary w zmartwychwstanie ciała. Nadal jednak zaleca i popiera biblijny zwyczaj grzebania ciał zmarłych, bo, jak dowodzą, sam Chrystus przyjął ludzkie ciało, które po odkupieńczej śmierci zostało złożone w grobie i w tym ciele Jezus zmartwychwstał, napisali biskupi w liście odczytanym w kościołach w całej Polsce. To nie bajki kleru powinny decydować co wolno, a czego nie! W Niemczech w miastach takich jak Drezno, aż 90% mieszkańców wyraziło wolę kremacji po śmierci. Nie szokuje tam rozsypywanie popiołów z urny w lesie, na łące czy innych miejscach. Tamtejsi hierarchowie kościelni nie widzą w tym kłopotu, widać nie dorośli do inteligencji polskich ważniaków z episkopatu… Nasi nie przyjmują nawet do wiadomości, że istnieje coś takiego, jak świecki pogrzeb, na którym próżno doszukiwać się obecności katolickiego księdza, jest za to mistrz świeckiej ceremonii pogrzebowej.
Wolna wola, wolny wybór. Tego usiłują zabraniać Polakom, w tym umiarkowanym katolikom, ale i katolikom jedynie na papierze, klerykałowie. Co złego w tym, żer rodzina chce trzymać prochu zmarłego, chce postawić urnę oficjalnie w domu, w eksponowanym miejscu? Co złego w tym, że po śmierci wypełniający ostatnią wolę zmarłego rozrzuci popioły skremowanego w wybranym przez niego miejscu, gdzieś w leśnych ostępach, łączce, blisko miejsca, w którym się urodził i wychował?
Posłowie prawicy powtarzają za swoimi „pasterzami”, że rozsypywanie prochów zmarłych jest sprzeczne z katolicką zasadą szacunku dla ludzkich szczątków. Skoro szacunkiem jest buszowanie owadów, żyjątek i robaczków w zwłokach zmarłego… Są jednak i tacy, którzy nie mają zamiaru rzucić swego ciała na pastwę żyjątek. SLD pracuje nad projektem ustawy, która umożliwiałaby przechowywanie w domach prochów zmarłych bliskich. Nie widzę w tym przeszkód, jeśli rodzina czułaby się lepiej, raźniej, spoglądając na stojącą urnę z prochami, to proszę bardzo, wolna wola! Kościół katolicki, urągając wszelkim przepisom sanitarnym, obwozi truchła, nazywając je relikwiami i wtedy wszystko w porządku. Urna z prochami nie powoduje jakiegokolwiek zagrożenia. Prócz ekonomicznego na rzecz Kościoła oczywiście! Również pomysł z utworzeniami tzw. łąk pamięci, na których bliscy zmarłego mogliby rozrzucać jego spopielone , wzbudza sprzeciw i histerię zarówno kleru jak i jego popychadeł w Sejmie. Rachunek jest prosty, jeśli zestawi się koszty pogrzebu, kościelne „co łaska” z kosztami kremacji. Kler nie odpuszcza nawet po śmierci, znane są przypadki, kiedy całe rodziny błąkały się po cmentarzu, daremnie szukając grobu, w którym spoczywał ich bliski. Pan ksiądz przehandlował miejsce nie bacząc, że jest zajęte…
W marcu tego roku jeden z katoprawicowych dzienników łkał, iż coraz więcej osób decyduje się na kremację szczątków, głownie ze względów ekonomicznych. Podparto się wówczas danymi, z których wynikało, iż w większych miastach za rozmaite usługi związane z pochówkiem płaci się od 7,5 do 9 tys. zł. Najtańszy pogrzeb na Cmentarzu Północnym w Warszawie kosztował wówczas 5,5 tys. zł. Pochówki na kredyt? Oczywiście ksiądz dobrodziej nie pofatyguje się na cmentarz gratis! Osoby starsze, głownie słuchacze i widzowie mediów Rydzyka, mogli nie słyszeć o innej formie pogrzebu, niż katolicki. Bardziej światli mogą być bojaźliwie nastawi do kremacji. Niektórym kojarzy się to z krematoriami z obozów