poniedziałek, 22 maja 2017

Cenzura w mediach narodowych, roi się tam od głupoty

„Dojna zmiana” na dobre rozgościła się w mediach publicznych. Po upadku komunizmu byłem przekonany, że reżimowa, medialna propaganda odeszła w niebyt, jednak zawiodło mnie przeczucie. W 1989 roku byłem na tyle młody i naiwny by wierzyć, że w Polsce może być tylko lepiej. Rządy PiS dzień w dzień udowadniają, że może być jednak gorzej. Tylko gorzej!

Polskie Radio 24 podziękowało za współpracę Filipowi Memchesowi i Krzysztofowi Gottesmanowi. Podziękowanie to za duże słowo, bo nie pokazuje pełnego obrazu rozstania publicznego medium z dziennikarzami. Obaj zostali wyrzuceni na żądanie prezesa Polskiego Radia Jacka Sobali, któremu nie spodobał się jeden z gości zaproszonych do studia publicznego radia utrzymującego się przede wszystkim z wpływów z abonamentu. Kim był ten gość, przestępca jakiś, zamachowiec, terrorysta, zabójca ks. Jerzego Popiełuszki? Nic z tych rzeczy! Dziennikarze stracili pracę, bo nie widzieli nic nieodpowiedniego w zaproszeniu do programu profesora Jana Hartmana; filozofa, humanisty, wykładowcy akademickiego i aktywnego polityka. Jest tajemnicą poliszynela, że profesor bardzo podpadł działającej w poprzedniej kadencji Sejmu parlamentarnej komisji ds. przeciwdziałania ateizacji Polski. Zasiadali w niej politycy PiS, m.in. Andrzej Jaworski (dziś wiceszef PZU), Bartosz Kownacki (wiceszef MON), Mariusz Błaszczak (szef MSWiA), Krzysztof Jurgiel (minister rolnictwa), Elżbieta Kruk (członkini Rady Mediów Narodowych), Anna Sobecka( człowiek Tadeusza Rydzyka) czy Stanisław Piotrowicz, którego przeszłości aparatczyka komunistycznego przedstawiać nie trzeba. Jan Hartman był bardzo zaangażowany w antyklerykalny Ruch Palikota. Był jednym z najbliższych współpracowników Janusza Palikota, publikował felietony w antyklerykalnym tygodniku „Fakty i Mity”, dziś udziela się w „Tygodniku Faktycznie”. Proszę zapoznać się z życiorysem profesora, nie ma w nim nic niestosownego, ale dla mediów opanowanych przez ludzi „dojnej zmiany” Jan Hartman jest nie lada zbrodniarzem! Fakt, jego felieton o zachęceniu do próby dyskusji o związkach kazirodczych był karygodny i wywołał mój niesmak, jeśli jednak w mediach i w szkołach występuje katolicki publicysta głoszący, że zgwałcona kobieta decydująca się na zażycie pigułki Ella One jest gorsza od księdza pedofila…

Zbrodnią dla PiS i dla Jarosława Kaczyńskiego jest zakłócanie wystąpień prezesa. To nie kto inny jak profesor Jan Hartman jest jednym z organizatorów protestów przeciwników wizyt polityków PiS i Jarosława Kaczyńskiego na Wawelu, a takie protesty nie są mile widziane przez obecną władzę. Usłużne służby usiłują podciągać je pod zakłócanie uroczystości religijnych, obrazę uczuć religijnych i inne paragrafy, co tylko dowodzi, z jakimi ludźmi mamy do czynienia. Protestować, rodaku, to sobie możesz przeciwko wizytom Donalda Tuska w Polsce, przeciwko opozycji i przeciwko ludziom mającym poglądy inne od narzuconych przez PiS. Po zmianach personalnych, jakie nastąpiły w Polskim Radio nie należy oczekiwać istotnych zmian programowych. Wiktor Świetlik i Robert Tekieli, od niedawna zatrudnieni w publicznym radio, zagwarantują odpowiedni poziom audycji i prowadzonych w nich dyskusji przez odpowiednio dobranych gości. Oczywiście minister Piotr Gliński będzie namawiał do uczciwego opłacania abonamentu RTV. Koń by się uśmiał gdyby to było śmieszne, ale to już nie jest śmieszne. To jest już żałosne!

Zniknęła gdzieś Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji, jej członkowie mający obowiązek stać na straży wolności słowa w radio i telewizji gdzieś przepadli. Niekonstytucyjna Rada Mediów Narodowych ma ważniejsze sprawy na głowie, w pocie czoła pracuje nad tym, by media publiczne doprowadzić jak nie do ruiny, to by przynajmniej dublowały media Tadeusza Rydzyka.




I na koniec zgodnie z sobotnią obietnicą kilka słów o moich przygodach, których doświadczyłem jako niezależny, samodzielny bloger w starciu z ważniakami opiekującymi się internetowymi portalami publicystyczno- blogerskimi. Nie mogę wymienić nazwa tych portali i nazwisk osób, z którymi się kontaktowałem, mogę poruszać się w granicach pewnej dyskrecji i przyzwoitości by nikogo nie urazić, nie obrazić no i… paplą nie jestem.

