środa, 8 maja 2013

Zbędna katecheza szkolna

Spotkał kłamca idiotę i... tak się narodziła religia.

Wprowadzenie kuchennymi drzwiami do szkół religii katolickiej było porażką odradzającej się Polski w starciu z Kościołem katolickim. To nie było nawet starcie, rząd polski skapitulował już na starcie, wywiesił białą flagę, by poddać się dyktatowi Kościoła. 

Hierarchowie, którym przewodził prymas Józef Glemp,  wykorzystali konflikt między prezydentem Lechem Wałęsą i premierem Tadeuszem Mazowieckim., nieudaną terapię szokową Balcerowicza, wiedzieli, jak spożytkować bogobojność faktyczną i udawaną polityków z rządu,  zaczęli więc narzucać swoje zdanie i wprowadzać swe rządy. Lewica nie protestowała, bo uwierzyła, że jej wolno mniej. Skłóceni Wałęsa i Mazowiecki nie potrafili dojść do porozumienia,  mediacji podjął się Kościół, nie za darmo oczywiście. Ceną miał być powrót religii do szkół, stopniowa klerykalizacja polskiej oświaty. Józef Glemp podkreślał, że za nauczanie religii katecheci nie będą pobierali zapłaty. Bardzo szybko okazało się, że były to puste, nie mające wiele wspólnego z prawdą, słowa. Biskupi rozkrzyczeli się, że katecheci mają te same obowiązki, ale i prawa, co nauczyciele matematyki, polskiego, czy biologii, więc mają prawo do pensji za swoją pracę. Dlaczego nauczyciela katechezy traktuje się jako ciało pedagogiczne, nauczyciela, skoro nie podlega on dyrektorowi szkoły? Jedynie biskup może mianować lub odwołać katechetę, jednak nie on płaci pensję. Od tego jest świecka szkoła neutralnego światopoglądowo państwa. I o pieniądze tu faktycznie chodzi: lekcje religii to kolejny sposób na wyprowadzenie pieniędzy z budżetu państwa. Niemałych, gdyż ostrożne szacunki mówią o 1mld. złotych rocznie. Kilka late temu protestował Józef Kloch, pomstując na Grzegorza Napieralskiego (pamięta go ktoś?), postulującego powrót katechezy do przykościelnych salek. Kloch łgał, że Napieralski chciał wyprowadzić religię z życia społecznego. Zabawne: rzecznik episkopatu ujawnił, że Kościół tych salek nie uważa już za miejsca życia społecznego… Również odwoływanie się przez Klocha do czasów PRL wzbudza śmiech politowania; gdy nie ma się argumentów straszy się komuną! Pan Kloch histeryzował, że nie jest sztuką szukać oszczędności w kieszeni katechetów. A kto zamierza ich zwalniać? Niech zarabiają nawet i trzy razy tyle, ale pensje niech płaci im Kościół! Krzyki prawicy i kleru, jakoby jakiekolwiek próby dysput nad celowością nauki religii w szkołach jest atakiem na Kościół, są kłamliwe i pozbawione sensu. Ich histeria to nic innego, jak obrona interesów Kościoła, bo interesu państwa w nauce religii nie ma absolutnie żadnego! Bez religii żyć można, ona nie jest niezbędna do życia, tymczasem od najmłodszych lat wbija się katechezowe brednie już dzieciom w przedszkolach. Następnie w szkole podstawowej, gimnazjum, szkole średnie towarzyszy młodzieży ogłupiająca "nauka".

Pisali przed laty biskupi, że powoli zacierają się wspomnienia dawnych lat przymusowej ateizacji i eliminowania z życia społecznego wszystkiego, co miało jakikolwiek związek z Bogiem. Nie zauważyli, że dziś nie ma przymusu, zwolennicy świeckiego państwa nie mają nic wspólnego z minionym ustrojem, obca jest im ideologia komunizmu, że brzydzą się PRL-em i PZPR. Jakaż przymusowa ateizacja? Dobrowolna, po doświadczeniach i przemyśleniach, potrzeba pozbycia się religijnych kajdan jest przymusem? Mnie nie zastanawiają kłamstwa powielane przez kler i katoparwicę, jakoby katecheza była nośnikiem podstawowych i uniwersalnych wartości, wzbogacającym cały proces wychowawczy człowieka. Kłamstwem jest twierdzenie, że nauczanie religii w szkole niesie ze sobą istotne walory wychowawcze, że nie da się w pełni wychować człowieka bez uwzględnienia także jego sfery religijnej. O, tak, nie da się w pełni wychować posłusznego hierarchom człowieka bez religijnego, katechetycznego bełkotu, bez indoktrynacji od najmłodszych lat! Widać gołym okiem efekty katechezy, wystarczy rzut oka na stadiony, zadymy przy okazji lewicowych marszów w większych miastach, parad równości, zachowania zdewociałych polityków. Cóż pozytywnego z tej katechezy, finansowanej za publiczne pieniądze? Miejsca pracy dla pozostających poza kontrolą dyrektorów szkół katechetów? Bo na pewno nie służy do kształtowania wyłącznie pozytywnych postaw. Co wyniesie z katechezy młody człowiek, na której ksiądz bredzi, że kotki hello kitty są symbolem szatana, antykoncepcja to zło, a egzorcysta jest lekarzem?