koncentracyjnych, jeszcze innym z „Tęczowym mostem” w Szymanowie. W małych miejscowościach wszyscy, od a do zet, po śmierci trafiają do tradycyjnego grobu, z uwagi na brak w bliskiej okolicy przybytku, w którym można by dokonać kremacji zwłok. No i tradycja, czyli narzucona wola przez kler katolicki! Jednak w dużych miastach sytuacja uległa zmianie: kremacja jest coraz powszechniejsza. Dostrzega to Kościół katolicki, którego hierarchowie wydali stosowne wytyczne w ub. roku. Otóż wg nich obrzędy pogrzebowe z mszą św. powinny być celebrowane przed kremacją ciała zmarłego. Episkopat dopuszcza liturgię przy urnie, kiedy rodzina nie może zebrać się na dwóch uroczystościach lub gdy kremacja ułatwia sprowadzenie ciała do kraju. Kościół zezwala na kremację, jeśli nie podważa wiary w zmartwychwstanie ciała. Nadal jednak zaleca i popiera biblijny zwyczaj grzebania ciał zmarłych, bo, jak dowodzą, sam Chrystus przyjął ludzkie ciało, które po odkupieńczej śmierci zostało złożone w grobie i w tym ciele Jezus zmartwychwstał, napisali biskupi w liście odczytanym w kościołach w całej Polsce. To nie bajki kleru powinny decydować co wolno, a czego nie! W Niemczech w miastach takich jak Drezno, aż 90% mieszkańców wyraziło wolę kremacji po śmierci. Nie szokuje tam rozsypywanie popiołów z urny w lesie, na łące czy innych miejscach. Tamtejsi hierarchowie kościelni nie widzą w tym kłopotu, widać nie dorośli do inteligencji polskich ważniaków z episkopatu… Nasi nie przyjmują nawet do wiadomości, że istnieje coś takiego, jak świecki pogrzeb, na którym próżno doszukiwać się obecności katolickiego księdza, jest za to mistrz świeckiej ceremonii pogrzebowej.
Wolna wola, wolny wybór. Tego usiłują zabraniać Polakom, w tym umiarkowanym katolikom, ale i katolikom jedynie na papierze, klerykałowie. Co złego w tym, żer rodzina chce trzymać prochu zmarłego, chce postawić urnę oficjalnie w domu, w eksponowanym miejscu? Co złego w tym, że po śmierci wypełniający ostatnią wolę zmarłego rozrzuci popioły skremowanego w wybranym przez niego miejscu, gdzieś w leśnych ostępach, łączce, blisko miejsca, w którym się urodził i wychował?
Co do zasady - zgoda, ale dwóch fragmentów tego tekstu nie rozumiem:
OdpowiedzUsuń"Miejsce na cmentarzu zarządzanym przez wielebnego opłacone? Opłacone! To widzimy się w kancelarii za 15, może 25 lat, celem dokonania opłaty za miejsce na cmentarzu, bo przepadnie!"
- na cmentarzu komunalnym jest identycznie: miejsce wykupuje się na pewien okres, po jego upływie w razie nieopłacenia kolejnego okresu grób jest likwidowany. Nie rozumiem więc, o co pretensje do "wielebnego"?
2. "Nasi nie przyjmują nawet do wiadomości, że istnieje coś takiego, jak świecki pogrzeb, na którym próżno doszukiwać się obecności katolickiego księdza, jest za to mistrz świeckiej ceremonii pogrzebowej."
- no i co z tego, że nie przyjmują? Sam organizowałem na wyrażone za życia życzenie osoby zmarłej pogrzeb z udziałem mistrza ceremonii zamiast księdza, wszystko było takie, jak powinno być, zatem to, czy panowie w sutannach przyjmują to do wiadomości, czy nie, zupełnie mnie nie interesuje.
A SLD mogłoby się zająć poważniejszymi bolączkami wyborców, ta akurat do najważniejszych nie należy. Jeśli już miałby pozostać przy kwestiach funeralnych, to niech broni zasiłku pogrzebowego, już ograniczonego, a mającego zostać zlikwidowanym.