poniedziałek, 9 lipca 2012

Mój drogi Sejmie...

Jarosław Kaczyński ogłosił, że PiS chce okrągłego stołu na temat In vitro. Nie bardzo wiem, kto miałby zasiąść przy stole prócz katoprawicowych posłów i biskupów, bo nie sądzę, by ktoś z lewej strony politycznej został zaproszony na takie spotkanie. Nieomylni biskupi wszystko przecież wiedzą… Dlaczego nie zaproponuje Kaczyński referendum? Bo wie, że większość społeczeństwa akceptuje In vitro. Co robi „obywatelska” Platforma? A nic nie robi, ma ważniejsze sprawy na głowie, więc In vitro zajmie się po wakacjach.

 Kiedy przyglądam się pracom(?) polskich posłów to zastanawiam się, co zrobiłby z nimi i z całym gmachem na Wiejskiej marszałek Józef Piłsudski. Mam mocne podejrzenie, ze rozgoniłby to towarzystwo na cztery strony świata, po czym dogonił, sprał na kwaśne jabłko i znowu przepędził. Wg ostatnich badań taki styl sprawowania władzy akceptuje znaczna część Polaków, którym marzą się rządy silnej ( nie mylić z kaczą!) ręki. Co sądzą Polacy o wysokich uposażeniach poselskich, o samej polityce, która stała się niezwykle dochodowym biznesem?

 Miesięczne utrzymanie 460 posłów kosztuje polskich podatników 10,8 mln zł brutto. Samych posłów! Pan poseł otrzymuje co miesiąc 9892 zł pensji, 2245 zł nieopodatkowanej diety i 12150 zł na prowadzenie biura i przejazdy samochodem. Jeszcze w czerwcu posłowie na biura otrzymywali 11650 zł, ale to było za mało, więc uchwalili sobie podwyżkę. Ale! Średnio na konto co czwartego z posłów płynie co najmniej 1500 zł więcej. To dodatki za kierowanie komisjami i podkomisjami sejmowymi, które często gęsto pracują w czasie obrad Sejmu. Do tego dochodzą darmowe przejazdy publicznymi środkami lokomocji, przeloty samolotami na koszt Sejmu, przejazdy służbowymi autami, autokarami, koszty utrzymania gmachów, hotelu poselskiego, czy też dyżurująca pod Sejmem karetka z pełną obsadą medyczną kosztująca tylko kwotę ok. 360000 zł miesięcznie. Ale! Partie polityczne finansowane są z subwencji z budżetu państwa. Otrzymują je tylko te partie, które osiągnęły odpowiedni wynik w wyborach – minimum 3% dla partii startujących samodzielnie i minimum 6% dla koalicji. W 2011 roku partie polityczne otrzymały 88 mln. Przez całą poprzednią kadencję, partie otrzymały ok. 350 mln zł. Najwięcej otrzymały:
Platforma Obywatelska – 37 mln zł., Prawo i Sprawiedliwość – 26,9 mln zł, Ruch Palikota – 11,3 mln zł, Polskie Stronnictwo Ludowe – 6,4 mln zł, Sojusz Lewicy Demokratycznej – 6,5 mln zł.
W 2012 roku partie polityczne łącznie otrzymają ponad 190 mln zł…

Prezent w postaci dotacji budżetowych zrobili sobie posłowie w 2001 roku. Od tamtej pory zbieraninę nierobów przyszło nam utrzymywać z publicznych pieniędzy. Zwolennicy tego sposoby finansowania dowodzą, że nie ma mowy o naciskach ze strony lobby biznesowego i jakiegokolwiek innego, że nikt posła nie przekupi. Doprawdy? A ingerencja biskupów ma miejsce i bez przekupywania. Korupcja? Sprawy afer hazardowych, Orlenu, Rywina i innych pokazała, ze wcale tak nie jest, że biznesmeni i tak wpływają na polityków najwyższego szczebla. Poza tym jak wyglądają ci politycy, którzy twierdzą, że partie, liderzy i politycy będą podatni na korupcję, kiedy będą pozbawieni dotacji budżetowych? Polacy, katolicy i rzekomi patrioci? W kraju, w którym roi się od pomników JP2, z krzyżem wiszącym na sali posiedzeń Sejmu? Hmm… a może właśnie dlatego?

 I partie, i Kościół winny być finansowane z dobrowolnych składek wyborców, oraz wiernych. Politycy sprzedają Polakom miernej jakości, wręcz kiepski produkt, więc niby dlaczego mają wieść spokojne życie przez minimum jedną kadencję? Średnia krajowa, tyle powinno wynosić poselskie, miesięczne uposażenie. Darmowe przejazdy? Tak, ale tylko do i z Sejmu. Wszystko inne należałoby jak najszybciej zlikwidować, włącznie z subwencjami dla partii politycznych. Oderwani od rzeczywistości politycy nie potrafią zająć się krajem, kto wie, może kiedy wyborca rzeczywiście miał na nich finansowy wpływ, inaczej pracowałyby Wiejska?

 

3 komentarze:

  1. Mam teraz więcej okazji, żeby przyjrzeć się pracy posłów Ruchu Palikota i wiem już, że za te pieniądze, które oni dostają nie chciałbym posłować. To są ciągłe spotkania, interwencje, szkolenia, narady. Oczywiście, jeśli się wykonuje obowiązki i czuje odpowiedzialność.
    Wolę swoją pensję i spać we własnym łóżku, niż przez 5 dni w tygodniu po hotelach.

    OdpowiedzUsuń
  2. to, że związki wyznaniowe /z tym największym na czele/ powinny finansować się same, jest oczywiste... i żadnych pośredników państwowych typu "ileś procent podatku", bo obsługa tego kosztuje...
    partie... ta sama bajka, ale tu należy zacząć od ordynacji wyborczej... ja postuluję okręgi dwumandatowe i głosowanie na osoby, nie na partie... w tym momencie zmienia się rola partyj, które stają się wtedy zrzeszeniami ludzi prezentujących określone idee, poglądy, koncepcje... teraz mamy do czynienia z nieokreśloną magmą i tak naprawdę nie jest istotne, na kogo się głosuje, na co, bo i tak w ciągu kadencji trzy razy się to wszystko może zmienić...
    pozdrawiać :))...

    OdpowiedzUsuń
  3. Myślę, że niepotrzebnie wrzucono tu do jednego worka trzy różne problemy: finansowania parlamentarzystów, partii politycznych i Kościoła.

    W pierwszym przypadku, gdyby - jak postuluje Autor - obniżyć uposażenie poselskie do średniej krajowej, to zaraz pojawiłby się nie pozbawiony słuszności argument, że posła może sobie teraz kupić nawet Kazio, co ma warzywniak na rogu. To nie takie proste.

    Z partiami też nie takie proste. Gdyby im zlikwidować subwencje, to odtąd wszystkie wybory wygrywałaby Platforma, jako partia reprezentująca przede wszystkim interesy bogatych elit. One by ją utrzymywały i one wymagałyby w zamian jeszcze więcej, niż dziś. Czy tego chcemy?

    Zgoda natomiast co do Kościoła: ani grosza z publicznej sakwy. Niech wierni sami utrzymują instytucję i jej funkcjonariuszy.

    OdpowiedzUsuń