Portal A. Próżno na nim szukać felietonów przyjaznych obecnej władzy. Nakreśliłem całkiem zgrabny tekst o Grzegorzu Schetynie, w którym skrytykowałem go za to, że wchodzi w buty Jarosława Kaczyńskiego i robi oko do elektoratu PiS. „Schetyna wie, że w PiS toczy się walka o schedę po Kaczyńskim i doskonale zdaje sobie sprawę, że gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta. On chce być tym trzecim, chce przejąć twardy elektorat PiS”. Miła pani odpisała mi po dwóch dniach, że artykuł jest interesujący, ale… w zasadzie portal nie potrzebuje nowych publicystów. „Zatrzymamy sobie pańskiego maila i damy znać, kiedy sytuacja ulegnie zmianie”. Nie muszę chyba dodawać, że tekst napisałem podpisany pseudonimem i wysłałem go z zapasowej skrzynki pocztowej? Oraz tego, że w ciągu dwudziestu paru dni na portalu pojawili się nowi publicyści, kadzący opozycji, przede wszystkim Grzegorzowi Schetynie?

Portal B. Nastawiony prorządowo, ale znajdują się na nim całkiem rozsądni, myślący ludzie i umiarkowane felietony. Takich zachowujących bezstronność jest kilka, może kilkanaście osób, najczęściej spotyka ich fala hejtu. Postanowiłem dokonać pewnej prowokacji: śmiejąc się w kułak napisałem wstrząsający w żyłach tekst o niszczeniu podkomisji smoleńskiej, o zmuszeniu do ucieczki z kraju Wacława Berczyńskiego, o izolowaniu bohaterskiego Bartłomieja Misiewicza, bez którego prace o wyjaśnieniu „zamachu smoleńskiego” stoją w miejscu. Tego samego dnia otrzymałem odpowiedź od wyraźnie zafrasowanego Wielkiego Szefa portalu. „Szanowny panie… Pański tekst zrobiłby wrażenie na portalu (podał mi jego nazwę, to produkt religii smoleńskiej) . My szukamy czegoś innego, oczekujemy od nowych autorów nieśmiałych sugestii, że nigdy nie uda się wyjaśnić katastrofy smoleńskiej. Teorii o zamachu nigdy nikomu nie uda się udokumentować, my opowiadamy się za koncepcją, która obaliłaby raport komisji Millera. Potrafi pan napisać coś w tym tonie?” Przyznam, że trochę mi szczęka opadła… Nie uda się wyjaśnić katastrofy smoleńskiej? Przecież ja wyjaśniono! Odejście od lansowanych przez Macierewicza teoriach zamachu zastanowiło mnie. Co się tam dzieje?

Portal C. Jajcarze do szpiku kości! Żyją sobie pisząc tak niewiarygodne bzdury, że nie bardzo wiadomo, co robić. Śmiać się czy płakać? Nie, nie z nich. Z ich czytelników, w zasadzie z ich głupoty! To portal, na którym można było przeczytać o otwarciu pierwszej w Warszawie klubokawiarni dla katolików i o innych historiach mrożących krew w żyłach. Napisałem tekst o zwyrodniałych nastolatkach, wyuzdanych kobietach oddających się rozwiązłości seksualnej, zmieniających partnerów i partnerki niczym rękawiczki i łykających garściami szatańskie pigułki wczesnoporonne. „Zepsute do szpiku kości reprezentantki już nawet nie New Age, już nie cywilizacji śmierci lecz cywilizacji islamsko- lewackiej żądają praw dla siebie. O swoich dzieciach, które bez mrugnięcia okiem chcą zabić w swoich łonach nie myślą. Trudno o nich myśleć w seksualnych uniesieniach, kiedy marzą o zdrowych, silnych uchodźcach gotowych spełnić ich każdą, najbardziej perwersyjną zachciankę…”. Odpisał mi KTOŚ. Musiałem użyć chusteczki czytając jego maila, z dwóch powodów: rżałem jak koń czytając jego bełkotliwą odpowiedź, że to dobrze, że są w kraju prawdziwi Polacy katolicy, że dostrzegam zło czyhające na nienarodzone dzieci na każdym kroku, bo ten temat jest wyśmiewany i marginalizowany w lewackich mediach. Drugi powód: odpowiedź KTOSIA była utrzymana w tak dramatycznym tonie , że aż łzy ciekły spomiędzy wyrazów i zdań. KTOŚ zachęcił do napisania kolejnych tekstów.

 Portal D. Postanowiłem być sobą. Zarejestrowałem się na nim pod znanym w pewnych kręgach (Imperia Online) nickiem, a nuż widelec trafię na kogoś znajomego? Napisałem tekst od siebie, bez ściemniania i owijania w bawełnę, po swojemu, od serca. Tego samego dnia otrzymałem odpowiedź na maila od miłej pani z jej wizytówką. Orzekła, że tekst jest dobry, nawet świetny, ale… nie może go opublikować, póki nie podpiszę się pod nim swoim imieniem i nazwiskiem. Dlaczego nie, skoro nie mam nic do ukrycia? Tekst poszedł i… idą kolejne. I będą szły mam nadzieję.

Tutaj również będę wrzucał teksty. Może nie tak często jak to robiłem przez te wszystkie lata, ale będą to co najmniej dwie wrzutki w tygodniu :)

 Przeczytaj, kliknij i wypromuj. Dzięki!:) 

 

2 komentarze: