sobota, 14 kwietnia 2012

Nowa lewica



W 1993 i 2001 roku wybory parlamentarne wygrał Sojusz Lewicy Demokratycznej, wywodzący się z ugrupowania Aleksander Kwaśniewski w 1995 roku został wybrany na prezydenta Polski, pełnił urząd przez 2 kadencje. Lewica mogła praktycznie wszystko od 1995 roku, koalicjant w postaci Polskiego Stronnictwa Ludowego popierał wszelkie inicjatywy Sojuszu bacząc, by ewentualne reformy nie uderzały w żelazny elektorat zielonych, rolników. SLD wstrzymało się z ratyfikacją konkordatu, który w lipcu 1993 roku podpisał na odchodne, po cichu rząd Hanny Suchockiej( dziś ambasador w Watykanie). Józef Kowalczyk, ówczesny nuncjusz apostolski w Polsce (dziś prymas katolickiej części Polaków) i Krzysztof Skubiszewski ( pochowany w krypcie zasłużonych w Świątyni Opatrzności Bożej, nie mieli skrupułów, by czynić zakusy na wolność światopoglądową państwa polskiego. SLD nie miało ochoty na ratyfikację konkordatu, wpływy antyklerykalne w partii, wówczas gorąco wspieranej przez tygodnik "NIE" Jerzego Urbana, były bardzo silne. Wtedy rej wśród posłów, nie lękających się mitycznej siły Kościoła, wodziła Izabella Sierakowska, tak zmarginalizowana w następnych latach w Sojuszu. Żenujące, że konkordat w styczniu 1998 roku został ratyfikowany,a podpis pod dokumentem złożył lewicowy prezydent, Aleksander Kwaśniewski. Wszystko to działo się raptem 4 miesiące po wyborach parlamentarnych, w wyniku których koalicja SLD- PSL została zastąpiona duetem Akcja Wyborcza "Solidarność" - Unia Wolności,w którym aż roiło się od klerykałów. Potrzeba było raptem 4 lat, by klerykałowie zeszli ze sceny politycznej w niesławie. Rząd otrzymał od społeczeństwa votum nieufności, w 2001 roku poza parlamentem znalazła się i AWS, i UW. SLD wróciło triumfalnie do władzy, mając za koalicjantów ponownie PSL i Unię Pracy. Niestety, lewica nie zerwała konkordatu, trzymała się z daleka od spraw światopoglądowych trwoniąc bez zmrużenia okiem miliardy na cele kościelne, tolerowała złodziejskie poczynania Komisji Majątkowej, pozwalała hasać klerowi w szkołach, zezwoliła na kościelna autocenzurę w mediach. Leszek Miller, nazywany kanclerzem- wtedy jeszcze nie na wyrost- przyłożył rękę, paradoksalnie jak nikt inny, do klerykalizacji kraju. Wtedy to straciłem do niego zaufanie i szacunek, jakim go darzyłem. Powtarzane przez niego mantry, jakoby nie było przyzwolenia społecznego do złagodzenia przepisów aborcyjnych, deregulacji konkordatu, czy wyprowadzenia religii ze szkół zniesmaczyły mnie tak samo, jak jego brednie, że wejście w struktury Unii Europejskie jest warte mszy. Dziwnym trafem Miller dał sobie wmówić, ze antyklerykalne postulaty to nieistotne, zastępcze społecznie tematy, tyle tylko, że kiedy prawica dochodziła do władzy, to zawsze klerykalne sprawy były to dla niej kluczowe! Tak było i w przypadku konkordatu: dla AWS- UW był to priorytet.

Przypominam sobie, kiedy w 2008 roku Grzegorz Napieralski, wówczas trzydziestoczterolatek, został szefem SLD, pokonując w wyborach dotychczasowego szefa, Wojciecha Olejniczaka. Byłem przez długi okres czasu zwolennikiem Napieralskiego, którego nie wiedzieć czemu nazywano polskim Zapatero. Dziś, po latach, odpowiedź jest prosta: obaj doznali klęski. Zapatero jako premier, Napieralski jako szef partii. Grzegorz był kreowany na antyklerykała, w czym pomógł mu obszerny wywiad, jakiego udzielił tygodnikowi "Fakty i Mity", kierowanemu przez Romana Kotlińskiego, dziś posła Ruchu Palikota. Niestety, szybko wyszło szydło z wora, okazało się, że antyklerykalizm Napieralskiego nie jest naturalny, lecz kalkulowany. Podobała mi się decyzja Napieralskiego, kiedy wystartował w wyborach prezydenckich w 2010 roku, podkreślałem nie raz, że zostanie czarnym koniem tych wyborów, co też się stało. Trzecie miejsce odbiło się głośnym echem na polskiej scenie politycznej, jednak SLD zmarnowało ten potencjał. Kiepski wynik w wyborach parlamentarnych 2011 roku nie wywarł na mnie wrażenia, SLD dostał dokładnie to, na co sobie zasłużył. Mi autentycznie żal Grzegorza, który szybciutko został zepchnięty w kąt przez powracającego na czoło SLD Leszka Millera. Błyskawicznie poczuli zmianę bliscy współpracownicy Napieralskiego, zwłaszcza Dariusz Joński (niegdyś po cichu zawarł ślub kościelny), który przytulił się do Leszka Millera. Kilka miesięcy przed wyborami zaczęła niesmaczyć mnie polityka SLD, Napieralski wydawał się zagubiony, jakby hamowany przez kogoś, popełniał gafę za gafą. Mnie, dotychczasowego wyborcę SLD doprowadziła do wściekłości niespełniona obietnica Białej Księgi dotyczącej Kościoła katolickiego w Polsce, na którą nigdy się nie doczekałem. A jestem pamiętliwy... Kiedy otrzymałem od Napieralskiego odpowiedź, że księgę juz opublikowano (bez wskazania mi adresu publikacji), od innego prominentnego polityka SLD , że nastąpi to niebawem, kolejny zdziwiony odpowiedział, że w ogóle nie zna sprawy zrozumiałem, ze SLD to zgrana karta, w której wiele rzeczy , wpisanych w program, jest sztucznych. Tak jak i sztuczny był chwilowy antyklerykalizm, odgrywany zwłaszcza przed wyborami. Sojusz stracił mnóstwo wyborców, których już nie odzyska. Poszli oni za innymi ugrupowaniami, m.in. za Ruchem Palikota.

Palikot... człowiek zagadka dla tych, którzy nie mieli okazji go poznać. Antyklerykalizm udawał Napieralski, to samo sądziłem o Januszu Palikocie, ale z czasem przekonałem się do inicjatywy nowoczesnego, świeckiego państwa.
Co ciekawe: wielu znajomych, skupionych wokół tygodnika "Fakty i Mity" widziało w Grzegorzu Napieralskim właśnie nadzieję że będzie tym, który powalczy o świeckie państwo, ale do Palikota odnieśli się z nieufnością. Znajoma z Lublina opowiedziała się za PO, niektórzy wiedzą, że robią źle, ale tkwią przy SLD, jeszcze inni oddali głos na PiS, niektórzy z socjalistów nazywają Janusza paligłupem nie bacząc, że ich politycy i partyjki nawet się do niego nie umywają. Jak to się dzieje, że kiedy pojawiło się ugrupowanie, które odpowiada im pod względem światopoglądowym, nabrali nie lada nieufności i wrogości? Oczywiście kłuje ich w oczy przeszłość Palikota, wydawany przez niego przed laty "Ozon". Czy któryś z oponentów Palikota miał jedne, jedyne poglądy przez całe życie, czy nie towarzyszyły im volty, spowodowane pewnymi czynnikami? Mnie ciekawi, jak to się dzieje, że mają za złe Palikotowi jego politykę, nawet nie zapoznali się z całym programem RP i nie zwracają uwagi na poczynania chorego z żądzy władzy i ziejącego nienawiścią do "zdrajców Polski" Kaczyńskiego i PiS, klerykalnego PO i niemrawego SLD, że o panach z PSL nie wspomnę? Znajomy z Głogowa co i rusz sugeruje, że dla dobra lewicy należy zaprzestać wojny na linii SLD- RP. Palikot i Miller powinni zjednoczyć siły i iść ramię w ramię. Tylko dokąd, jak on to sobie wyobraża? Po słowach Millera z mównicy sejmowej, pod adresem RP (naćpana hołota nie jest w stanie mi przeszkodzić), jest to niemożliwe. Ale nie tylko; Millerowi, jak i SLD bliżej jest do PiS niż do RP, co pokazał przykład samorządowców z Torunia. Jak zachowują się byli działacze RP, którzy zasilili szeregi SLD, ile czasu pluli na konferencjach na swoją dotychczasową partię? Zastanawiam się, co spowodowało, że tyle czasu zasiedzieli się w pomarańczowych barwach, czego oczekiwali. Może liczyli na koalicję Ruchu z PO i ciepłe państwowe posadki, może i ich antyklerykalizm był udawany, może czuli się niedocenieni, bo żaden poseł nie zaproponował im posad w swoim biurze? W SLD rozpłynęli się pośród innych i wszystko wskazuje na to, że trafili z deszczu pod rynnę. Ich sprawa, ich wybór. Skoro liczyli, że ich oskarżenia kierowane pod adresem Palikota okażą się chwytliwym tematem dla mediów, to srodze się zawiedli. Wystarczy cofnąć się do czasów, kiedy jątrzyła pani Izydroczyk i grupka jej popleczników. Gdzie są dziś i co robią? Wykluczone jest porozumienie RP z SLD, lewicowe dinozaury wspominające swoją dawną wielkość i bojące się panicznie kleru nie sa potrzebne Polsce. Żadna to lewica, marnująca jedynie czas na nieudolnym udowadnianiu, że lewicą nie jest Ruch Palikota. Tylko co się kryje pod nazwą lewicowości? Przymilanie się do Aleksandra Kwaśniewskiego, kłamstwa o więzieniach CIA w Polsce- które były, jak się okazało- i powtarzanie po dziś dzień, że żołnierze polscy, będący na usługach obcego państwa (USA) wykonują misje stabilizacyjne w Iraku i Afganistanie?