Minister edukacji nie ma nic do powiedzenia w sprawie programu nauczania religii w szkołach, nie ma wpływu na treści, jakie są na zajęciach wykładane, co przyznała pani Szumilas. Państwo płaci katechetom, organizuje zajęcia, ponosi odpowiedzialność za żałosne efekty katechezy, dyrektorzy szkół łamią rozporządzenie ministra edukacji z 1992 roku w sprawie warunków i sposobu organizowania nauki religii w publicznych przedszkolach i szkołach. A stanowi ono, że to nie uczniowie, którzy nie będą uczęszczali na religię, mają przynieść jakieś karteczki informujące o tym, lecz ci uczniowie, którzy wyrażają chęć uczestnictwa w zajęciach. To bezkarne łamanie prawa musi się skończyć!

Istnieje coś takiego, jak uchwała komisji wychowania katolickiego konferencji episkopatu Polski, z datą 9 czerwca 2010 roku. Jest to podstawa programowa katechezy Kościoła katolickiego w Polsce, pozbawiona jakiejkolwiek kontroli państa. Dokument odzwierciedla podział na trzyletnie okresy zgodne ze szkolnymi etapami edukacyjnymi oraz okresami rozwojowymi ucznia. Założeniami tematycznymi dla poszczególnych etapów są:

• w przedszkolu — wprowadzenie w życie religijne,

• w klasach I-III szkoły podstawowej - inicjacja w sakramenty pokuty

i pojednania oraz Eucharystii,

• w klasach IV-VI szkoły podstawowej - mistagogia,

• w klasach gimnazjum - prowadzenie do wyznania i rozumienia wiary oraz systematyczne wprowadzenie w historię zbawienia,

• w klasach szkół ponadgimnazjalnych - umożliwienie dawania świadectwa życia chrześcijańskiego.


Program realizuje dwa zakresy integralności treści katechetycznych:

szkołę podstawową oraz gimnazjum wraz ze szkołą ponadgimnazjalną.

Dla poszczególnych etapów edukacyjnych przyjęto następujące określenia:

• Przedszkole — Kochamy dobrego Boga;

• Klasy I-III - W drodze do Wieczernika;

10 Wprowadzenie

• Klasy IV-VI - Poznaję Boga i w Niego wierzę;

• Gimnazjum - Pójść za Jezusem Chrystusem;

• Szkoły ponadgimnazjalne: liceum i technikum - Świadek Chrystusa;

szkoła zawodowa - Z Chrystusem przez świat.

Rodzice często nie mają bladego pojęcia, jak wyglądają zajęcia z religii, nie wiedzą, jakie są tematy, co się tam uczniom przekazuje.



Episkopat uznał, że indoktrynacja religijna musi odbywać się jak najwcześniej, by zatruć dzieciństwo bezbronnemu i niewinnemu małemu człowieczkowi, który podatny jest na manipulacje, będąc ciekawym świata, ufnym i naiwnym. Hierarchowie pouczają, że religia nie może być tylko jednym z wielu przedmiotów, polecają więc uzupełniać wiedzę poprzez parafialne duszpasterstwo dzieci i młodzieży. Jak się okazuje, kler odpowiednio zagospodarował młodym ludziom wolny czas.Gimnazjalista np. powinien powinien:

•    dostrzegać potrzebę ewangelizacji;
•    kształtować swoją postawę dotyczącą problemów dojrzewania i pytań egzystencjalnych w oparciu o Słowo Boże;
•    dostrzegać ważną rolę naszej relacji z Bogiem wobec nowych wyzwań i doświadczeń;
•    zachowywać świadomą postawę wobec modlitwy i postu.


Dwa razy Polską rządziła lewica, czy jak się ci politycy określali. Nie zrobiono wtedy nic, by zakończyć religijną samowolę w szkołach, nie próbowano nawet zmienić sposobu nauki religii, nie powalczono, by poddać świeckiej kurateli szkolną katechezę. Nie zrobił tego ani Włodzimierz Cimoszewicz, ani Józef Oleksy, ani Leszek Miller. Widać nie mieli suflera, który by im podpowiedział.


Jeśli masz czas i ochotę, kliknij i wypromuj. Dzięki!:)

1 komentarz:

  1. Luźno związane z tematem artykułu - o "walorach wychowawczych" religii.

    Jadę sobie niedawno autobusem i matka rozmawia z synkiem o spowiedzi (księżom nie wolno jeszcze zakładać podsłuchów) z okazji pierwszej komunii.
    No i synek coś tam wyrecytował, matka na to - bardzo dobrze, więc synek z ulgą, którą naprawdę było słychać w jego głosie (i widać w gestach), że nie ma się czego obawiać.
    Matka czym prędzej poprawiła go ostrzegając, że musi teraz bardzo uważać, aby nie popełniać żadnych grzechów (czy jakoś tak - opowiadam z głowy).

    Takie są walory wychowawcze religii - zatruwanie umysłów strachem i przyuczanie do posłuszeństwa panom w sukienkach :/

    OdpowiedzUsuń