wtorek, 13 stycznia 2015

Bóg wie co w Szczecinie!

Szczecin nową atrakcją turystyczną dla wierzących, jak i niewierzących! W sklepie „Bóg wie co” można zaopatrzyć się w ubrania i inne rekwizyty z katolickim przesłaniem. Koszule, bluzy, koszulki, torebki, gumowce, czapeczki itp. Wszystko opatrzone nazwą sklepu. Jeśli nie stać kogoś, by wyrzucić w błoto pieniądze( na rynku są tańsze produkty konkurencji), może wstąpić i napić się herbaty czy kawy. Zioła nie ma, o kieliszku siwuchy można pomarzyć, ale za to można się pomodlić!

Właścicielka, Sonia Świacka (nie mylić ze Świecka!) puchnie z dumy, kiedy do sklepu przychodzą ludzie niewierzący. A dlaczego mieliby nie przyjść i obejrzeć, co też to za egzotyczne licho otworzyło się w mieście? Ciekawi mnie, w jaki sposób pani Sonia stwierdza, kto jest ateistą, a kto radiomaryjnym dewotą, dajmy na to? Może ci pierwsi zostawiają więcej pieniędzy w kasie, może pytają- o zgrozo!- o prezerwatywy, lub- a kysz, siło nieczysta!- o środki wczesnoporonne? A może dopytują, dlaczego z głośników nie słychać muzyki Nergala? Mniejsza o to. Pani Sonia twierdzi, że chce pokazać „innym” – czyli ateistom i tym, którzy nie poznali Boga- że wierzący są tacy sami, jak „inni”. Skoro wszyscy są tacy sami, tu po co to pokazywać?

Właścicielka sama chyba nie wie, o co jej chodzi. Z jeden strony głosi, że wierzący i niewierzący są jednakowi, że są tacy sami, a drugiej strony chce budować pomost między nimi. Proponuję wieczorki weekendowe przy audycjach Radia Maryja i przeglądzie „NIE” Jerzego Urbana. Za mocne? To polecam prasówkę „Faktów i mitów” Romana Kotlińskiego. Co bardziej perwersyjni mogą zgłębiać tajniki młodości naszej rodaczki Teresy, o nazwisku Orlowski… Przepraszam, pani Sonia uważa, że to Bóg, a nie człowiek wie co, więc ludzkie pomysły są tu nie na miejscu. Ma do tego prawo: podobno wyszła z nałogu alkoholowego, spędziła siedem lat w heretyckiej Francji pracując w obrzydliwie świeckiej i pazernej na pieniądze korporacji, doświadczona jest zatem, jak mało kto.

Na witrynie internetowej sklepu umieszczono taką oto myśl: nie chcemy zamykać Boga w świątyniach, chcemy wprowadzić go do naszej codzienności. Słabo ze znajomością Pisma u pani Soni, bo mówi ono, że Bóg nie mieszka w świątyniach zbudowanych ręką ludzką, tym bardziej więc nie zamieszka w sklepie. Zresztą Bóg mieszkający w sklepie zalatuje mi obrazą "uczuć religijnych"!

… ciekawi mnie, czy sklep „Bóg wie co” odwiedził już szczecinianin Grzegorz Napieralski?

 Jeśli masz czas i ochotę, kliknij i wypromuj. Dzięki!:)

 

2 komentarze:

  1. Jak mawia mój sąsiad: "Kurde, nie wyczymie!".
    Wybacz, ale w przeciwieństwie do innych Twoich notek, ta jest zwykłym czepianiem się. Właścicielka sklepu niczego nikomu nie narzuca, odwiedzają go przecież tylko ci, co chcą. W kraju, w którym łatwiej jest uderzyć samochodem w przydrożny krzyż niż w drzewo, w którym przed świtem budzą człowieka ogłuszające dzwony, wielkości beczki na paliwo, w którym (p)osłowie dążą do tego, aby zabronić absolutnie wszystkiego, co tylko nie podoba się jakiemuś sukienkowemu, naprawdę trudno mi się przyczepić do tego, że ktoś będzie chodził z napisem "Bóg" na koszulce. Mnie się podoba, że ludzie chcą manifestować swoją religijność właśnie w taki nieinwazyjny sposób. W końcu, wyznanie to sprawa osobista i dopóki nie wykracza poza tę strefę, nitk nie ma prawa się o to obrażać. Cyba, że będą kogoś nakłaniać do ich noszenia - wtedy to co innego.
    Poza tym, weź pod uwagę, że nawiedzonych, tzw. "zawodowych katolików", w Polsce nie brak. Oni wszystko przefiltrują pod kątem bluźnierstwa i znieważania treści religijnych. Uważają, że taki mają obowiązek. Prędzej czy później zaczną domagać się zamknięcia tego sklepu, będa pikietować pod nim z krzyżami różańcami i żadnych wyjaśnień nie przyjmą do wiadomości. Nie chciałbyś na to popatrzeć?

    OdpowiedzUsuń