Rozbawił mnie zarzut, że za dużo w szeregach posłów Ruchu przedsiębiorców. Kto, jak nie oni, będzie znał trudności i kłopoty, jakie stawia przed drobnym biznesem administracja państwowa? Jeśli ktoś ma pomysł na firmę, na większe dochody na swoim, czy ma się bić w piersi i za to przepraszać? Socjalizm już przerabialiśmy! Ciekawa rzecz: przypominam sobie pierwszą inicjatywę mokotowskiego koła Ruchu Palikota, dotyczącą przywrócenia jednej z linii tramwajowych. Mieszkańcy dzielnicy byli jak najbardziej za, ale część z nich odmawiała zapoznania się z ulotką, bo to od Palikota przecież! Okazuje się, że ważne nie tylko co się robi, ale i kto to robi.

Wczorajsze sejmowe przepychanki pokazały kolejny już raz, że tylko RP jest batem na rozhisteryzowanych, katonarodowych posłów. Janusz Palikot i jego ludzie otwarcie mówią o nadających się do analizy psychiatry bredniach Kaczyńskiego i jego ferajny .I prawidłowo, o takich polityków mi chodziło, którzy nie będą bawili się w zbędną dyplomację, którzy wyśmieją publicznie pomysł pewnej sejmowej dewoty, by nad posłami RP odprawić egzorcyzmy. Ciepłe kluchy prochu w polityce nie wymyślą. Przyjemnie się patrzy, kiedy pod wpływem RP gafę za gafą robi PO, jak panikuje PiS, kler i ich poplecznicy pokazując swoją prawdziwą, kłamliwą twarz. Jak posłanka PiS Anna Sobecka, która ośmiela się ostrzegać prezydenta Komorowskiego, że jeśli ten zaakceptuje sprawozdanie z rocznej działalności KRRiTV, będzie miał przeciwko sobie miliony katolików, którym marzy się miejsce na cyfrowym multipleksie dla TV Trwam. Bzdura, zmieszana na poły z kłamstwem, bo nie każdy katolik jest wyznawcą Rydzyka i kaczyzmu, a media toruńskiego biznesmena ma w...

Spodziewam się, ze po następnych wyborach parlamentarnych więcej pomarańczowych zasiądzie w ławach poselskich, niewykluczone, że bardziej radykalnych w kwestiach światopoglądowych. Jeśli znajomi socjaliści oburzają się, że walką z Kościołem niczego się w polityce nie osiągnie, to ja pytam się, gdzie jest ta walka, która rzekomo prowadzi RP? Że głośno mówi o sprawach, o których inni jedynie myśleli? Że podejmuje inicjatywy nieklerykalne, których przez lata bał się SLD? Że posłowie RP zajęli się działalnością złodziejskiej Komisji Majątkowej, która grabiła państwo polskie? Że Janusz Palikot podjął współpracę z Piotrem Ikonowiczem i Romanem Kotlińskim? A propos odszkodowań i zadośćuczynień: kiedy idzie o dobro Kościoła, wtedy odpowiedzialność finansowa spada na barki państwa, czyli podatnika. Kiedy idzie o dobro ofiar księży pedofilów, niejaki Michalik, nazwany- zgodnie z prawdą- chamem takim jak Rydzyk, obwieszcza, że swe roszczenia molestowany ma kierować do molestującego, a nie do instytucji Kościoła. Zatem, idąc tym kościelnym torem myślenia, państwo polskie również powinno umywać ręce od odpowiedzialności polityków sprzed lat! Skoro Kościół co i rusz usiłuje narzucać "prawo naturalne", oraz wyżej stawia prawo kanoniczne od świeckiego, to niech trzyma się z daleka od świeckich, polskich sądów, skoro rozliczyć ma ich sąd boży i historia! Niech modlą się, by pan Bóg zwrócił im majątki, które zostały wypracowane przez plebs!

Dlaczego kler nie krytykuje dotacji budżetowych, jakie trafiają na konto partii politycznych? Dlaczego tak histerycznie zareagowali posłowie na postulat RP,by zlikwidować dotacje budżetowe dla partii politycznych? Śmieszy mnie idiotyczne tłumaczenie rozmodlonych posłów, że bez dotacji z budżetu partie przeżre korupcja. To tak postępują katolicy, co i rusz mający usta pełne kościelnych frazesów? Takie wnioski wyciągają z owej mitycznej "nauki społecznej" Kościoła i swego guru, JP2? ? A tak ręka rękę myje: biskupi milczą, kiedy partie otrzymują grube miliony z budżetu, bo sami dostają od rządzących tym krajem miliardy! Przyzwyczajeni do życia ponad stan partyjni, sejmowi bonzowie doskonale wiedzą, że bez subwencji ich ugrupowania szybko okażą się kolosami na glinianych nogach, które jeszcze szybciej zostałyby zastąpione przez inne partie, które niekoniecznie widzę w polityce jedynie sposób na dostatnie życie.

0 komentarze:

Prześlij komentarz